Gdzie je ten gość z WPK? Zapraszam na już szesnasty odcinek mojego cyklu, w którym opisuję swoje kulinarne przygody we Wrocławiu i nie tylko. Dzisiaj zabieram Was na gofry, dobre piwo, wegańskie sushi i smaczny chleb. Ruszamy!
Gdzie je WPK #1 | Gdzie je WPK #2 | Gdzie je WPK #3 | Gdzie je WPK #4 | Gdzie je WPK #5 | Gdzie je WPK #6 | Gdzie je WPK #7 | Gdzie je WPK #8 | Gdzie je WPK #9 | Gdzie je WPK #10 | Gdzie je WPK #11 | Gdzie je WPK #12 | Gdzie je WPK #13 | Gdzie je WPK #14 | Gdzie je WPK #15
Gofreak
Morze i gofry nierozerwalnie łączą się z wakacjami. Ale, ale, przecież jesteśmy we Wrocławiu, a nie nad morzem. Wpadłem na pomysł, że razem z WOLT poszukam najbardziej optymistycznych, kojarzących się z latem smaków na dowóz w mieście. Nie mogło być inaczej – pierwszy wybór padł na Gofreak ze św. Antoniego, gdzie można zjeść słodkie i wytrawne gofry w sumie w kilkunastu różnych opcjach. I Należy sobie jasno powiedzieć, że dobre są te gofry. Naszym łupem padły wersje słodkie – z Nutellą i cukierkami, klasyk z cukrem pudrem oraz banoffee z karmelem. Radość malowała się na twarzach już od pierwszych gryzów, tylko ich wielkość nie do końca pozwalała, aby zjeść wszystko za jednym zamachem. Mamy więc punkt pierwszy – jeśli na gofry we Wrocławiu, to do Gofreak. Można poczuć namiastkę nadmorskich kurortów.
CUDO vegan sushi
O zapowiadanym otwarciu znanego z Poznania konceptu CUDO pisałem już jakoś w styczniu. Wykończenie lokalu i powitanie z Wrocławiem nieco się przedłużyły, ale w końcu pod koniec kwietnia CUDO vegan sushi wystartowało w stolicy Dolnego Śląska i trzeba przyznać, że zgodnie z zapowiedziami jest to godny odwiedzenia punkt i to nie tylko dla wegan.
Ok, ale czym jest CUDO? Zapraszam po więcej informacji do mojego wpisu, ale w skrócie postaram się wytłumaczyć. Otóż CUDO to miejscówka z wegańskim sushi, ale nie w banalnym, nijakim wydaniu. Wręcz przeciwnie – jest oryginalnie, z dobrym produktem i przede wszystkim smakiem. Smaczkami są choćby krewetka z marchewki czy genialne taco roll w panierce z nachosów. Idźcie, smakujcie i wejdźcie w tę zabawę formą i smakiem.
Przysmaki Domu Wiśniowieckich
Śniadań ci u nas we Wrocławiu pod dostatek. Wróóóóć! Dobrych śniadań we Wrocławiu zbyt wielu nie uświadczymy, jak zawsze Wam piszę – góra pięć sensownych miejsc, stąd częsta obecność właśnie w nich. Punkt kolejny – poranny posiłek u Wiśniowieckich na Zwycięskiej. W tych delikatesach znajdziecie również trzy stoliki, przy których można zjeść jedno z pięciu prostych śniadań z menu. Wybór jest niewielki, za to śniadania skomponowane w przyjemny sposób zarówno pod względem wizualnym, jak i smakowym.
Ja wybieram klasyczną, ale świetnie przyrządzoną jajecznicę z serem primo sale, młody pałaszuje tosta francuskiego z mascarpone i owocami sezonowymi, a na talerzu żony znajduje się kanapka z awokado i jajecznicą. W tym wypadku rukolę zastępuje szpinak. Dobrze jest, kolorowo, a przy tym idealnie łączy mi się z jednej strony dobry produkt w witrynach i smaczne śniadanie na talerzu. Aż dziwne, że nikt wcześniej we Wrocławiu nie zdecydował się na taki krok.
