Włoska pizza, temat rzeka. Bo czy w rzeczywistości istnieje coś takiego jak typowa włoska pizza? Takim oto stwierdzeniem posługuje się wiele osób, także ze światka gastronomicznego, co powinno wywoływać jedynie uśmiech na naszych twarzach. No bo czy istnieją jedyne doskonałe pierogi ruskie czy choćby ramen albo curry, smakujące w każdym zakątku kraju nieco lub całkowicie inaczej? Wrocławianie zakochali się ostatnimi czasy w pizzy neapolitańskiej – tej cieniutkiej, z minimalną ilością składników i wypiekanej w temperaturze bliskiej 500 stopniom. Modę zapoczątkował Piec na Szewskiej, później pojawił się Happy Little Truck, a zaraz potem już poleciało – pizzę wypiekaną w piecu opalanym drewnem robi się w kilkunastu lokalach w mieście. Drugim popularnym w stolicy Dolnego Śląska rodzajem pizzy jest… pizza na dowóz. Studencka, często gumowa, z ogromem fatalnych składników i toną spalonej mozzarelli. Taka to już rzeczywistość miasta, w którym żyje ponad 100 tysięcy studentów.
Jest jeszcze pizza al taglio – na kawałki, najczęściej widywana na rzymskich ulicach. Niektórzy wręcz nazywają ją pizzą rzymską, krojoną przy kliencie nożyczkami, często na wagę, ze zdecydowanie grubszym ciastem od wersji neapolitańskiej. Przez wielu turystów traktowana po macoszemu, przez laików uważana za streetfoodowy lep na turystów. Nic bardziej mylnego.
Na początku października w Hali Targowej otworzyła się właśnie taka pizzeria. W centralnym punkcie wybudowanego na początku XX wieku gmachu, pomiędzy warzywno-owocowymi i mięsnymi straganikami znalazło się wolne stoisko dla pizzerii Al Taglio. Wytłumaczenie tej nazwy poznaliście kilka linijek wcześniej.
Zacznijmy od początku, czyli pomysłu. Sam koncept nie jest nowy we Wrocławiu, bo jako pierwszy starał się go zaadaptować na wrocławskim rynku Nestor Grojewski, właściciel restauracji Crudop, ale lokal na Grunwaldzie nie wytrzymał konkurencji, a może po prostu wrocławianie nie byli przygotowani na tego typu eksperymenty. Choć gwoli ścisłości, pizza była ciekawa, delikatnie pulchna, a zarazem chrupiąca i z oryginalnymi dodatkami.
Pizza w Crudop sprzedawana była na wagę, natomiast właściciele Al Taglio Targowa obmyślili to w inny sposób, a konkretnie upieczoną pizzę dzielą na kawałki i sprzedają pojedynczo. Cena jednego kawałka to 8 zł. Karta obejmuje siedem pozycji – od klasycznej marinary, aż po pizzę z owocami moŻa (pisownia oryginalna), a mnie, poza błędem ortograficznym, irytuje czcionka przywołująca bardziej na myśl te wszystkie pseudo dobre restauracje z „tradycyjną” kuchnią polską na wrocławskim Rynku. Po prostu nie pasuje mi to do streetfoodowej koncepcji, z jaką spotykamy się w Al Taglio właściwie na każdym kroku. Zjeść można albo przy ladzie naprzeciwko kuchni, albo na barze z wysokimi krzesłami.
Zamawiam trzy kawałki, z tych akurat dostępnych, wyłożonych na ladzie za witrynką. Płacę 24 zł, cena niczego sobie, nawet jak na warunki centrum Europejskiej Stolicy Kultury, zdradzająca niejako, że potencjalnym klientem, czy też targetem, jak to mówią specjaliści od sprzedaży, nie będą uczący się w okolicy studenci, a bardziej japońscy lub niemieccy emeryci. Tylko muszą uważać na swoje żołądki, bo ilość sera na pizzy może przyprawić o zawrót głowy, ale o tym zaraz.
Ciekawie przedstawia się sytuacja z samym wydawaniem pizzy. Ruch w początkowych dniach nie jest tak duży, aby pieczone w okrągłych blachach pizze schodziły jedna po drugiej, co przyczynia się z kolei do tego, że stojące na blacie pizze zwyczajnie stygną. A skoro stygną, to pewnie wypadałoby je podgrzać, ale w tym momencie pojawia się kolejny problem – jak podgrzać trzy kawałki naraz, skoro podgrzewacz mieści – uwaga! – jeden kawałek?!
