Gdzie je WPK? W siedemnastym odcinku mojej serii o tym gdzie zjeść we Wrocławiu zabieram Was na ukraińskie pierogi, kiełbasy stadionowe, lody z Gigi i pyszne knedle z Bananicook. Smacznego!
Gdzie je WPK #1 | Gdzie je WPK #2 | Gdzie je WPK #3 | Gdzie je WPK #4 | Gdzie je WPK #5 | Gdzie je WPK #6 | Gdzie je WPK #7 | Gdzie je WPK #8 | Gdzie je WPK #9 | Gdzie je WPK #10 | Gdzie je WPK #11 | Gdzie je WPK #12 | Gdzie je WPK #13 | Gdzie je WPK #14 | Gdzie je WPK #15 | Gdzie je WPK #16 | Gdzie je WPK #17
Kiełby stadionowe
Jak wiecie, jestem sportowym geekiem, czy też psycholem, który kocha niemal każdy sport i wozi swoją rodzinkę od imprezy sportowej do imprezy. Tym samym przychodzi mi testować stadionowe jedzenie na różnych – najczęściej żużlowych, piłkarskich czy koszykarskich arenach. Konkluzja z tych wizyt nie jest przesadnie pozytywna – rzadko kiedy na polskich stadionach można zjeść cokolwiek przyzwoitego, a tylko niektóre kiełbasy – bo je można spotkać najczęściej – spełniają minimalne standardy przyzwoitości kulinarnej. Z tych ostatnich na plus na pewno kiełba ze stadionu opolskiego Kolejarza, na minus z wrocławskiego Stadionu Olimpijskiego. Niemal surowa, podawana na zimno, oj zła po prostu.
Bistro Połtawczanoczka
Kiedy na Cybulskiego otwierała się od bistro, wielu podpowiadało, że łatwo nie będzie. Oda okazała się objawieniem, ale z różnych względów zniknęła. I tak lokal – całkiem ładny swoją drogą, stał dłuższy czas pusty, a przedłużający się remont ulicy obok nie pomagał za bardzo w jego wynajęciu. Nie kryłem zdziwienia, kiedy podczas wizyty w Rozruszniku wypatrzyłem nowinkę. Ukraińską Połtawczanoczkę z… dość specyficznym menu zawierającym zarówno pielmieni, jak i pizzę. Ryzykownie, co tu dużo mówić.
Przedarliśmy się jednak przez te chore remonty, przeszliśmy przez dziurawą ulicę i dotarliśmy na miejsce. Cisza, spokój, tuż po południu zastaliśmy leniwe przymiarki do rozstawienia stolików na ogródku znajdującym się w otoczeniu znanych z innych miejsc na Nadodrzu kolorowych podwórek. My tu jednak na jedzenie, a nie gadać o malowidłach. Wszystko, dosłownie wszystko smakuje tak, że jesz i już wiesz, że drugiej wizyty chyba nie będzie. Jest to, powiedzmy przyzwoicie w obrębie podobnych barów, ale nic więcej. Barszcz ukraiński trochę w stronę pomidorowej, pielmieni najlepsze z zestawu, choć dominacja ciasta nad mięsną wkładką trochę przeszkadza, a pierogi nazywane od niedawna ukraińskimi delikatne aż do przesady.
Coffilm
Gdzie pójść na dobrą kawę, żeby popracować przy kompie na Grunwaldzie? O ogromną chęcią zaglądam do w kontakcie, wiadomo, ale niedawno poznałem kolejne miejsce z klimacikiem i godne uwagi. Coffilm to jak sama nazwa wskazuje – kawiarnia z filmową atmosferą, plakatami z filmów na ścianach i wielkim rzutnikiem na środku, gdzie jak mniemam organizowane są seanse dla fanów kina. Mówi się, że duszę lokalu tworzy jego właściciel i chyba mamy z tym do czynienia w przypadku Coffilm. Człowiek zza kontuaru dogląda wszystkiego, zagaduje, rozmawia, tworząc niepowtarzalną atmosferę bliskości. Chciałbym mieć takie miejsce w swoim bloku.
