Według różnych wyliczeń we Wrocławiu swoje tymczasowe miejsce na ziemi znalazło już nawet ponad 50 tysięcy Ukraińców, wykonujących najróżniejsze zawody – od kasjera w markecie, poprzez kurierów, na kelnerach w restauracjach kończąc. Zestawiając to razem z powojenną historią naszego miasta, aż dziw bierze, że dotychczas kuchnię ukraińską można było spotkać jedynie w świetnej Kozackiej Chatce, Hortycy i Kresie. Popyt na tego typu kuchnię, jakby nie było, bardzo bliską tej naszej, jest spory, więc spodziewam się niebawem wysypu podobnych przybytków. Początek zrobiła restauracja, a raczej bar Słowianka, który znalazł swoje miejsce na Jedności Narodowej w lokalu po barze A nuż widelec.
Na Słowiankę trafiłem przypadkowo, przejeżdżając obok autem. Moje zainteresowanie wzbudziła zmieniona witryna, na której pojawiła się nowa nazwa z informacją o podawanej tutaj kuchni ukraińskiej, a że to zdecydowanie jedne z moich ulubionych smaków, nie zwlekałem i zawitałem dwa dni z rzędu.
Wnętrze nie uległo drastycznym zmianom, stoliki pozostały na swoich miejscach, a jedynie dotychczasowy bar zyskał nowe oblicze, a dokładnie bemary, gdzie znajdują się niektóre z dostępnych potraw. I właśnie te bemary trochę rozczarowują mnie od samego początku. Kuchnia ukraińska w pierwszym momencie kojarzy się z domowymi smakami, a skoro domowymi, to przygotowywanymi na świeżo, nie zleżałymi. Swojsko wypadają także właściciele – prawdopodobnie ojciec z synem, nieco zagubieni, nie najlepiej radzący sobie z naszym językiem, ale w tym wszystkim niezwykle mili i pomocni, a także spragnieni feedbacku, co nieźle wróży.
Ok, a co zjecie w Słowiance? Jest klasyka, a więc pierogi, barszcz ukraiński, ale i panierowane serca kurze. W trakcie dwóch wizyt skosztowałem kilka pozycji z karty i wyrobiłem sobie zdanie na temat tego miejsca, ale o tym na koniec.
Najpierw barszcz ukraiński, będący niejako wyznacznikiem tego, czy ktoś gotuje tu ze smakiem. Zupa jest pożywna, aromatyczna, a przy tym jednak nieco mdła i niedoprawiona. Zwróćcie uwagę na to ostatnie słowo, bo to klucz do zrozumienia Słowianki. Coś tam świta, ciężko powiedzieć, że barszcz jest słaby, ale zupie brakuje pazura, wyłamania się z nieco zbyt warzywnego klimatu, jakiegoś słodko-ostrego przełamania.
Podobną wadę ma kapuśniak. Nie jest tak kwaśny, jak ten znany z naszych domów. Został ugotowany na świeżej kapuście, która nadaje charakterystycznego, lekko mulącego smaku. Kolejny wywar to zupa z frykadelkami – malutkimi kuleczkami z mięsa wieprzowego, zatopionymi w tymże kapuśniaku. Tutaj ze smakiem jest już zdecydowanie lepiej, bo i samo mięso stanowi niezłe uzupełnienie przeważających w aromacie warzyw.
Pierogi ruskie imponują przyjemnym, cieniutkim ciastem oraz farszem zdominowanym przez ziemniaki. Wygląda nieźle, smakowałoby także, ale brak pieprzu skutecznie przeszkadza w pozytywnym odbiorze dania. Pierogi z mięsem w formie pielmieni mają wszystko co potrzeba – odpowiednie ciasto, sporo mięsa wewnątrz i doprawienie.
Kotlet po kijowsku podany został z bemarów, przez co sporo traci, bo nie jest tak miękki, jakby mógł być, co nie zmienia faktu, że całkiem przyzwoita pozycja. Zawinięta pierś z kurczaka z utartym masłem i pietruszką, usmażona w głębokim tłuszczu, podana z puree ziemniaczanym i surówką z buraczków tylko na pierwszy rzut oka wydaje się być niewielka. Tak naprawdę to danie, którym na pewno się najecie. Tylko te bemary…
Świetne są gołąbki, podane nieco niechlujnie, ale bardzo aromatyczne, wyraziste, nie za suche i ze sporą ilością mięsa wieprzowego. Do zestawu dobrałem kluseczki kukurydziane z bryndzą – ciekawe, łączące w sobie słodkość i słoność, z delikatną panierką.
Z jednej strony bardzo podoba mi się pomysł tworzenia barów przez przyjezdnych z innych krajów, z tęsknoty za swoim krajem, ale chciałbym, aby poziom tego jedzenia był jednak wyższy. Proponuję wyrzucić bemary, nie bać się pieprzu i soli, a coś powinno z tego jeszcze być. Na ten moment to taka średniawka, ale coś czuję, że to nie ostatnie słowo powiedziane przez ukraińskich właścicieli.
Słowianka
Jedności Narodowej 103
Ja entuzjazmu do gołąbków nie podzielam i będę się długo zastanawiać zanim po raz drugi odwiedzę Słowiankę. A szkoda, bo po drodze, a kuchnia ukraińska w dobrym wydaniu trafia w mój gust. Ale jeśli kucharz/kucharka psuje jedno z prostszych dań, jakim są gołąbki, przez dodanie jakiejś paskudnej kostki rosołowej, to trudno oczekiwać, że w przypadku innych nie robi tego samego. Brrr, aż mnie trzepie na samo wspomnienie tego tłustego posmaku na podniebieniu, który utrzymywał się długo po jedzeniu. I nie, nie był to smalec:) A dodatkowo kapusta, mimo leżenia w bemarze była twarda, co jeszcze można by wybaczyć, gdyby tylko smak się bronił…
Przepraszamy serdecznie. Zwolnilismy starych kucharzy( sami zauwazyli ze gotuja nie dobrze), pracuja nowe osoby z dobrym smakiem…Zapraszamy ponownie, zeby upewnic sie w naszym slowach 🙂
Mistrzowska szama! Na hasło kamyk 15% zniżki na pierogi zapraszamy 🙂