Tradycyjnie już w okolicach października, największe polskie miasta zaczynają żyć największym gastronomicznym festiwalem w kraju – Restaurant Week. Liczba wrocławskich edycji zbliża się do okrągłej dziesiątki, dlatego ciężko też przejść obok tak uznanego i cenionego wydarzenia obojętnie. Tym razem Restaurant Week odbędzie się w 24 wrocławskich restauracjach i potrwa od 17 do 31 października, aby każdy z chętnych gości mógł skosztować jak najwięcej.
O co chodzi z tym całym Restaurant Weekiem? Już tłumaczę
- Szefowie Kuchni przygotowują specjalne, trzydaniowe sety restauracyjne, składające się z przystawki, dania głównego oraz deseru w cenie 49 zł za osobę
- goście dokonują rezerwacji do jednej wybranych restauracji na stronie www.restaurantweek.pl
Standardowo tuż przed rozpoczęciem właściwego festiwalu, w ramach roli ambasadora imprezy, mam okazję niejako przetestować menu kilku z biorących udział w akcji restauracji. W październikowej edycji to dokładnie 24 miejsca, z których osobiście odwiedziłem dwa, mogąc jednocześnie podzielić się swoją opinią z Szefem Kuchni oraz właścicielami, aby pomóc wyeliminować ewentualne wpadki i zaserwować w trakcie właściwego festiwalu konkretne dania bez wpadek.
Kto uczestniczy w tegorocznym festiwalu Restaurant Week?
1450 Smokehouse Grill&Coctail | Active Hotel | Restauracja Agawa | Ahimsa | ALYKI | Barka Tumska | Chwila Moment Coffee&Food | ENJOY | Folgujemy | HINT | Inspiracja | KORBA | Malarska 25 | NOVO 2 | Olszewskiego 128 | Questa | Liberta 7 | SeaFood Bar&Market | Steak N’Roll | Winestone Wrocław | Woławina | Wratislavia | Zwycięska 9 | Nadodrze Cafe Resto Bar
REZERWACJI NA RESTAURANT WEEK MOŻECIE DOKONYWAĆ TUTAJ
Na przedfestiwalowe degustacje trafiłem do 1450 Smokehouse grill&coctail oraz nowego bistro Chwila Moment coffee&bar.
Pierwszy tasting to bistro Chwila Moment na Sołtysowicach. Sołtysowicach będących w dalszym ciągu absolutną gastro pustynią, która została jednak wzbogacona o schowane w zaułku przy markecie Netto bistro. Wnętrze dość mocno nawiązuje do najnowszych industrialnych trendów, uzupełnionych o kolory wprowadzone za pomocą siedzisk.
Menu festiwalowe w pewnym sensie nawiązuje do koncepcji Chwili Moment, a więc prostoty w formacie bistro, zamkniętej w kilku nieskomplikowanych składnikach lądujących ostatecznie na talerzu. Wersja pierwsza, mięsna, to przede wszystkim kremowe, mocne w smaku, podrobowe pate na okrągłym wycinku z pumperniklu. Jest słodko, ale z delikatnym kwaśnym przełamaniem. Bardzo udana rzecz. W podobnej formie zaserwowane zostały małże Św. Jakuba, tyle że w tym wypadku uzupełnienie stanowił sos szafranowy z dominującym akcentem musztardowym.
Dania główne może nie zaskakują, są wręcz bezpieczne, ale technicznie wykonane bez zarzutu i przede wszystkim ze smakiem. Filet z kaczki właściwie rozpływa się w ustach, a cudnie zaróżowione w środku plasterki cieszą oko. W wersji wege pojawia się produkowany przez RAGU makaron pappardelle w śmietanowym, kremowym sosie z borowikami, tymiankiem i czosnkiem. Prostota, ale pełna dobrych aromatów. Jest sezonowo, z leśnymi akcentami, bardzo udanie.
Deser nie pozostawia złudzeń – słodycz wybija się na pierwszy plan. Płynny wewnątrz fondant czekoladowy, lody o smaku solonego karmelu i stanowiące lekkie przełamanie, kwaskowe maliny. Nie ma żartów, zadowoleni powinni być najwięksi zwolennicy słodkości.
1450 smokehouse&coctail
Restaurację znajdującą się na ulicy Oławskiej polubiłem mocno już jakiś czas temu i zachwalałem nawet jako jedną z ciekawszych na płycie naszego Rynku. Dlatego mocno ucieszyła mnie obecność 1450 wśród uczestników festiwalu, co tylko potwierdza odpowiedni poziom. Szef Kuchni Rafał Tytuła postanowił zaprezentować w menu wszystko to, z czego 1450 smokehouse&coctail jest znane. Kuchnia oparta na amerykańskich klasykach, mocnych i sycących smakach.
Na początku na stoliku ląduje koszyk świetnego, wypiekanego na miejscu chleba z solonym masłem. Tyle, bo więcej nie trzeba, żeby na dzień dobry na naszych twarzach pojawił się uśmiech. W dalszej kolejności testujemy krem z kukurydzy, przed podaniem którego jednoznacznie stwierdzamy, że nie mieliśmy jeszcze okazji zjeść dobrego kremu z tego akurat warzywa. Do teraz, bo krem okraszony popcornem okazał się na tyle esencjonalny i przyjemnie zbalansowany, że nie mogliśmy narzekać.
Zdecydowanym hitem i faworytem całej uczty są grillowane żeberka w sosie BBQ na bazie Jacka Danielsa. Soczyste, odpadające od kości mięso, do tego słodycz połączona z dymnością sosu i domowe frytki. Nie dość, że porcja jest ogromna, to smak na długo nie pozwala o sobie zapomnieć. Zdecydowanie podtrzymuję swoją opinię – to najlepsze żeberka w tym mieście i jeśli potraficie liczyć na poziomie szkoły podstawowej, zrozumiecie, że cholernie opłaca się zarezerwować stolik na Restaurant Week właśnie w 1450. Opcją bezmięsną, choć równie mocno sycącą jest klasyk amerykańskich dinerów – mac and cheese, tutaj zestawiony z grillowanym brokułem.
Cały wieczór wieńczy wpadający doskonale w moje gusta deser. Limonkowe, bardzo cytrusowe, ale i ze słodkością na wysokim poziomie, ciasto z dodatkiem kleksa śmietany. Cukier, śmietana, wiecie, rozumiecie. To nie może nie smakować.
Nie jestem Januszem, który musi mieć schaboszczaka na cały talerz ale jedząc widniejące powyżej pappardelle czułbym się, jakbym dojadał po kimś resztki. Bez przesady z tymi porcjami dla dzieci.