14 C
Wrocław
wtorek, 26 września, 2023

Oh crepe – kreatywność, nieznane pojęcie

Wrocławska gastronomia przechodzi kolejne fazy swojego rozwoju, a jedną z nich jest kopiowanie sprawdzonych już, udanych interesów. I tak w pewnym momencie, na fali sukcesów Pasibusa, jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać burgerownie, pizzerie także wydają się ciągle być w grze, o lodach naturalnych nawet nie wspominając. Samo wzorowanie się na kimś, komu się powiodło, nie jest takie złe. Gorzej, kiedy nowy projekt nie wnosi nic nowego, a stanowi jedynie wierną kopię istniejących już bytów. We Wrocławiu naleśnikarnie można policzyć tak naprawdę na palcach jednej ręki, a z tych liczących się wymieniłbym FC Naleśniki i French Connections, wywodzące się zresztą z jednego korzenia.

Kolejną naleśnikarnię otworzyła ekipa stojąca za Lodową Wyspą, która rozkładała się w poprzednim roku przy Wyspie Słodowej. Miejscówka jest idealna – bliskość Pasażu Grunwaldzkiego oraz największe w mieście nagromadzenie studentów, powodują, że na Curie Skłodowskiej od dawna istniała potrzeba wystartowania z podobnym projektem, bo przecież naleśniki lubią wszyscy, w dodatku robi się je szybko.

W Oh crepe zawodzi mnie głównie menu. Kompletnie pozbawione oryginalności, własnej inwencji, odrobiny polotu i elementu zaskoczenia. W wypisanych na tablicy kredowej propozycjach królują banały. Ser, szynka i pieczarki; szpinak i feta, bita śmietana i owoce; nutella i banan. Oczywiście rozumiem, że to się sprzedaje, bo przeciętny Kowalski nie wymaga. Przeciętny Kowalski chce się najeść, zwłaszcza student. W tym jednak rzecz, że jak się okazuje, naleśnikami z Oh crepe w żadnym wypadku nie idzie się najeść, ale o tym jeszcze za chwilę.

W lokalu zjawiam się dwukrotnie w okolicach pory obiadowej, bliżej 13, aniżeli 16, zamawiając naleśniki z tych wypisanych na tablicy kredowej, a muszę zaznaczyć, że sporo pozycji zostało wyprzedanych, więc wybór był ograniczony. Na początek wybieram naleśnika z kurczakiem w pomidorach i mozzarellą (16 zł). Samo ciasto delikatnie zbyt zwarte, ale przyzwoite, natomiast farsz okazuje się totalnie przepieprzonym, nieprzyjemnym w odbiorze połączeniem pomidorów z puszki i pokrojonego w kostkę, wysuszonego kurczaka. Zestawienia smakowe na poziomie studenta pierwszego semestru Polibudy, któremu do tej pory naleśniki robiła na śniadanie mama. 

Bolonese (16 zł) wywołuje we mnie bardzo podobne skojarzenia, tyle że wewnątrz naleśnika znalazła się mieszanka dodawana przez studentów zazwyczaj do rozgotowanego spaghetti. Mielone, grudkowate i przesuszone mięso z marketowej paczki, zatopione w mieszance oleju z odrobiną pomidorów, sklejone roztopionym serem. Do tego bliżej nieokreślonego smaku sos majonezowy.

Doprawdy, ciężko to skomentować. Oczywiście nikt Was w Oh Crepe nie otruje, ale ta prostota powala, a zarazem pokazuje, że w obecnym momencie gastronomię może otworzyć każdy. Nawet osoba, która nie ma za grosz umiejętności przygotowywania potraw, nie posiada odrobiny inwencji, a do tego próbuje zbić kasę na studentach, a wiecie, że nie należę do osób narzekających na ceny jedzenia. Są jednak pewne granice przyzwoitości. Wydawanie 16 zł za tego malutkiego naleśnika uważam za kompletną pomyłkę, zwłaszcza biorąc pod uwagę jakość używanych w Oh Crepe składników, które prezentują ten sam poziom co lody „naturalne” o smaku Rafaello czy Kinder Bueno z gotowych past. Naleśniki w takim miejscu można przygotować na tysiąc przeróżnych sposobów, łącząc ciekawe składniki, korzystając z dobrodziejstw kuchni z całego świata. Można też wrzucić kawałki kurczaka, zalać je pomidorami i zapiec z serem. Oh Crepe wybrało tę drugą opcję, szkoda.

Oh Crepe

Curie Skłodowskiej 43

FB