Do niedawna wymarła ulica Świdnicka zaledwie w przeciągu kilku miesięcy ożyła, a co jeszcze bardziej mnie cieszy, stało się to w dużej mierze dzięki gastronomii. Nie dość, że pośrodku niegdyś jednej z najbardziej reprezentacyjnych ulic miasta odnowiono przejście podziemne, to spora liczba zagospodarowanych na nowo lokali przyciąga w te okolice coraz więcej osób. Jest przecież Stacja Pasibus, naprzeciwko Ceska, a po drugiej stronie jeszcze bardziej oblegana Stara Pączkarnia. Od niedawna funkcjonuje także druga restauracja właścicieli La Maddaleny – Mama Manousch.
Mama Manousch to spora, dwupoziomowa, całkiem ciekawie zaaranżowana, ale niezobowiązująca przestrzeń. To miejsce mające docelowo tętnić życiem od rana do wieczora, od śniadania, poprzez obiad, aż po wieczorne wino z przyjaciółmi. Na ścianach wewnątrz główną rolę odgrywa postać tytułowej Mamy, która w dłoni dzierży nóż i czuwa nad wszystkimi daniami lądującymi na stołach klientów, których wcale nie brakowało w niedzielny poranek, bo właśnie wtedy wybraliśmy się na tradycyjne niedzielne śniadanie „na mieście”. Z każdą minutą do środka schodziło się coraz więcej osób, a my, bez wielkiego napięcia, korzystając z weekendowego lenistwa, przez długi czas nie mogliśmy się zdecydować na konkretne pozycje.
W końcu wybieramy shakshukę (24 zł), omlet mamy manousch (14 zł) oraz owsiankę sweet&fit (17 zł). Czekamy, a w międzyczasie doceniamy starania uśmiechniętej kelnerki, która rozbawia naszego syna. Zresztą, podczas wybierania konkretnych potraw, z dużą umiejętnością opowiada o każdym po kolei, doradza, a także przyjmuje nasze wynikające z fanaberii zmiany w składzie poszczególnych dań.
Na dzień dobry kawa. Dla mnie tradycyjnie espresso, dla żony kawa krówkowa (12 zł), czyli nic innego jak zapychające i bardzo słodkie krówki ciągutki w cappucino. Krówki uwielbiamy, ale jednak w tej postaci to było za dużo.
Podana na patelni shakshuka w pierwszym momencie sprawia wrażenie niewielkiej. Pod koniec okazuje się, że wcale taka mała nie jest, a przede wszystkim, smak wynagradza wszystkie potknięcia. Od momentu pojawienia się na moim stoliku, biją od niej wspaniałe aromaty. Dwa jajka rozpływają się po przecięciu, zagęszczając i tak całkiem gęsty sos pomidorowy łączący w sobie słodko-kwaśne nuty z wyraźnie zaznaczoną ziołowością, pochodzącą głównie od kuminu i kolendry. Kremowa struktura shakshuki w połączeniu z chrupiącą bagietką robią robotę.
Omlet Mamy Manousch jest puszysty i tak prosty, jak tylko może być. Podany w towarzystwie rukoli, pomidorków i delikatnego jogurtu. To lekka, właściwie wiosenna pozycja, idealna na pierwsze śniadanie.
Doniczki, słoiki, hipsterka pełną gębą, ale podana w tej pierwszej owsianka sweet&fit wywołuje uśmiech na twarzy mojej żony. Jest dobrze zbalansowana, oczywiście z przeważającymi, ale nie nadmiernie słodkimi akcentami oraz dająca pozytywnego kopa z samego rana.
Jedno wiem na pewno – po tak udanym śniadaniu muszę zawitać do Mama Manousch ponownie, tym razem na obiad. Jest smacznie, przyjemnie, ale ceny, nawet jak na warunki rynkowe, dość wysokie. Warto jednak przekonać się na własnej skórze, bo jakość obsługi i przygotowanych dań, stoją na wysokim poziomie.
Mama MaNousch
Świdnicka 4