Kolejny rok za mną, za nami właściwie, bo siłą rzeczy weszliście do tej rzeki razem ze mną i kroczycie na dobre i złe. Cztery lata to z jednej strony szmat czasu, z drugiej ledwie wycinek naszego życia. Kiedy zaczynałem zabawę w blogowanie – dalej nie znoszę tej nazwy – nie miałem jeszcze dzieci. Teraz Kazek ma ponad 3,5 roku, Gutek 1,5 i powoli zaczynają przemierzać kulinarny świat razem z nami. Kiedy zaczynałem, moja świadomość kulinarna była niewielka, porównując ją do stanu obecnego. Miałem jednak to szczęście, że w trakcie tych czterech lat trafiałem na świetnych ludzi – Szefów Kuchni, właścicieli restauracji, dziennikarzy, osoby odpowiedzialne za social media w knajpkach. Rozmów z nimi nie da się zastąpić czymkolwiek, nie da się wyciągnąć tej wiedzy z książek, choć tych również czytam sporo. W ostatnich latach stałem się bardzo monotematyczny i obok kryminałów oraz książek o tematyce sportowej, kupuję głównie te kulinarne. Właściwie to inaczej – kryminały i sportowe są tylko dodatkiem i stanowią niewielki odsetek tych kulinarnych. W każdym razie, jestem o wiele bardziej świadomym użytkownikiem restauracji.
Jako społeczeństwo mamy w sobie jakieś dziwne opory przed nawet nie tyle chwaleniem się, co po prostu pokazywaniem własnych dokonań. I cholera, choć raczej nie przepadam mówić zbyt często o tym, co i jak zrobiłem, mam poczucie, że ten czwarty rok działalności był w moim wykonaniu swego rodzaju przełomem i udało mi się wziąć udział w kilku fajnych projektach. Oczywiście w wielu z nich byłem jedynie dodatkiem, elementem większej układanki, ale zawsze aktywnie pomagałem. Co się udało?
Razem z Krystianem Skwierzem, choć od początku powtarzam, że to w 99% jego zasługa, ruszyliśmy projekt pod roboczą nazwą – Wrocławskie Gastro dla Zespołu Szkół Gastronomicznych. Niby nic, kilka lekcji przeprowadzonych przez Szefów Kuchni z tutejszych restauracji, ale wielka satysfakcja. Satysfakcja związana z entuzjazmem ludzi światka kulinarnego oraz sporym odzewem w kwestii pomocy przy akcji. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że to dopiero pierwsze kroki w kwestii poprawienia jakości i poziomu uczniów opuszczających progi szkoły na Kamiennej. Ziarno zostało jednak zasiane i mam nadzieję, że nikt nas nie zatrzyma w realizowaniu dość szerokiego planu.
Z pełnym uśmiechem mogę stwierdzić, że udała się nam wszystkim akcja Wrocławska Gastronomia dla WOŚP. 74 241,89 zł – ta zebrana kwota w dalszym ciągu wprawia mnie w osłupienie. Może to tylko promil w całościowej puli zebranej przez ekipę Jurka Owsiaka, ale daje ogromnego pozytywnego kopa na cały rok. Nie ma nic lepszego od takiego zastrzyku energii od setek ludzi wspierających akcję, licytujących, przekazujących coś na aukcję. Wielkie, wielkie dzięki, to była przyjemność siedzieć po nocach i ogarniać to wszystko na Allegro.
Jest jeszcze jedna akcja charytatywna, póki co na niewielką skalę, w której gdzieś się udzielam. Za wiele nie mogę powiedzieć, bo umówiliśmy się, że pochwalimy się, kiedy zrobimy więcej, niż dotychczas, ale zdradzę Wam tylko, że ponownie udało się zgrać kilku ludzi o ogromnych sercach z miejscowej gastronomii, chcących pomagać innym. To chyba coś, z czego jestem najbardziej dumny, ale jak mówię, więcej o tym niebawem.
