Jakiś czas temu jeden z czytelników podrzucił mi pomysł, abym przygotował listę najbardziej pechowych lokali we Wrocławiu. Takich, w których szanse na powodzenie gastronomii są nikłe. Zacząłem się zastanawiać i faktyczni wyszło na to, że w stolicy Dolnego Śląska da się znaleźć kilka miejsc, w których otwierały się restauracje, bary, kawiarnie, i nie szło nic. Tak więc niech poniższe zestawienie stanowi ostrzeżenie dla osób chcących otwierać tam interes związany z kulinariami. Jeśli pominąłem jakiś oczywisty lokal, wybaczcie i dajcie znać w komentarzach. Pamięć bywa niestety zawodna.
Przyczyn potencjalnego niepowodzenia poszczególnych lokali jest kilka. Oczywiście najważniejszy przyczynek do niepowodzenia stanowi podejście do działalności samego właściciela, jego pomysłowość i zaangażowanie, a właściwie ich brak. Dopiero później należy dostrzec rolę lokalizacji, atrakcyjności okolicy, potencjalnej ilości gości. Pozytywnym przykładem jest m.in ekipa Shrimp House, która odczarowała lokal na Świętego Mikołaja. Wystarczył ciekawy plan i uczciwe podejście do gości.
Poniatowskiego 10/1 B
Ten lokal można uznać niemalże za legendę wrocławskich „chińczyków” – odkąd pamiętam, to było ich tam cztery lub pięć. Ogólnie wystrój się nie zmienia, karta raczej też nie, więc brak sukcesu nie zaskakuje, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że sama ulica jest ciemna, bez możliwości zostawienia auta i przelotowa.
Sokolnicza 7/17
Domowe obiady, koreańskie kurczaki, domowe obiady, a właściwie to bardziej „domowe”. Teoretycznie miejsce ma potencjał, bo dookoła znajduje się sporo biur, ale z drugiej strony sam lokal i pawilon, w którym się znajduje, bardziej kojarzy się z PRL-owskim dziadostwem, aniżeli dobra kuchnią. I chyba tak już zostanie. Nie wróżę tu sukcesu.
Plac Teatralny 4
Wielka zagadka. Owszem, nie zaparkujecie obok auta, nie zaparkujecie nawet niedaleko, ale jakiż tu jest potencjał! Już sam neobarokowy budynek Teatru Lalek nadaje temu miejscu magii. Obszerne wnętrze także zachęca, choć potrzebowałoby rozjaśnienia, ale coś jest tu nie tak, bo kolejne restauracje padają po krótkim czasie. Teatralna, choć nieco magiczna, zamknęła się szybko, Niezłe Ziółko także, a Tajemniczy Ogród zapewne niebawem podzieli jej los, głównie ze względu na fatalne podejście właścicieli.
Więzienna 5
Obecnie mieści się tu tajski bar Phatahthai, wcześniej Frytkarnia Amsterdam. Niby wszystko jest ok, w końcu ulica Więzienna jest jedną z najbardziej klimatycznych w mieście, codziennie przechadza się tędy ogrom wrocławian i turystów, ale ten konkretny lokal nie może odpalić. Możliwe, że jest to spowodowane faktem małym rozmiarem. Wewnątrz nie mieści się nawet zmywarka, przez co jedzenie podawane jest na plastikowych naczyniach. Sąsiedztwo włoskiego pasażu pewnie też nie pomaga.
Szwedzka 17
Szwedzka, ogólnie okolice ulicy Strzegomskiej, wydają się być czarną dziurą wrocławskiej gastronomii. Owszem, zaraz obok wystartował ciekawy projekt – Stół na Szwedzkiej, ale to raczej wyjątek potwierdzający regułę. Choć niepowodzenie spowodowane jest raczej niską jakością oferowanej gastronomii – kebab, pizza na dowóz – aniżeli czymkolwiek innym, bo potencjał jest ogromny. Dookoła rozpościerają się ogromne blokowiska, trzeba tylko zachęcić tych ludzi czymś sensownym.
