Iść tam, czy nie iść – oto jest pytanie, które zadawałem sobie odkąd tylko dowiedziałem się o otwarciu owianego legendą w niektórych środowiskach Charlotte. Do hipstera mi daleko, wolałbym nie być posądzany o ową hipsterskość, ale na potrzeby relacji postanowiłem jednak przekroczyć progi Charlotte Chleb i Wino, współtworzącego od niedawna jedno z bardziej klimatycznych miejsc we Wrocławiu – Pasaż Pokoyhof.
Koncept Charlotte jest prosty – połączenie kawiarni i piekarni serwującej śniadania od rana do nocy. Pierwszy raz zjawiłem się tam niedługo po otwarciu. Wchodzę i szukam tych wszystkich modnie ubranych młodzieńców z ajfonami w rękach. Cholera, nie ma nikogo takiego. Większość gości stanowią pracownicy okolicznych firm, dobrze ubrani, zajadający zapewne szybkie drugie śniadanie. Reszta to osoby takie jak ja, które przyszły z ciekawości.
Wielkiego lansu nie dostrzegłem, za to urzekło mnie co innego, w dodatku od pierwszej sekundy po przekroczeniu progu. Fenomenalny zapach świeżutkiego, wypiekanego na miejscu pieczywa. Niewiele jest takich miejsc we Wrocławiu.
Menu oparte jest na pieczywie wypiekanym na miejscu. Znajdziemy w nim zarówno croissanty, jak typowo francuskie śniadania, a także tartines na zimno i ciepło. Jeszcze przed przyjściem sporo słyszałem o genialnych konfiturach i czekoladzie do smarowania chleba. Do ich zamówienia zniechęcają mnie przechodnie słoiki trafiające od klienta do klienta. Nie należę do specjalnie brzydzących się wszystkiego ludzi, ale jakoś ten pomysł do mnie akurat nie przemawia.
Wypełniony zapachami pieczywa lokal do największych nie należy. W centralnym punkcie znajduje się duży stół, przy którym jednocześnie posiłki spożywać może pewnie ponad dziesięć osób. Poza tym kilka małych stolików, a w cieplejsze dni także ogródek.
Siadam, właściwie od razu otrzymuję menu i zamawiam espresso.
Na dzień dobry proszę o Croque-Monsieur (15 zł), a więc zapiekanego tosta z szynką, beszamelem i serem Gruyere.
Pierwsza sprawa – naprawdę świetny chleb. Mięciutki, z chrupiącą skórką, a do tego dużo sera, kilka plastrów szynki i beszamel. Klasyczne francuskie śniadanie, świetne w smaku, dodające energii na resztę dnia.
Pierwsza wizyta wypadła bardziej niż okazale, więc nie zawahałem się wybrać do Charlotte raz jeszcze tym razem nastawiając się na zachwalaną tu i ówdzie kanapkę na zimno z rostbefem. Niestety, okazało się, że o tej porze tejże pozycji menu jeszcze nie ma. A byłem na śniadaniu przed godziną dziewiątą.
Nic to, musiałem szybko zmienić plany, decydując się na Croissanta z nadzieniem cytrynowym (5,50 zł) oraz omleta z kozim serem (9 zł) i oczywiście espresso.
Puszysty, delikatnie chrupiący, z przyjemnie cytrusowym aromatem croissant rozbija bank. Jest wyborny, zdecydowanie wart swojej ceny. Doskonale dopasowuje się do wyrazistej kawy.
Omlet z kozim serem to z kolei totalna prostota. Ściągnięty z patelni w odpowiednim momencie, z lekko lejącym się żółtkiem, stanowi bardzo przyjemną pozycję, urozmaiconą intensywnym smakiem sera.
Charlotte to miejsce o kilku twarzach. Innej z samego rana, innej wieczorem. Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej opcji motywem przewodnim jest doskonały chleb i smaczne jedzenie, natomiast z rana rządzi kawa, a od południa rozpoczyna się tu nowe życie. Towarzyskie, tętniące coraz mocniej wraz z kolejnymi lampkami wina.