Tak więc w moje ręce trafia podgrzana marinara, kompletnie zimna pizza z pieczarkami, której nie wypatrzyłem w menu oraz chłodnawa salame piccante. Fiu, fiu, niezły początek, ale jakoś nie miałem czasu się wykłócać, ani nawet chęci, kiedy pomyślałem sobie o kolejce kawałków oczekujących do rozgrzanego do czerwoności piecyka. Chęci odebrały mi także teksty – zapewne – właściciela, stojącego przy barze, proszącego gości o swoje wrażenia, po których czułem, że nie będzie dobrze. Kiedy kolejni goście podpowiadali, aby zmniejszyć grubość ciasta, albo ilość sera, w odpowiedzi słyszeli coś w tym stylu – rozumiemy, ale to nasz pomysł i tak będziemy robić.
Jemy. A właściwie to próbujemy, ale panel degustacyjny nie trwa długo i nie dostarcza zbyt wielu pozytywnych doznań. Wygląd? Coś pomiędzy jedzoną o trzeciej w nocy w stanie upojenia Pizzą Hut na kawałki z okienka na Rynku a plackiem od Pizzy Station, ulubionej pizzy imprezowej wielu wrocławian. Przyznam Wam otwarcie – ja nawet nie wiem jak to skomentować. Powinienem pominąć milczeniem, ale to byłoby niesprawiedliwe. O złych elementach wrocławskiej gastronomii trzeba pisać, a w wypadku Al Taglio pozytywów zabrakło. Ciasto jest okrutnie grube, namoknięte i ani odrobiny chrupiące, a właśnie takie je wspominam z rzymskich ulic. Wersja z pieczarkami – ze stężałym serem, zimna i załamująca się po wzięciu do ręki pod wpływem ciężaru składników. Marinara – cóż, tak marinara wyglądać nie powinna, a jej najważniejszy element – sos, jest pozbawiony wyrazu, ma teksturę wyschniętego koncentratu pomidorowego, do którego nawet nikt nie pomyślał, aby dodać choćby świeżej bazylii. Kawałek z salami próbuje ratować właśnie wyraziste, ostre salami, ale to naprawdę za mało. Jak nie lubię wyrzucać jedzenia, tak większość porcji ląduje w kuble.
Dawno nie było na blogu tak jednoznacznie negatywnej opinii, ale uwierzcie, chciałbym to jakoś wyciągnąć, mamić Was, że to początek, że się poprawią, że są perspektywy. No nie ma, przynajmniej ja ich nie widzę, a szkoda, bo sam koncept jest świetny, bo pizzy na kawałki brakuje we Wrocławiu. Ba, brakuje ciekawej gastronomii w Hali Targowej. Takiej, która pasowałaby do jej klimatu. I dalej będzie brakować, bo o ile pomysł jest dobry, tak wykonanie fatalne.
Al Taglio Targowa
Piaskowa 17, Hala Targowa
Masakra, taka cena, taka jakość. Serio, wygląda jak kawałki najtańszej mało jadalnej pizzy, za którą w całości zapłaciłoby się podobną kwotę.
Nawet gdyby to była najlepsza pizza we Wrocławiu, a jak widać nie jest, to cena jest całkowitym nieporozumieniem, ciekawe jak została skalkulowana.
Zachęcona Pana zdjęciami pizzy, a nie zniechęcona felietonem, zaryzykowałam i przy okazji zakupów w Hali, spróbowałam pizzy Al Taglio, bo pokazał Pan fantastycznie wyrobione ciasto – mi nigdy się tak nie udało:), a lubię pizzę na grubszym cieście i ta z Pana zdjęć wyglądała wzorcowo. Serowa super – oczywiście jeśli lubi się sery pleśniowe, bo w tej smak jest wyrazisty. Gorgonzola dominuje i to mi pasuje. Drugi kawałek ledwo dałam radę zjeść, a wybrałam coś z karczochami i oliwkami. Załapałam się jeszcze na degustację czegoś, co ma być w przyszłości – smak ciekawy, dół w smaku i konsystencji przypomina jajecznicę, góra chrupiąca, a zrobione z jakiegoś rodzaju mąki. Nie zrozumiałam dokładnie z jakiej, bo kucharz mówił tylko po włosku, ale podejdę jeszcze raz i może będzie więcej. Dzięki za podpowiedź, gdzie można zjeść coś ciekawego:)
Że co?!
Beznadziejny kawałek ciasta, za grupy, za tłusty, a przede wszystkim za drogi. Podejście właściciela, że tak będą ją robić pomimo uwag klientów, świadczy jedynie o jego braku profesjonalizmu i arogancji, czyli jednym słowem klient ma płacić, ale wymagać już nie powinien. NIE POLECAM!!! Jeśli ktoś w tej okolicy ma ochotę na dobrą i znacznie tańszą pizzę, warto odwiedzić Piec na Szewskiej i Federację Wina (obie restauracje na ul. Szewskiej).