Ulica Szczytnicka
Na Szczytnickiej bałbym się wystartować nawet z McDonaldem. Niby w okolicy znajduje się sporo biurowców, niedaleko stacjonuje mnóstwo studentów, ale gastronomia w tym miejscu to ciężki kawałek chleba. Ostatnio przez dłuższy czas utrzymuje się tu jedynie Zdrowa Krowa, reszta pada chwile po otwarciu. Brak parkingu, szarzyzna, przestarzałe kamienice, ciężko będzie coś tu stworzyć.
Dubois 2
Teoretycznie bliskie sąsiedztwo Wyspy Słodowej skazuje ten lokalik na sukces, ale jednak dzieje się inaczej. Były tu już burgery, były kurczaki w panierce, a obecnie lody naturalne. Coś tu nie gra, choć jak pokazuje popularność znajdującego się po przeciwległej prostej Tacos Locos, wystarczy mieć dobry pomysł, a nie iść na łatwiznę.
Rynek 44
Kolejno mieściły się tutaj: Restauracja pod Złotym Jeleniem, Starbucks, hiszpańskie Tapas, a teraz ponownie pod Złotym Jeleniem, ale z dopiskiem Prime Grill. Rynek, kopalnia pieniędzy, a jednak coś w tym miejscu nie gra, i raczej nie powoduje tego tylko antresola, na którą trzeba się wdrapać po wejściu do lokalu.
Hallera 41
Przez długi czas wydawało mi się, że Mai Lan – jeden z ulubionych „chińczyków” wrocławian – przetrwa wszystko. Jak się jednak okazało, nie przetrwał, podobnie jak wcześniej chociażby kebab, później pizzeria, a obecne swoich sił próbuje zespół, oferujący przedziwny zestaw – lody naturalne i pierogi. Wcześniej sąsiadom przeszkadzały „zapachy” dochodzące z Mai Lan, co będzie tym razem? Patrząc na historię miejsca, śmiem wątpić, aby obecni najemcy odnieśli spektakularny sukces.
Kotlarska 24
Cytując jedną z czytelniczek: w ciągu 7 lat: „Pekin, burgery, Restauracja Domowa, La Fee verte, teraz jakiś tajski lokal”. Jakiś, a konkretnie Ban Thai, który póki co jeszcze działa. Ale rzeczywiście miejsce nie należy do najszczęśliwszych, głównie ze względu na to, że tą częścią ulicy Kotlarskiej nie przechodzą tłumy. Lokal jest położony nieco na uboczu głównego szlaku komunikacyjnego, dlatego też wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że cokolwiek tam funkcjonuje.
Dubois 2 – pan serwujący lody wychodzi z lokalu, siada na schodku i zapala papierosa. Jakoś nie mam odwagi sprawdzać, czy do nakładania lodów wciąga rękawiczki. Poza tym, tuż obok jest Lodowa Wyspa, która jest czynna znacznie dłużej (kiedy nie pada) – ostatnio nawet przed 23-cią – i tym przyciąga przechodzących obok ludzi.
Ów lokal z „Lodami naturalnymi” na Duboisa 2 został właśnie zamknięty; stoi pusty, z napisem „Nieczynne” na drzwiach…
Co do restauracji przy Teatrze Lalek. Pod wszystkimi trzema nazwami kryje się ten sam właściciel, który firmę przepisywał już chyba na wszystkich członków rodziny, żeby nie płacić podatków. Nie płaci ludziom, a kontrole PIP’U są tam na porządku dziennym.
Palmira na szwedzkiej to straszne dziadostwo – pizza słaba dobrze że jest promocja wieczorami bo chyba nikt by jej nie kupował, gyros trochę lepszy ale szału nie ma, może dania obiadowe ratują ten podupadający dziwny lokal. Obok otworzyła się pizzeria Taorima która ma dużo lepszą pizzę, co prawda brakuje jej trochę do najlepszych pizzerii wrocławskich ale dają radę. Są jeszcze domowe obiady na tej ulicy i ponoć bardzo dobra Pierogarnia ale nigdy tam nie jadłem posiłków.
Na Hallera 41 znowu pustki.