Spodziewałem się nudnego, modnego miejsca, a po dwóch wizytach okazało się, że to niezwykle przyjazne miejsce z niezłym jedzeniem, w którym każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Charlotte Chleb i Wino
ul. Św. Antoniego 2/4
Przechodnie słoiki nie zachęcają, ale na prawdę warto spróbować tej białej czekolady do smarowania. Byłem niesamowicie zaskoczony, że czekolada nie musi być ekstremalnie słodka. A w połączeniu z ich pieczywem i malinowym musem to istna rozkosz dla kubków smakowych 🙂
Odkąd znalazłam się w Charlotte w Warszawie cały czas za mną chodziła sałatka z kozim serem – nigdzie juz jej potem nie znalazłam w restauracjach we Wrocławiu (możesz podpowiedzieć :)). Więc wiadome, że się ucieszyłam, że Charlotte powstało we Wrocławiu. Niedługo muszę się wybrać w końcu! 🙂 Ale jakoś nigdy na śniadania nie chodziłam do restauracji czy kawiarni ale skoro piszesz, że croissant cytrynowy jest wart spróbowania to tym bardziej muszę zaglądnąć… 🙂
To ja chyba miałam dwa razy pecha. Po pierwsze popołudniami strasznie dlugo czeka sie na zamowienie. Po drugie, probowalam musu czekoladowego (obrzydlistwo-sam cukier i tania czekolada) oraz quiche z oliwkami (przecietnie a w dodatku za slono). I wielkie zdziwienie, bo w Warszawie to na prawdę smaczne miejsce.
Katastrofa. Kawa zimna. Wino w pękniętym kieliszku. Obsuga nie zajmuje się klientami. Odradzam.
Byłam we wrocławskim Charlotte dwa razy, za każdym razem obsługa testowała naszą cierpliwość, bo nie przychodziła baaaardzo długo. Za pierwszym razem kelner coś sobie burkał pod nosem, przyniósł zimne jedzenie, a za drugim razem (już inny kelner) wyginał się jak tylko mógł, żeby dostać , a samo jedzenie było przepyszne.
Byłam także w Charlotte w Warszawie – niestety, jak o tym myślę to przechodzą mnie ciarki. Po przyjeździe do Warszawy, Charlotte była naszym pierwszym punktem na mapie, żeby coś zjeść. Podekscytowani myślą o dobrym jedzonku poszliśmy i bardzo się zawiedliśmy. Na obsługę, jak i na zamówienie, trzeba było sporo czekać. Kelnerzy nie dogadywali się między sobą, krzyczeli na siebie, potrącali się wylewając zawartości tac i wyklinali. Przyznam szczerze – nie było przyjemne siedzieć i jeść na sali gdzie dzieją się takie rzeczy, istny koszmar. Na koniec kelnerka chciała przytulić trochę pieniędzy z zapłaty za zamówienie, bo upomniana o resztę strasznie się obruszyła i co byście nie myśleli – nie, nie zasłużyła na ten napiwek.
Moim zdaniem Charlotte we Wrocławiu jest bardzo przyjemne, szczególnie letnim porankiem i jednak trzeba przyznać, że mimo wszystko chce się tam wracać.
Żałuję swojej wizyty w tym miejscu. Mowa o Wrocławiu. Moi znajomi byli tak samo niezadowoleni. Było po prostu niesmacznie – żenująco wręcz. Do tego obsługa, która obserwuje stanowczo zbyt natarczywie. Odradzam.
Odwiedziłam to miejsce dwa miesiące temu. Poranne śniadanie, kolejka ogromna co dawało mi nadzieję na pyszne śniadanie na które warto czekac 45min! Miejscówka ciekawa. Obsługa miła, ale odczuć można było panujacjące wariactwo i stres. Zamówiliśmy tosty i koszyk pieczywa z konfiturami. Tosty to była porażka! Jedynym plusem był chleb. Praktycznie brak sosu, plasterek niesmacznego indyka, plaster sera. Rozczarowanie na maxa. Dwie osoby zamówiły to danie i niestety obie były bardzo rozczarowane. Koszyczek pieczywa był faktycznie dobry. Biała czekolada pycha, konfitury też bardzo dobre. Z naszej strony powrotu tutaj nie będzie. Nie warto w naszej opinii tutaj wrócić (mimo dobrego pieczywa, ale dla nas to zbyt mało).