Poza tym uczestniczyłem w ogromnej ilości spotkań, rozmów, debat na temat gastronomii wrocławskiej, ale i tej szeroko rozumianej. Zasiadanie na jednej scenie z Robertem Makłowiczem poczytuję sobie za niemały zaszczyt, jednocześnie marząc o posiadaniu choćby w połowie tak doskonałego słownictwa, jakim dysponuje gospodarz telewizyjnych programów. Wielką radochę sprawił mi występ na scenie Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa, gdzie m.in. wraz z Marusią, organizatorem imprezy oraz piwowarem Browaru Stu Mostów Mateuszem Gulejem i Piotrkiem z Pasibusa rozmawialiśmy na temat obecności rzemieślniczego piwa we współczesnej gastronomii.
Długo nie mogłem się przemóc i dać namówić do współprowadzenia warsztatów kulinarnych dla innych, ale kiedy już zacząłem – tutaj dzięki za zaufanie dla Tobiasza Hermana – spodobało mi się na tyle, że chętnie wezmę udział w kolejnych. Nie ma nic lepszego, aniżeli bezpośredni kontakt z ludźmi, wspólne gotowanie i zabawa w kuchni. Rozdziewiczyłem także temat warsztatów dla dzieciaków ze szkół. Na zaproszenie jednej z nauczycielek SP 107 przy ulicy Prusa, poprowadziłem lekcję, podczas której poruszyliśmy sporo tematów żywieniowych z pierwszoklasistami, pojedliśmy, a nade wszystko przyjemnie spędziliśmy czas. I właśnie w taki sposób, jedynie w takiej formie, można przekazywać tak niezbędną wiedzę na temat odżywiania młodym ludziom.
Za pewien sukces poczytuję sobie w każdym roku gromadzenie coraz większej społeczności około blogowej. Te wszystkie wymiany myśli – miłe oraz te mniej przyjemne, rozbudowane i ograniczone do kilku słów czy ikonek. O jedzeniu, postawach ludzi czy zachowaniach w social media. Każda taka rozmowa to dla mnie nauka – panowania nad własnymi emocjami, poznawania Waszych emocji oraz swego rodzaju dyplomacji, którą czasami muszę jednak schować w kieszeń i zwyczajnie wywalić kogoś poza obręb bloga, kiedy przesadza i uderza we mnie zbyt mocno. Już rok temu pisałem, że udało mi się do minimum ograniczyć hejt. I rzeczywiście obecnie jest on marginalnym zjawiskiem, choć niezmiennie jakaś część z Was ma pretensje, kiedy ujawniam podobne zachowania, wrzucając choćby cytaty z komentarzy. W tym wypadku zdania nie zmienię i uważam, że z hejtem walczyć można jedynie głośno o nim mówiąc. Nie da się przemilczeń istnienia raka toczącego od kilku lat polski internet, po prostu się nie da i jeśli myślicie inaczej, pewnie nie wpłynę na zmianę Waszego rozumowania, ale pomyślcie wtedy tylko o jednym – postawcie się w roli człowieka, który tworzy jakieś treści w internecie. Lepsze lub gorsze, nie to jest najważniejsze. Jeśli robi to rzetelnie i wkłada w pracę ogrom czasu i serca, zwyczajnie nie może godzić się i akceptować hejterstwa lub jego podwalin. Zresztą, pewne objawy hejterstwa czy też niezrozumienia wynikają prawdopodobnie z tego, że nie gryzę się w język i nie mam problemów z ostrymi opiniami względem pewnych działań. Zdaję sobie sprawę, że na blogach, gdzie wszystko jest cacy, różowo i w ogóle wspaniale, a prowadzący nie zauważają problemów tego świata, dominują ciepłe komentarze. Ciepłe, a jednocześnie jałowe dyskusje. Odnoszę wrażenie, że po prostu w naszym kraju nie lubi się wyrazistych opinii. Ja natomiast lubię pobudzać rozmowę i wychodzi to całkiem nieźle.
