Powstanie, a później niewątpliwy sukces Nafta Neo Bistro przyczyniły się do spopularyzowania industrialnych terenów na końcu ulicy Krakowskiej, wzbudzając spore zainteresowanie wśród osób myślących o otwarciu własnej restauracji. Słysząc o nowince na Krakowskiej, tuż przy owianej niemałą sławą Nafcie, od razu w głowie zaświtała mi myśl o kolejnym bistro w nowoczesnym stylu z jedzeniem na dobrym poziomie. Czy taki jest Aksameet Bistro-Restauracja?
Na początek o nazwie. Od razu do głowy przyszła mi myśl – to w końcu bistro czy restauracja? Ciężko upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Obstawiam jednak, że bardziej celowano w tym wypadku w bistro, co moim zdaniem udało się połowicznie, o czym poniżej. Szefem Kuchni został Olaf Ratz, znany we Wrocławiu z wcześniejszej pracy we Fuego na placu Wolności. Został Szefem, a po miesiącu zdążył odejść.
Industrialne, poprzemysłowe przestrzenie dookoła wyglądają tyleż na zaniedbane, co również uroczo, a kiedy spojrzymy z oddali na migający na zielono, subtelny neon z nazwą restauracji, można odnieść wrażenie, że to zwyczajnie pasuje, a otwarcie kolejnych miejscówek w okolicy to kwestia czasu. Zieleń dominuje również wewnątrz, a ułożone w jednym rzędzie gustowne stoliki z zielonymi siedziskami podpowiadają w pamięci wygląd klasycznych francuskich bistr.
Jedyna rzecz, która do bistrowego nazewnictwa tu nie pasuje, to ceny. Jak wiecie, moja tolerancja cenowa w restauracjach jest spora i choćby w ramach testowania jestem w stanie wydać na posiłki sporo pieniędzy. Co jakiś czas w głowie świta mi lampka i krzyczy – za dużo, za dużo, za dużo! Oczywiście produkt jest tyle wart, ile ktoś jest w stanie za niego zapłacić i tutaj nie mam co do tego wątpliwości. Natomiast każdorazowo myśląc o cenach w restauracjach, staram się także spojrzeć na nie z punktu widzenia mieszkańców miasta, mających koniec końców te kwoty zapłacić. Wrocław jest ciężkim rynkiem dla miejsc wyskakujących poza średnią półkę cenową, zwłaszcza kiedy w okolicy znaleźć można miejsce na podobnym lub wyższym poziomie kulinarnym, a z mniejszymi kwotami w karcie. Tyle słowem wstępu, pora przejść do najważniejszego, a więc jedzenia.
Może jeszcze trzy słowa na temat obsługi. Absolutna profeska, wyczucie czasu, doboru słów i umiejętności sprzedażowych. Klasa. Na początek na stół przychodzi amouse bouche w postaci tatara z łososia i świetnego pieczywa, które wraz z masłem rozczula i pobudza apetyt. Tatar (39 zł), ale już z wołowiny, trafia przed mój nos niedługo później. Wygląda efektownie i apetycznie, a niestandardowe względem polskiej klasyki zestawienie smakowe robi mi dobrze. Gorczyca, krojony w duże kawałki ogórek kiszony, podwędzony, nadający dymnego posmaku majonez i drobno skrojone, delikatne mięso. Oj, dobrze było i szkoda, że szybko się skończyło. Druga przystawka to interesujące podejście do flaków wołowych (22 zł). Produkt wywołujący spore kontrowersje ze względu na swoje wątpliwe walory zapachowe został wzięty na sposób i aromatyczny sos tikka masala nadał mu hinduskiego, maślanego sznytu, za co duże brawa.
Gnocchi z batata (37 zł) swoim zapachem mogłoby powalić każdego przeciwnika prostych smaków, a to za sprawą sporej ilości trufli – nie świeżych, ale pysznych, komponujących się genialnie z aksamitnymi nomen omen kluseczkami. Do tego zblanszowany szpinak i wspaniały polski ser Rubin. Doskonałość zamknięta w prostocie gnocchi. Mój dorsz Skrei (65 zł) to smaczny reprezentant stylu. Ta dostępna ledwie przed dwa miesiące w roku ryba jest doskonale sprężysta, odpowiednio soczysta i delikatna, choć różniąca się smakowo od klasycznego dorsza. Risotto krabowe już tak wielkiego wrażenia nie robi, choć zostało wykonane poprawnie. Odniosłem jednak wrażenie, że było minimalnie zbyt ciężkie i słone, jak na kompozycję z tak dobrą rybą.
Na koniec jeszcze deser – tarta czekoladowa z sorbetem mango (29 zł). Wizualnie wszystko się tu zgadza, różnorodność tekstur również, ale tutaj pozwolę sobie na wycieczkę cenową, bo jednak kwota wydana na to słodkie zakończenie kolacji z mojej perspektywy była nieadekwatnie wysoka. Może to mało eleganckie z mojej strony, ale jednak tak czuję.
Jak to jest z tym Aksameetem? Jedzeniowo powyżej wrocławskiej średniej, pod względem obsługi również, ale odniosłem wrażenie, że nie czuć w tym miejscu odpowiedniej atmosfery, nie czuć wielkiej energii, co zdecydowanie posiadają choćby takie miejsca jak wspomniana Nafta czy Oda Bistro. Miejsce interesujące, smaczne, a czy zostanie odpowiednio przyjęte we Wrocławiu, okaże się w najbliższym czasie.
Aksameet Bistro-Restauracja
Krakowska 140
Mógłbyś podpisać zdjęcia, bo w tym przypadku nie wiadomo która opisana w tekście potrawa jest która…
PS Adres to Krakowska 180, nie 140.
Patrząc na komentarze tej restauracji na fb (nie wiem czy nie filtrowanie) i google, ma dobre recenzje. Dla mnie to miejsce mocno średnie, daleko od centrum, okolica brudna. Industrial to industrial, ale jakiś poziom czystości powinien być. Myślę, że ten zachwyt jest spowodowany tym, że nie ma konkurencji w mieście. Jak dla mnie ta restauracja to przerost formy nad treścią. Porównując ja do podobnych restauracjach w wielu miastach w Polsce,naprawdę nie ma czym się zachwycać.