Cukiernia Gigi
Hej, Gigi robi własne lody – napisał mi kumpel. Ale jak to, przeca tam Krasnolód od dawna działa i ma się dobrze. Okazało się, że w pięknym poście pożegnalnym Gigi poinformowało o zakończeniu współpracy z Krasnolódem, celem rozpoczęcia produkcji i sprzedaży własnych lodów. Odważny to krok, ale do odważnych świat należy. Zwłaszcza, jeśli na fartuszku nosi się nazwę Gigi. W te pędy ruszyliśmy z rodzinką na Gaj, aby lodów od Gigi spróbować. Wpadliśmy niemal na samo zamknięcie, ale udało się skosztować każdego z czterech smaków. Według mnie najlepiej wypadł sorbet mandarynkowy, według dzieciaków krem waniliowy i śmietanka. Rywalizacja była zacięta, zwłaszcza że w grze pozostawała jeszcze pistacja. Jednogłośnie orzekliśmy jednak – lody z Gigi, mimo że dopiero na początku drogi, już trafiają do lokalnej czołówki.
Bistro Duży Pokój
Kiedy ktoś pisze do mnie – słuchaj, tu i tu jest smażony ser, zawsze idę niemal w ciemno. Bistro Duży Pokój to miejscówka obok, której przejeżdżałem kilka razy w miesiącu od dawna, ale jakoś nigdy nie wyglądała mi na taką, gdzie miałbym wejść na obiad. Prześledziłem jednak menu, zerknąłem na fotki i zapowiadało się obiecująco. Na początek chłodnik litewski – doprawdy świetny, gęsty, bogaty, chłodny i chrupiący. Jak na osiedlowe bistro, mamy tu do czynienia ze świetną pozycją. Smażony ser? Klasyka z frytami i sosem tatarskim. 22 zeta za tego potwora w obecnych czasach jest hitem. Mam nadzieję, że brak ludzi w tym miejscu podczas mojej wizyty był jedynie wypadkiem przy pracy, ponieważ należy im się.
Browar Stu Mostów Świdnicka
Całą wizytę w nowym lokalu Stu Mostów opisałem Wam tutaj. Trzeba przyznać, że lokal robi wrażenie i wyciśnięto z niego ile się da. Ogromny bar z kilkunastoma nalewakami, sto wiszących nad nim tub – ciężko nie zatrzymać na tym oka po wejściu. Co ważne, jedzenie także wchodzi na odpowiedni poziom i tak fajnie łączy rynkowe życie oraz stumostowy charakter. Niewątpliwie pojawianie się takich miejsc przywraca wiarę w gastronomię w okolicach Rynku. Pośród chłamu takie Stu Mostów wprowadza spore pozytywne ożywienie.
Jak smakowo? Bardzo smaczny burger, świetne smażone kurczaki, tatar na kanapce, no i piwo z własnego browaru oczywiście. Jest smacznie, kolorowo, atrakcyjnie na talerzu, a przede wszystkim zgrywa się z piwem. Zdecydowanie polecam.
Bananicook
Mam ochotę na pierogi. Słysząc to z ust mojej żony, gdy odbieram ją z pracy na Oporowie, występuje u mnie odruch automatyczny zamawiania z Bananicook. Rach ciach, ciach, apka WOLT, dwie porcje pierogów i na dokładkę knedle. W końcu sezon knedlowy nadszedł, choć w tym wypadku akurat nie ze śliwkami, a truskawkami. Halo, policja, proszę tu przyjechać i zrobić porządek z Bananim! Robi te swoje pierogi na nieprzyzwoicie wysokim poziomie i zawstydza nimi całą resztę wrocławskich barów przygotowujących to danie.
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie