Stosunkowo niedawno odkryliśmy ze znajomymi Pasaż Pokoyhof, ale kiedy już się to stało, ciężko nam go opuścić. Na blogu pojawiła się już relacja z Charlotte, ale przecież nie samym Charlotte ów Pasaż stoi. Po spędzeniu tam kilku wieczorów, stwierdzam, że jest to w tym momencie najbardziej klimatyczna miejscówka w mieście. Niewielka przestrzeń, na której znajdują się kawiarnie, klub muzyczny oraz bary z dobrymi piwami i jedzeniem. Do tego cały obszar, choć niewielki, zamknięty z czterech stron ścianami budynków, szczelnie wypełniony mieszkańcami Wrocławia, zasiadającymi w ogródkach każdego z lokali. Powiało wielkim światem, zdecydowanie.
Wpadamy do DOJUTRA w środku tygodnia. Pasaż zapakowany ludźmi, a mieszający się gwar powstały z połączenia wszystkich rozmów, stwarza niepowtarzalną atmosferę. Znajdujemy stolik na zewnątrz i od razu udajemy się do baru, aby zamówić piwo, które ma nas ochłodzić w gorący wieczór, i coś do jedzenia.
Pierwsze zaskoczenie – pozytywne – piwo to nie jakiś standardowy sikacz, a świetne, z wrocławskiego browaru Doctor Brew. Wybieramy lane Double Ipa, które jest mocno goryczkowe, takie jak lubię, ale dodatkowo z cytrusowym posmakiem gdzieś z tyłu. Nie jestem wielkim smakoszem złocistego trunku, ale to naprawdę wysoka półka.
Drugie zaskoczenie – DOJUTRA dysponuje, jak na takie miejsce, bardzo obszernym menu. Poza standardowym, dostępnym codziennie, istnieje opcja zamówienia pozycji przygotowanej specjalnie na każdy dzień.
Zamawiamy quesadillę wołową (14 zł) z klasycznego menu oraz kofty wołowe (20 zł) z karty lunchowej. Skoro jednak stoimy przy barze, to – zachęceni namowami sympatycznej kelnerki – domawiamy po kieliszku wyrabianej na miejscu nalewki z czarnej porzeczki.
Do zmrożonych kieliszków nalana została gęsta, ciemnoczerwona ciecz. Nie zastanawiając się za długo, przechyliliśmy nalewkę, która przyjemnie rozgrzała przełyki. Może nie jest to pozycja do picia przez całą noc, głównie ze względu na słodkość, ale stanowi ciekawą opcję na początek biesiadowania.
Kiedy kończyliśmy powoli pierwszy kufel piwa, na naszym stoliku pojawiły się zamówione dania. Na początek kofty wołowe z opiekanymi ziemniakami i sosem jogurtowym.
Bardzo przyjemne, orzeźwiające danie, wpasowujące się swoimi południowymi klimatami z otoczeniem, w którym siedzieliśmy. Dobrze zgrillowane, nadziane na drewniany patyczek, mięso, ale niezwykle soczyste i wspaniale współgrające z delikatnym sosem jogurtowo-miętowym. Na dokładkę sporo wyrazistej kolendry i zimne piwo, więcej nie trzeba.
Prawdziwym hitem okazały się jednak dopiero quesadille z wołowiną. Trzy spore, wypchane do maksimum kawałki oraz dymny, lekko słodkawy sos BBQ. W quesadillii znalazło się sporo mielonego mięsa, zapieczonego z żółtym serem oraz cukinią, papryką i pieczarkami. Świetne połączenie smakowe. Sycące, a jednocześnie lekkie danie, stanowiące doskonałe uzupełnienie wieczoru przy szklaneczce piwa.
DOJUTRA zarówno dzięki dobrej ofercie piwnej, jak i kulinarnej, kupiło mnie od pierwszego momentu. To wszystko w połączeniu z uśmiechniętą, rzetelną obsługą i klimatem, o którym wspominałem wyżej, stanowi pozytywnie wybuchową mieszankę. Przyjemne miejsce na spędzenie udanego wieczoru w centrum miasta.
DOJUTRA
ul. Św. Antoniego 2/4
Wszystko fajnie, tylko kiedy byłem tam w piątkowy wieczór, lokal był tak napchany ludźmi, że zamówienia na jedzenie były wydawane tylko na bar i trzeba było nasłuchiwać kiedy wykrzyczą nazwę zamawianej pozycji. Mimo tego, ktoś zakosił moje danie a kiedy to zgłosiłem usłyszałem początkowo 'sorry, trzeba było pilnować’. Po krótkiej wymianie zdań z panem zza baru ten zdecydował się jednak poprosić kuchnię o zrobienie jezcze jednej quessadilli dla mnie, na którą to już czekałem przy samym barze. W końcu po ponad godzinie czekania ją dostałem, jednak tu kolejne rozczarowanie, bo odkąd wyszła z kuchni, to odstała dobre 10 miut obok nalewaków z piwem, zanim ktokolwiek raczył położyć ją na ladzie i poinformować, że można ją odebrać.
Na piwko i nalewkę zdecydowanie polecam. Jedzenie bym sobie jednak darował, bo średniej jakości, zimna quessadilla na pewno nie była warta ponad godziny czekania i 14zł.
też upodobałam sobie ostatnio pokoyhof – cieszę się, że tak się rozwija, bo jeszcze niedawno była tam tylko szajba 🙂
a te ziemniaki opiekane wyglądają obłędnie!