Co zjeść we Wrocławiu? W cyklu Gdzie je WPK dzisiaj odpowiadam także na pytanie – co zjeść w Lublinie. Zabieram Was na wycieczkę po miejscówkach, które odwiedzam na drodze swoich kulinarnych podróży. Smacznego!
Na bieżąco moje kulinarne podboje możecie śledzić na Instagramie WPK.
Gdzie je WPK #1 | Gdzie je WPK #2 | Gdzie je WPK #3
Fine Dining Week
Jak co roku o tej porze w całym kraju odbywa się festiwal Fine Dining Week, mający na celu promowanie fine diningu. Nie jako jedzenia niedostępnego, a wręcz przeciwnie. Festiwal choć trochę pozwala odpiąć łatkę jedzenia drogiego i skomplikowanego. Wybraliśmy się z rodzinką poza Wrocław, aż do Borecznej pod Wałbrzych. Szefem kuchni jest tam znany wcześniej m.in. z Dworzyska Wojciech Harapkiewicz, który w tym niezwykle klimatycznym miejscu tworzy jedzenie oparte na jakościowym produkcie, a przede wszystkim smaczne.
Sama Boreczna urzeka kameralną, niezwykle domową atmosferą. Jedzenie? Menu festiwalowe różnorodne – z pstrągiem, jagnięciną i świetnym deserem z jabłkiem. Z menu stałego wybraliśmy wyborną kaczkę, seabassa i ostrygi. Sporo tu akcentów polskich, francuskich, dużo owoców morza – smaki złożone, a jednocześnie bez szokowania. Po prostu, uczciwa kuchnia w dobrym guście, w pięknych wnętrzach. Jeśli szukacie pomysłu na fajny i smaczny weekend niedaleko Wrocławia, Boreczna będzie dobrym wyborem, bo na miejscu macie mini hotelik.
Bratwursty
W pewnym momencie serca fanów Bratwurstów zamarły. Właściciele ogłosili na Facebooku, że to już koniec konceptu na Szewskiej ze względu na problemy z pracownikami, a dokładniej ich brakiem. Na szczęście szybko udało się dogadać z byłym pracownikiem, który postanowił się zająć lokalem i Bratwursty ruszyły na nowo. Nie mogło się obyć bez mojej obecności, bo ich buły uwielbiam na samego początku. Buła z podwójnym serem jak zawsze robi robotę, ser cudnie się ciągnie, a kalorie zgadzają. Dla jednych to tylko buła z serem lub kiełbaską, dla mnie to jedno z miejsc, które budowały obecną wrocławską gastronomię. Warto o tym pamiętać, bo właśnie wczesny ruch streetfoodowy w pewnym sensie przyczynił się do tego, co obserwujemy obecnie w wiecie gastro.
IBO Falafel
Jak pisałem Wam wielokrotnie, przynajmniej kilka razy w tygodniu staram się jeść potrawy wege. Często korzystam z takiej okazji przy zamawianiu jedzenia na dowóz. Z racji współpracy z firmą WOLT, co jakiś czas testuję wrocławskie miejscówki dowożące jedzenie, aby przedstawić Wam najlepsze z nich. Zdecydowanie IBO Falafel należy zapisać do listy – koniecznie warto zjeść. Prosta tortilla z aromatycznym, mokrym, pysznie zielonym falafelem podpowiada – jedz i nie przestawaj.
Lublin
Co zjeść w Lublinie? Kiedyś napisałem Wam już tekst na ten temat, ale jako że nasi przyjaciele mieszkają tam od kilku lat, bywamy regularnie przynajmniej dwa razy w roku. Dzięki temu mogę poznawać coraz to nowe miejscówki w tym pięknym mieście. Na początku warto wspomnieć, że znacznie poprawiła się kwestia dojazdu do Lublina z Wrocławia. Właściwie przez całą trasę jedzie się trasą ekspresową lub autostradą, a czas zdecydowanie uległ zmniejszeniu. Nie o tym jednak, a o jedzeniu w kilku ciekawych miejscach.
Na początek jeden z lepszych punktów w całej historii moich lublińskich odwiedzin. Spokojna 2 to nowoczesny koncept z pięknym wystrojem, sporą przestrzenią, specjalizujący się w serwowaniu śniadań z rana oraz bardziej obiadowych potraw i wina po dwunastej. Na miejscu wypiekane jest pieczywo, będące podstawą tutejszych potraw. Jest więc klasyczne śniadanie angielskie, świetny kremowy hummus, tosty Monte Christo z ciągnącym serem i szynką. Nie jest to może poziom najlepszych wrocławskich śniadaniowni, ale przystępne miejsce z klasą. Na pewno do powtórzenia.
Przy Krakowskim Przedmieściu znajduje się foodpornowa miejscówka ze słodkościami – Pelier. Dokładniej mówiąc dwie odsłony Pelier – bistro oraz sweets. W tym pierwszy zjecie śniadania, choć my ze względu na tłumek w środku wybraliśmy tylko kawę na wynos, w drugim natomiast królują churros z czekoladą. Jeśli lubicie takie klimaty, będzie to ważny punkt podczas wyprawy do Lublina.
