Kilka razy pisałem o tym, że okolice ulicy Strzegomskiej, Nowy Dwór, to gastronomiczna pustynia. Poza kilkoma pizzeriami i kebabiarniami, dobrego smaku można było szukać jedynie w Stole na Szwedzkiej. Od jakiegoś czasu coś jakby ruszyło, choć raczej to opcje streetfoodowe, sąsiadujące ze sobą – HulThai i Mumbai Lunch Box. Ostatnio, jadąc do klienta na Strzegomską, przypomniałem sobie właśnie o HulThai i nadrobiłem nieco drogi, by skosztować przygotowywanego przez foodtruckową ekipę pad-thaia. Traf chciał, że zaparkowałem jednak bliżej Mumbai i tak wybrałem właśnie to miejsce na obiad, a kolejnego dnia po raz drugi.
Mumbai Lunch Box to budka, w której wcześniej, o ile dobrze pamiętam, smażone były placki ziemniaczane, a obecnie znajduje się indyjski bar, którego warunki sanitarne – delikatnie mówiąc – raczej nie przystają do standardów wyznaczanych przez polski sanepid. Drewniany domek składa się z dwóch części – zbudowanej kuchni i otwartej przestrzeni z długą ławą, taką a’la jadalnią. Już sama nazwa kieruje nas w stronę kuchni indyjskiej, menu zmienia się codziennie. W karcie zawsze znajdują dwa dania mięsne, jedno wege, a do tego zawsze samosy i mago lassi. W kuchni urzęduje dwóch Hindusów, interesu dogląda jeden Polak, zapewne szef, a pomimo nieporządku, o którym wspominałem wcześniej, dookoła roznoszą się przyjemne aromaty.
Mija ledwie kilka minut od złożenia zamówienia, kiedy sam właściciel przynosi do mojego – jedynego – stolika samosy (8 zł). Smażone w dość grubym, a co za tym idzie twardym cieście. Nie porywają, duże części ziemniaków dominują smakowo nad resztą, a dopiero gdzieś z tyłu majaczy cytrusowa kolendra. Przystawka mocno streetfoodowa, bo trzeba ją jeść rękami. Plastikowe sztućce nie radzą sobie ze skorupą z ciasta. Sos miętowy dość jednowymiarowy, trochę zbyt cierpki.
O wiele lepiej prezentuje się chicken curry (18 zł) podany na tacce thali z chlebkiem naan. Do zestawu można dobrać właśnie naany lub ryż, a dopłacając 2 zł, otrzymujemy oba dodatki. Chlebek jest pieczony na miejscu, na bieżąco, w znajdującym się wewnątrz piecu tandoor. I to czuć, bo stanowi idealne połączenie chrupkości, lekkości i delikatnej gumowatości. Curry to smakowita gra aromatów, gęstego sosu i mięciutkiego kurczaka. Danie jest wielowymiarowe i bogate w smaki. Porcja może niezbyt ogromna, ale ze względu na sycące naany wystarczająca na obiad,.
Za drugim razem wybieram klasykę – chicken tikka masala (20 zł) z ryżem, chlebkiem i sosem miętowym. Czerwonawo-żółty, kremowy sos skrywa w sobie spore kawałki kurczaka. Soczyste, miękkie, przyjemnie komponujące się z sosem na bazie m.in. kolendry, kuminu, goździków z dodatkiem pomidorów i cebuli. Tikka masala skrywa w sobie całą paletę przypraw, delikatnie ostrych, rozgrzewających, pobudzających apetyt. Czego mogę się przyczepić? Trochę zabrakło mi aromatu podpieczonego w piecu mięsa, a totalnym zaskoczeniem i wpadką jest mini surówka z rzodkiewki, sałaty i marchewki (!?).
Przyznam, że mam pewien problem ze sklasyfikowaniem Mumbai Lunch Box – zarówno jako miejsca, jak i kuchni. Z jednej strony drewniana budka, z drugiej piec tandoor, z jednej tacki thali, z drugiej plastikowe sztućce. Mieszanka wybuchowa, ale jedzenie jest przyzwoite. Nie wyrywa z butów, zdecydowanie nie, ale na spokojnie można tu wpaść na szybki obiad. Taki ze smakiem, choć nie bez niedociągnięć, a przede wszystkim w bardzo przyzwoitej cenie. To dobra opcja, zwłaszcza biorąc pod uwagę ciągle jeszcze aktualną gastronomiczną mizerię na Nowym Dworze Muchoborze.
Mumbai Lunch box
Strzegomska 206