Swego czasu mocno uzależniłem się od jedzenia w Mercado Latino. Malutkiej knajpce z dwoma stolikami tuż przy Wittigowie, a do częstszych wizyt w tym miejscu zniechęcał mnie brak miejsca, ponieważ w środku może zmieścić się maksymalnie 4-5 osób. Jakaż więc była moja radość, kiedy okazało się, że Alba Holder, właścicielka tego przybytku, otwiera drugi lokal, tym razem już przyzwoitej wielkości restaurację – La Habana. Niedaleko, bo na ulicy 9-go Maja.
Już sama okolica sprawia, że ciężko mieć złe nastawienie do La Habany. Dwa malutkie stoliki na zewnątrz, tuż przy mini parku, pozwalają choć trochę wczuć się w karaibskie klimaty, zwłaszcza podczas panujących latem we Wrocławiu upałów. Jest to jedyna kubańska restauracja we Wrocławiu, która poza kuchnią, wyróżnia się także płynącą z głośników karaibską muzyką. Druga przyczyna pozytywnego odbioru tego miejsca od pierwszej chwili – właścicielka. Sympatyczna pani Alba, która urzęduje na kuchni, ale odpowiada także za kontakt z klientami. Właściwie to podczas pierwszej wizyty nawet nie zdążyłem zerknąć w menu, a i tak dokonałem wyboru dań. Obu poleconych przez właścicielkę.
Na początek zupa z soczewicą (6 zł), pomidorami, papryką i boczkiem. Może nie stanowi najsilniejszego punktu karty, ale jest dość wyrazista, lekko ostra i w sumie dobrze pasuje na początek obiadu.
Bacalao en salsa y papas (20 zł) to w naszej szerokości geograficznej coś totalnie egzotycznego. Dorsz po kubańsku, a dokładnie suszony dorsz przygotowany następnie z pomidorami, dużą ilością cebuli i ziemniakami, podany dodatkowo z ryżem i sałatką. To danie może nie zachwyca w pierwszym momencie, ale mocno zaskakuje i niesie za sobą historię prawdziwie domowej, wykorzystującej podstawowe składniki, kubańskiej kuchni serwowanej w La Habana.
Bo właśnie taki panuje tu klimat. Karaibska wyspa obecna jest tu zarówno na talerzu, jak i w postaci muzyki oraz wystroju lokalu. Za pierwszym razem było na tyle dobrze, że ciekawość przyciągnęła mnie raz jeszcze.
Karta jest krótka, zawiera potrawy kuchni kubańskiej i hiszpańskiej, ale w menu pojawiają się także codziennie dania dnia, jak choćby bacalhau ostatnio. Druga wizyta przypadła na okres największych upałów, przez co doskonałym pomysłem okazało się zamówienie gazpacho (6 zł).
I wiecie co – to było absolutnie świetne gazpacho, orzeźwiające, a jednocześnie aż ostre od ilości czosnku, o idealnej teksturze, z kilkoma kawałkami ogórka. Zupa jest gęsta i doskonale schłodzona.
Przed daniem głównym chciałem się jeszcze bardziej orzeźwić, zamawiając napój z tamaryndowca. O ile przez pierwsze łyki był przyjemny, tak później okazał się zwyczajnie za słodki.
Empanadas con carne (15 zł), czyli smażone pierożki z wołowym mięsem w kruchym cieście. Przyjemnie lekkie ciasto dobrze komponuje się z mięsno-pomidorowym farszem z fasolą, a ostatecznego sznytu nadaje niezwykle prosta sałatka z sałaty.
W La Habana jemy kubańskie dania, od których aż bije tak potrzebna w kuchni prawda. Jest radośnie, jest tanecznie i, co ważne, smacznie. Po opuszczeniu tego miejsca jeszcze bardziej ciągnie nas do dalekich podróży, najlepiej tych zamorskich. Może w następne wakacje?
La Habana
9-go maja 86
Wygląda (i brzmi) niezwykle zachęcająco :>