W budynkach przynależących do Browaru Perła mieści się Perłowa Pijalnia Piwa, choć nazwa nie do końca odzwierciedla charakter miejsca. To restauracja z ciekawie rozwiązanym tematem stolików. Właściwie to braku stolików, bo jedynymi miejscami, przy których można usiąść, jest okrągły, ogromny bar. Jest to więc połączenie pubu i restauracji, a wypuszczany w przestrzeń dym i przyciemnione światło nadają niepowtarzalnego klimatu. Przyznam, że przypadł mi do gustu ten pomysł, a bliskość z innymi gośćmi powoduje, że nie czuje się tu spiny, a raczej dość luźny klimat.
Co jedliśmy? Dużo. Poziom jest dość zróżnicowany, a niektórym daniom brakuje trochę wykończenia. Na plus na pewno solidny hot dog oraz tatar z masłem grzybowym. Makaron z łatą wołową rozczarowuje po prostu brakiem doprawienia, natomiast jagnięce osobucco powala na łopatki swoją wielkością. Na kranach znajdziecie oczywiście piwa z miejscowego browaru – ja wybrałem opcję deski degustacyjnej m.in. z porterem oraz klasyczną Perełką. Nie są ta żadne krafty, ale świeże piwo w klimacie miejsca. Nie jest to top, ale ma w sobie coś interesującego ta Pijalnia i wydaje mi się, że głupio byłoby odpuścić wizytę u nich.
Na zakończenie, tuż przed powrotem na Dolny Śląsk, odwiedziliśmy jeden z bardziej gorących adresów w Lublinie, Sexy Duck. W karcie miks dań inspirowanych kuchnią włoską oraz klasyków, a także dość dziwnych eksperymentów. Pierwsza sprawa to absolutnie skandaliczna obsługa. Bardzo rzadko piszę coś takiego, ale dawno nie spotkałem się z tak niedoinformowanym, nieinformującym klientów, zapominającym o daniach, zespołem kelnerskim. Herbata? Jaka herbata, nie zamawiali Państwo! Deser? Jaki deser. Poproszę burgera bez pomidora i rukoli. Oczywiście przychodzi z pomidorem i rukolą. No średnio to wypadło.
Z zamówionych dań najlepiej wypada połówka kaczki, z mięsem delikatnym, soczystym. Devolaille z kaczki to dość ciekawy, choć niespecjalnie smaczny pomysł, natomiast pizza to raczej coś w rodzaju podpłomyka z pomidorami i serem. Wspomniany burger z pomidorem ogromny, ale suchy do granic możliwości. Na plus beza na zakończenie, o której zamówieniu oczywiście musieliśmy przypominać. Nic to, niesmak pozostał, powrotu nie będzie.
Odra Centrum
Szukając nieszablonowych pomysłów we wrocławskiej gastronomii do wyboru nie zostaje przesadnie wiele miejsc. Jednym z nich jest na pewno Odra Centrum, a więc pływająca kawiarnia połączona z centrum kulturalno-edukacyjnym przy moście Grunwaldzkim. Jest klimacik, jest miejsce do pracy, dobra kawa, a i jakieś proste śniadanie się znajdzie. Zdecydowanie pochwalam sam pomysł oraz wykonanie. Wchodząc do środka po schodkach czuć, że to miejsce żyje – dosłownie i w przenośni. Z jednej strony odbywają się warsztaty z wiązania węzłów dla dzieci, z drugiej słychać odgłosy zaparzanej kawy. Odra Centrum to miejsce, jakby stworzone dla osób szukających lokalizacji do pracy przy kompie. Wewnątrz przywita Was dużo kawy, przestrzeń i widok na Wrocław z perspektywy wody. Jeśli jeszcze nie byliście, idźcie koniecznie!
Kasprowicza 24
Kiedy pytacie – gdzie zjeść kebab we Wrocławiu, dość często odpowiadam szybko, że na Kasprowicza 24. Ten adres, będący jednocześnie nazwą przybytku zlokalizowanego w przy Muzułmańskim Centrum Kulturalno-Oświatowym, to skromny lokalik szturmowany codziennie przez wygłodniałe tłumy. Menu jest proste, właściciel przemiły, a jedzenie – oczywiście w kategorii streetfoodowej, przyjemne. Mięcho ma smak, w środku kupić m.in. baklavy, a prawdziwym hitem są ich falafele. Falafele wymieniam już drugi raz podczas pisania tego tekstu i zarówno te, jak i z IBO Falafel należą do najlepszych w mieście. Warto przyjść tu tylko na nie, dobrać hummus i liznąć trochę tej kulinarnej kultury.
Jarmark Bożonarodzeniowy we Wrocławiu
Na wrocławskim Rynku po dwuletniej przerwie ponownie pojawił się Jarmark Bożonarodzeniowy. Dla jednych to miejsce obowiązkowych odwiedzin w okresie przed świętami. Dla drugich, jak choćby dla mnie, impreza pozbawiona atmosfery, przepełniona bezsensownymi świecidełkami z Alixpress. Jest oczywiście grzane wino, słynne na cały kraj szaszłyki oraz mnóstwo pozbawionego smaku jedzenia. Co by jednak nie mówić, Jarmark co rok przyciąga tysiące wrocławian i turystów, sprawiając, że życie na Rynku toczy się non stop. Ja byłem raz, miałem nawet w planach coś zjeść, ale już na miejscu uświadomiłem sobie, że szkoda moich pieniędzy na leżące przez kilka godzin na grillu karkówki i frytki za 20 zł. Jeśli jednak świąteczny czas równa się wyjściu na Jarmark, idźcie i bawcie się dobrze.
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie