Szybka sobotnia akcja. Dwa telefony do znajomych, analiza planów, po czym ostatecznie staje na wyjściu do miasta na małą wódeczkę. Rozeznanie w lokalach już nie takie jak w latach studenckich, ale od czego są bardziej zorientowani kumple pracujący w nocnej gastronomii. Plan ustalony, na początek tatar, gziki, kiełbaska, no i oczywiście kilka shotów kolejno w Setce, Ambasadzie i Przedwojennej. Po odpowiednim napełnieniu żołądków można udać się do Lewitacji, a więc klubu studenckiego znajdującego się tuż przy Mananie.
Płacimy za wstęp, stajemy przy barze, zamawiamy Cuba Libre. Nie, nie będę wam opowiadał co robiliśmy przez całą noc. Mało tego, nie byłoby relacji z Lewitacji, gdyby nie jeden fakt. W końcu nie zajmuję się opisywaniem klubów muzycznych. Zdarzyło się jednak inaczej, ponieważ gdzieś przy trzeciej Cubie w nasze ręce wpadła ciekawa kartka.
Przekąski, za pięć złotych, w klubie? Trzeba spróbować. Zamawiamy mini burgera, polędwiczki z kurczaka, frytki, no i szaszłyk z żółtego sera. Za całość płacimy 20 zł. Tak, 20.
W międzyczasie pijemy drinka, a po niespełna dziesięciu minutach na bar przed nami trafiają talerzyki.
Na początek szaszłyk ze smażonego sera, a że to jedna z moich ukochanych potraw, zostaję kupiony już na wstępie. Opanierowane na miejscu, nie z gotowca i całkiem spore trzy kawałki cudownie ciągnącego się żółtego sera z dodatkiem żurawiny. Za pięć złotych to pełen wypas.
Moda na burgery zaczyna powoli przemijać, ale niejako idąc za niedawnym trendem w Lewitacji znajdziemy je w menu. Mało tego, w całkiem ciekawej formie, w wersji mini, z sałatą, cebulą i pomidorem. Sam kotlet bliższy domowemu mielonemu, ale naprawdę niezły, zwłaszcza jako szybka przekąska za taką cenę.
Polędwiczki z kurczaka, sztuk sześć, a do tego sos słodko-ostry znany z azjatyckich barów. Paski piersi kurczaka usmażone na chrupko, soczyste w środku i sycące.
Koszyk frytek z ketchupem, wiadomo.
Lewitacja zaskoczyła swoją ofertą. Zaskoczyła pozytywnie, głównie cenami, ale także samym faktem takiej oferty skierowanej do klientów. Wiadomo, nie są to dania z wykwintnej restauracji, ale wcale nie mają takie być. Jedzenie do alkoholu w mieście ma być szybkie, najlepiej tłuste i kaloryczne. Skoro jeszcze smakuje i kosztuje 5 zł, ciężko nie zamawiać. Przekąski w Lewitacji stanowią ciekawą alternatywę do wspomnianych na wstępie barów. Nie jestem znawcą klubów nocnych, ale podejrzewam, że jest to jedno z niewielu miejsc, w których można zjeść coś na szybko pośród tańczących ludzi i lejącego się alkoholu.
Lewitacja
Św. Mikołaja 8/11
Co to jest na tym pierwszym zdjęciu druga przekąska? Zdjęć nie da się powiększyć, żeby zobaczyć co jeszcze można wybrać w „Lewitacji” 🙂
Pierogi:)
jako, że jestem zawsze głodna (a szczególnie po alkoholu) to dla mnie opcja świetna 🙂