Swego czasu wziąłem za cel honoru opisanie wszystkich wrocławskich sklepów oferujących lokalne i rzemieślnicze produkty, i kiedy właściwie byłem bliski odwiedzenia ich wszystkich, hurtowo zaczęły pojawiać się kolejne. Jednym z nowych odkryć jest znajdujący się tuż przy centrum handlowym Ferio Gaj, sklep RegioFood. Tym samym udało mi się odwiedzić większość z nich, dzięki czemu niebawem na blogu pojawi się zestawienie takich miejscówek. Teraz jednak kilka słów o wspomnianym sklepie z Dzierżoniowskiej, bo działa niestandardowo, a to zdecydowanie mieści się w kręgu moich zainteresowań. Kilka słów o sklepie, ale i moim podejściu do tematu jedzenia.
Skąd moje zainteresowanie tymi sklepami i produktami? Już dobre trzy, cztery lata temu postanowiłem sobie, że może nie radykalnie, ale krok po kroku zmienię sposób dokonywania jedzeniowych wyborów zakupowych. I tak, owszem, zobaczycie mnie czasami w Lidlu, bo chyba każdy z nas pędząc z jednej pracy do drugiej, zmuszony jest kupić raz na jakiś czas coś w dyskoncie. Choćby mąkę, ser czy mleko, i jest to tak normalne, jak to, że dwa plus dwa równa się cztery. Ba, jeśli ktoś robi tam zakupy codziennie, to nic mi do tego. Ważniejsza jest jednak inna kwestia – chęć uświadomienia sobie tego, co w wielu krajach rozwijających się szybciej, niż Polska, zrozumiano prędzej. Tego, że warto jeść dobrze, jeść produkty lepsze jakościowo od tych dostępnych w każdy sklepie na rogu.
W moim wypadku poukładanie sobie tego wszystkiego w głowie było skorelowane czasowo z narodzinami pierwszego syna, a także rozpoczęciem pisania na blogu. Poznawanie coraz to ciekawszych ludzi z branży gastronomicznej, poznawanie mechanizmów powstawanie poszczególnych produktów (patrz lody), w końcu osobista chęć jedzenia lepiej, smaczniej i wspierając okolicznych producentów. To nie jest proces trwający miesiąc czy dwa. To raczej działanie zaprojektowane na trzy lub cztery lata, w połączeniu z poznawaniem nowych smaków, edukowaniem się i poszerzaniem horyzontów, zamkniętych dotychczas w dość banalnych ramach jedzenia jedynie dla najedzenia się i zaspokojenia podstawowych potrzeb fizjologicznych.
Sklepy takie jak RegioFood doskonale wpisują się w moją filozofię zakupową, a przy okazji pozwalają na chwilę lenistwa lub mówiąc inaczej, sprzyjają zaoszczędzić nieco czasu. Dlaczego? Otóż poza punktem stacjonarnym, gdzie znajdziecie ogromną gamę przeróżnych produktów lokalnych – od przetworów i pieczywa z Conceptu Stu Mostów, poprzez moje ulubione mleczne produkty z Międzyborza, aż po kiszonki Sznajderów i słodkie wypieki, RegioFood to również RegioPaczki z gotowym już, standardowym zestawem zakupów, które powinny Wam wystarczyć na weekendowe śniadania i kolacje, a może i obiad.
Jaka jest idea tych paczek? Otóż do każdej środy do godziny 12.00 można zamówić średnią, dużą, familijną lub skomponowaną przez siebie paczkę pełną lokalnych produktów, która zostanie bezpłatnie dostarczona w piątek w wybrane przez Was miejsce w mieście. Do tej pory korzystałem z obu opcji – mojej paczki, z wybranymi przeze mnie składnikami oraz paczki dużej. W tym drugim wypadku w cenie 105 zł trafił do mnie miks produktów podstawowego użytku – niepasteryzowane, pełnotłuste, stanowiące dla wielu osób kompletną nowinkę, mleko, a oprócz tego świetne masło z Międzyborza, wiejski chleb ze Stu Mostów, kremowy pasztet wieprzowy z zakładu Pod Bukami, kiełbasa Golędzinowska, twaróg, ser podpuszczkowy z Cerekwicy, domową sałatkę jarzynową i oczywiście coś słodkiego, a więc serniczek. Rozwiązanie jest proste, ułatwia życie i oszczędza nam czas w piątkowe popołudnie. Ja wybrałem dostawę do biura, paczka dojechała i mogłem po pracy pojechać prosto z nią do domu i zjeść pyszną kolację z rodzinką.
Drugi zestaw, skomponowany przeze mnie, to przede wszystkim absolutnie genialny, obłędny sorbet malinowy Z chaty Łaniaków. Do tego niskosłodzony, ale tak pysznie słodziutki dżem brzoskwiniowy ze znanej z soków jabłkowych Lutyni, a także wielbione przeze mnie krokiety, tutaj akurat w wersji z pieczarkami i kapustą czy pachnąca świeżością mąką z Młynu Skokowa, na której naleśniki dla młodych smakują jak milion złotych.
Każdorazowo, kiedy uda mi się kupić tego typu produkty, przygotowując poranny czy wieczorny posiłek dla domowników, czuję lekkie podniecenie. Zarówno ze względu na możliwość poznania czegoś nowego, jak i szansę wyjścia poza schemat jedzenia nijakich parówek oraz płatków z mlekiem. Te wszystkie produkty są proste, nieskomplikowane, ale każdy z nich wiąże się z osobną historią mniejszego lub większego producenta, pasjonatów i prawdziwych rzemieślników, produkujących niewielkie ilości swoich smakołyków. Ogromnie doceniam tych ludzi, że w świecie niejadalnego shitu serwowanego nam w ogromnych sklepach, potrafią wrócić do korzeni i robić coś, w czym czuć pasję i serce oraz ogrom wkładanej pracy. Dla mnie to wielka wartość, zdecydowanie większa od aspektu finansowego. No właśnie, finanse. Jedni powiedzą, że płacenie za coś, co w innym sklepie kosztuje dwa razy mniej, to bzdura. Moje myślenie idzie w drugą stronę i zawsze zastanawia mnie, jakim cudem kilogram parówek w markecie, z opakowaniem, może kosztować 5 zł za kilogram.
Cenię sobie jakość, lokalność i dobry smak, choć zdecydowanie nie należę do ludzi zafiksowanych na tym punkcie i w żadnym wypadku nie chciałbym nikogo nawracać. Wolę powiedzieć jedno – warto spróbować. Po prostu spróbować raz kupić kilka produktów choćby w takim sklepie jak RegioFood, zamówić paczkę do domu i poczuć smak, którego większość obecnie żyjących dzieci nigdy nie pozna. Życie jest zbyt krótkie, aby jeść kiepskie jedzenie. Na zdrowie!
RegioFood
Dzierżoniowska 7/1 a