Piekarnia Pastel
Moje serce bije na PLON-u i wiecie o tym doskonale, ale nie jestem w stanie codziennie dotrzeć na ulicę Buraczaną. Dlatego z nieskrywaną ciekawością i radością przyjąłem fakt, że niedaleko mnie, w Browarach Wrocławskich otworzyła się piekarnia Pastel. Co jeść od nich? Stałą weekendową pozycją jest pyszna chałka, chleb klasyk to wrocławska czołówka – chrupiąca skórka, mokry, świetnie wyrośnięte wnętrze. Z innych wypieków próbowana jeszcze była pojawiająca się czasami w weekendy nasączona dobrociami Baba rum. Jeśli mieszkacie po tej stronie miasta, korzystajcie ile wlezie.
Beer Geek Madness
Jedną z rzeczy, których najbardziej brakowało mi w trakcie pandemii, były imprezy piwne, a zwłaszcza Beer Geek Madness. Edycja przełożona z okresu pandemicznego w końcu się odbyła pod koniec kwietnia i dobrze było znowu poczuć ten klimat Zaklętych Rewirów, gdzie event się odbywa. O co chodzi z tym BGM? W założeniu, zgodnie z nazwą, to festiwal najbardziej szalonych piw w Polsce, ale nie tylko z naszego kraju. Udział biorą polskie i zagraniczne browary, które przygotowują po dwa specjalne piwa polewane na zasadzie – płacisz raz, pijesz ile chcesz.
W tym roku wydaje mi się, że frekwencja była nieco niższa, niż przed laty, ale w każdym razie raz jeszcze całkiem wysoka jak na tak niszowy festiwal. Osobiście chodzę na Beer Geek Madness nie tyle, aby skupiać się na każdym jednym osobnym piwie, co po prostu spędzić miło czas ze znajomymi i wieloma czytelnikami, których spotykam na imprezie. Tegoroczna edycja zostaje przeze mnie zaliczona do tych udanych, liczba ciekawych piw jak zawsze zadowala, choć momentami niepokoi kierunek, w którym kraft skręca, a więc piw słodkich, słodszych i jeszcze bardziej słodkich. Pastry stouty i pastry souery z ogromną ilością pulp owocowych potrafią pokonać nawet najbardziej wytrwałych. Zdecydowanie wybieram wytrawniejsze wersje IPA.
Szpitalne jedzenie
Żona wraz ze starszym synem trafili do szpitala na zabieg i… No, sami wiecie. Cholera, żenujące jest to, jak wygląda sposób żywienia w polskich szpitalach. Dzienna stawka żywieniowa wynosi 6-7 zł na osobę, co jak sami rozumiecie, nie pozwala na szaleństwa. Szokiem jest dla mnie fakt, że matka przychodząca z dzieckiem do szpitala nie otrzymuje posiłków i musi je sobie kombinować na własną rękę. Szokiem są te pseudo szynki, pseudo sery, pół ogórka. Nie wiem czy kiedyś się to znormalizuje, ale to podobnie jak w przypadku jedzenia w przedszkolach jednak także wina po prostu braku odrobiny dobrej woli, chęci edukowania się, nauczenia gotowania nowych, atrakcyjniejszych choćby wizualnie potraw.
Mała czarna
Jest kilka kawiarni we Wrocławiu, do których mam mniejszą lub większą sympatię. Wielką sympatię mam natomiast do znajdującej się tuż przy bramie Stadionu Olimpijskiego Małej Czarnej. Ta kameralna kawiarenka to z jednej strony sentyment – w końcu tutaj studiowałem, z drugiej – niepowtarzalny klimat, idealny punkt na przystanek przy rowerowych wycieczkach. Lub wycieczkach… hulajnogowych. Od dłuższego czasu przymierzałem się do zakupu hulajnogi elektrycznej, aby przemieszczać się po mieście i wybór padł na Funscooter F10X głównie ze względu na jej zasięg – aż 75 km, więc mogę ogarnąć na luzie trasę z Zakrzowa do centrum i z powrotem. W najbliższych tygodniach będę pisał o niej więcej, bo w końcu pogoda się poprawiła, ale po pierwszych testach zdecydowanie zachwalam. Możecie ją zdobyć we Wrocławiu w dobrym sklepie na Wałbrzyskiej electofun. Co do Małej Czarnej – ten przelew w promieniach słońca daje radość. Po prostu.
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie
W większości jak nie we wszystkich wrocławskich szpitalach nie ma już kuchni tylko catering przywożony przez zewnętrzne firmy i prawdopodobnie dlatego jedzenie wygląda w taki sposób.