W kuchni indyjskiej zakochałem się dawno temu, jeszcze podczas corocznych wizyt w Londynie. We Wrocławiu tylu restauracji indyjskich co w stolicy Anglii nie uświadczymy, ale trzeba przyznać, że są to miejsca stojące na wysokim poziomie. Smakowało nam zarówno w Mango Mama, jak i w Buddha Lounge, a po nich przyszła pora na odwiedziny w Masala Grill&Bar, czyli restauracji znajdującej się na rogu ulic Kuźniczej i Wita Stwosza.
Już od wejścia wita nas miła i mocno profesjonalna obsługa. Otrzymujemy jeden z zaledwie kilku wolnych stolików i zabieramy się za prześledzenie karty. W międzyczasie mamy możliwość przyglądania się pracy hinduskich kucharzy.
Kuchnia jest otwarta, dzięki czemu po całej sali roznoszą się niezwykłe aromaty przygotowywanych dań, których w karcie jest naprawdę sporo.
Przyszliśmy z zamiarem spróbowania jak największej liczby potraw, więc rozpoczynamy od zestawu przystawek Mix Starter w cenie 40 zł.
Zestaw starterów zawiódł nas, ale nie pod względem smakowym, a wielkości. Kilka przystawek za 40 zł to jednak sporo.
Na talerzu, który został podany w towarzystwie trzech sosów, znalazły się pakory, samosy, mathri i papadamy. Najbardziej smakowały mi warzywne pakory, a także niezwykle aromatyczne i chrupiące samosy. Swoją wielką rolę odegrały także świetne sosy, z których najbardziej okazale wypadł ten pomidorowy. Z kolei miętowy imponował kolorem, ale okazał się nieco zbyt słony.
Po przystawkach przyszła pora na dania główne. Przy ich wyborze specjalnie nie wymyślaliśmy, zamówiliśmy klasykę.
Moja siostra, nieprzepadająca za mięsem, postawiła na vege wersję Biryani za 35 zł. Porcja wielokolorowego ryżu z warzywami ogromna, a do tego sos jogurtowy obok. Można śmiało powiedzieć, że to danie niezwykle proste, wręcz banalne, ale świetne w smaku, z pełnym przeglądem przypraw kuchni indyjskiej.
Standardowo wybrał także szwagier. Jego Chicken Tikka Masala, czyli kurczak grillowany w piecu Tandoor w sosie pomidorowym, to potrawa tyleż zwyczajna, co wielowymiarowa i bogata w smaki. Gęsty, mocno pomidorowy sos idealnie oblepia soczyste kawałki kurczaka, a prawdziwy charakter daniu nadaje duża ilość kolendry.
Skoro klasyka, to moja decyzja nie mogła być inna – Jalfrezi Curry Chicken z chlebkiem Naan zamiast ryżu. Jalfrezi Curry, a więc kawałki grillowanego kurczaka w pikantnym sosie paprykowo-pomidorowym. To najbardziej pikantne danie, którego próbowaliśmy w Masali. Ma wyrazisty, słodko-ostry smak. Mięso jest idealne, miękkie i głębokie w smaku, z niebywałym aromatem wybijającej się na czoło kolendry. Świetne danie. Chlebek Nann mógłby być nieco bardziej chrupiący, ale i tak idealnie komponuje się z curry.
Masala Grill&Bar to doskonałe miejsce dla każdego wielbiciela kuchni indyjskiej. Naprawdę sympatyczna i kompetentna obsługa oraz smaczne jedzenie w pełni usprawiedliwiają dość wysokie ceny. Dania są prawdziwie indyjskie, bardzo aromatyczne, a po wyjściu z restauracji – pomimo sporych porcji – czujemy się lekko.
Masala Grill&Bar
ul. Kuźnicza 3
Ah Masala… Chciałbym powiedzieć „nigdy więcej” ale zwyczajnie nie mogę. Zamówiłem w październiku Jalfrezi Curry Chicken i specjalnie poprosiłem kelnera o wersję ostrą wg Hindusow. Płakałem cały posiłek. Cały. Na nic zdały się napoje, jedyne co czułem do końca wieczoru to pieczenie całej jamy ustnej :/ jestem pewien że posiłek był smaczny, na pewno podają też inne smaczne potrawy. Ale to mnie nauczyło, że jednak są osoby, które posiadają wyższą skalę bólu, a także ooduczyło nadmiernego prxyprawiania potraw. W sumie od października rzadko gotuję coś „ostrego” 😉
masala masala masala od zawsze kiedy pamiętam to smaczna opcja i genialne danie na obiad, ja dodaję jeszcze sosu chilli od develey, z mięskiem łączy się rewelacyjnie 😛
Znacznie smaczniej niz w Mango Mama, a ceny podobne.
Masala? Proszę. Raz na pół roku daję im szansę, od lat, i niestety od Łodzi po Kraków, od Warszawy po Berlin, od Drezna po Rzym i od Barcelony po Lizbonę lokale z kuchnią hinduską serwują dużo smaczniej. Piszę to po konsultacjach z 3 osobami, które są dokładnie takiego samego zdania.