Co jakiś czas na blogu pojawia się relacja, na którą warto zerknąć ze sporym dystansem, bez powagi, podchodząca nieco pod groteskę. Tak będzie właśnie dzisiaj, więc nie bierzecie wszystkich słów przeczytanych poniżej na serio. O takich miejscach jak bar U Billa na ul. Kościuszki nie da się pisać poważnie.
Szykując wpis na temat najlepszych barów mlecznych we Wrocławiu, staram się odwiedzić każdy z nich i sprawdzić, czy jakikolwiek dorównuje legendarnemu Misiowi, w którym stosunek ceny do jakości wydaje się być najwyższy oraz mojemu ulubionemu barowi z domowym jedzeniem, z nieco wyższymi cenami – Domowe Obiady z Sępa Szarzyńskiego.
U Billa – już sama nazwa jest nieco groteskowa, choć jak później wyczytuję na stronie www baru, pochodzi od pseudonimu pierwszego właściciela lokalu. Wnętrze klasyczne do bólu, ciemne, ze sporą metalową ladą, stojącą na środku oraz zwyczajnymi metalowymi stolikami z obrusem w kratkę. Niezmiennie w tego typu przybytkach bawią mnie zaparowane na wejściu szyby. Oznacza to, że na pewno będzie wesoło.
Na prawej ścianie od wejścia znajduje się standardowa dla barów mlecznych tablica z wartościami cenowymi w formie niewielkich karteczek. Menu również do bólu przewidywalne, ale i inne być nie może. Pierogi, schabowy, mielony, jakieś zupy, nawet na zestaw dnia znalazło się miejsce. Ogólnie sporo tego, teoretycznie wszystko wyrabiane na miejscu. Teoretycznie.
Przy kasie pełen luz, pani zza lady bardzo łatwo wchodzi w interakcje z klientami, zagaduje nie tylko mnie, ale co najmniej kilku innych osób, tyle że chyba brakuje jej czasu na ogarnięcie lady z bemarami, która ostatnie sprzątanie zaliczyła zapewne na zakończenie poprzedniego dnia. Za moim zamówienie nie skrywa się żadne zaskoczenie – zupa szczawiowa (3,50 zł), do tego pół porcji pierogów ruskich (2,30 zł) oraz kotlet mielony (4,70 zł) z kopytkami (2 zł) i surówką z białej kapusty (1,25 zł).
W moje zupie szczawiowej zabrakło… szczawiu. Owszem, pojawia się gdzieś w smaku, choć niemal niezauważalnie, ale to bardziej taka zagęszczona jarzynowa z kilkoma kawałeczkami ziemniaków. Ogólne odczucia są takie, że w ślepym teście 90 na 100 osób na pytanie – jaka to zupa, odpowiedziałoby co innego. Zero ładu, zero składu, w każdym razie w moim domu się tak nie gotowało.
Pierogi ruskie stanowią w pewnym sensie wyznacznik poziomu każdego z barów mlecznych, nie inaczej wygląda to w tym wypadku. Współczuję wnukom tych pań, które lepią pierogi na zapleczu. Nie będą mogli wspominać tak doskonałych pierogów, które robiła choćby moja babcia. Zresztą Wasza pewnie też. To co otrzymuję na talerzu U Billa to złamanie wszelkich kanonów sztuki pierogowej. Widzieliście kiedyś żółto-czarny farsz we wnętrzu cholernie grubego ciasta? Ja też nie i nie chcę myśleć co było w jego składzie.
Bang, jest i wyższy stopień wtajemniczenia, a więc kotlet mielony, w dodatku z kopytkami wprost z garmażerki obok i surówką, która jako jedyna sprawia wrażenie świeżej. Kotlet nie woła o pomstę do nieba, a to już plus. Naturalnie nie chrupie, ale jest przyzwoicie doprawiony, pieprzny i grubo zmielony. No i te kopytka…
U Billa to kolejny z tych barów, w którym czas nie tyle się zatrzymał, ale idzie do tyłu. Brak choćby minimalnej jakości to największy problem. Wiadomym jest, że tego typu przybytki, zwłaszcza w takiej okolicy”, muszą trafiać w gusta konkretnego klienta, głównie tego niezbyt wymagającego, ale wymagajmy choć trochę.
U Billa
Kościuszki 188
facebook.com/U-Billa
Skoro wszystkie to polecam sprawdzić na skrzyżowaniu Kołłątaja i Kościuszki – Bar Mały.
Ten odpuszczam, bo kiedyś już się tam strułem.
Bar Domowy Wrocław Leśnica ul. Średzka 🙂
Pani która tam lepi pierożki pracuje tam od kiedy pamiętam , ta sama 🙂
Ruskich koniecznie tam zasmakuj ! ( ) 😉
Tuż obok jest Bar Orientalny Saigon, ul Krakowska 1, mi tam nawet smakuje. Czy jest szansa na recenzję? Z góry dziejuje bardzo!
Skoro Ci tam „nawet smakuje”, to po co recenzja ?
Nie wierzysz własnym zmysłom ?