Niezwykłym przeżyciem okazało się wyjście do Was trochę w innej roli, w kiedy w kooperacji z Krystianem Skwierzem stworzyliśmy kanapkowy duet w trakcie Gastro Nocek. Niezłe doświadczenie, dotknięcie gastronomii z tej drugiej strony, a także możliwość bezpośredniego kontaktu z Wami, porozmawiania o smakach, odczuwaniu, także cenach, bo przecież ten aspekt również pojawił się w kontekście tego eventu.
Ok, ale co się nie udało? Niestety sporo. W dalszym ciągu mam pewien problem z wideo, choć zdradzę Wam, że mam już nagrane odcinki wywiadów z różnymi ludźmi, ale czekam na odpowiedni moment, aby je opublikować. Często pytacie o YouTube, ja staram się jakoś to ogarnąć, ale wychodzi jak wychodzi. Nie udało mi się ograniczyć czasu poświęcanego na blog. Ba, wydaje mi się, że w dalszym ciągu 24 godziny to za mało, a musicie wiedzieć, że robię w życiu inne rzeczy poza pisaniem bloga, z których się utrzymuję. Czasami doba nie wystarcza, a spanie po 3-4 godziny w moim wypadku stało się normą. Z drugiej jednak strony zwyczajną niesprawiedliwością byłoby nieodpisywanie Wam na wiadomości czy komentarze. Sam zastanawiam się nad własną regularnością, marzy mi się pisanie codziennie, ale i tak średnia około 20 wpisów miesięcznie wypada chyba przyzwoicie.
Skoro blog ma już, czy też dopiero cztery lata, postanowiłem zebrać swoje cztery marzenia związane z blogiem właśnie i spisać je, aby w perspektywie kilku lat sprawdzić, jak to jest z ich realizacją. Nie należę raczej do ludzi oczekujących od życia wielkich cudów, bogactwa czy stuprocentowej akceptacji, ale nie obraziłbym się, gdyby któreś z nich zostało zrealizowane.
Cztery marzenia związane z blogiem.
EDUKOWAĆ
Oczywiście w kwestiach kulinarnych. Jasne, sam też w dalszym ciągu się uczę i uczyć się będę przez kolejnych kilka lat. Natomiast boli mnie coraz większa ilość negatywnych komentarzy względem restauracji, wynikających z niezrozumienia tematu. Z braku pojęcia na temat kosztów, zatrudniania obsługi czy jakości produktów. Właściwie już mam stworzone szkice premierowych wpisów na temat tego, skąd biorą się ceny w restauracjach oraz drugiego, mówiącego o niuansach poszczególnych kuchni, zwłaszcza tych najczęściej niesprawiedliwie ocenianych. Wydaje mi się, że udało się zbudował wokół WPK takie forum, poprzez które można już trochę pomóc w rozumieniu pewnych spraw.
ZJEŚĆ STANY
Marzenie od dzieciaka – zobaczyć Stany Zjednoczone. Zarówno od strony kulinarnej, sportowej, jak i społecznej. Wiem, że wszyscy mają wylane na Stany, USA jest nudne i passe, a w Europie jest przynajmniej kilka ciekawszych gastronomicznie kierunków. Jasne, ale to dziecięce marzenie, związane niestety z dość konkretnymi środkami finansowymi oraz nakładami czasu, a zazwyczaj obu tych rzeczy trochę brakuje. Mam nadzieję, że jednak się uda i będę w stanie pokazać Wam USA od strony jedzeniowej.
STWORZYĆ SYSTEM EDUKACJI ŻYWIENIOWEJ DLA PRZEDSZKOLAKÓW
Mrzonka, pomyślicie. Może tak, ale mam momenty, kiedy lubię być marzycielem i niepoprawnym optymistą. Pracuję z najmłodszymi od niemal dekady i pomimo wielu głośnych zapewnień, nic mi nie wiadomo o takim programie czy też systemie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że musiałaby to być duża akcja powiązana z władzami miasta, ale z wielką chęcią popracowałbym nad jej kształtem. Na co dzień stykam się z dzieciakami, dla których kalarepa jest czymś nieznanym, a burger z sieciówki z frytkami najważniejszym posiłkiem. Wierzę, że edukować należy od najmłodszych lat i w przeciągu kilku następnych marzy mi się ruszenie tego tematu, aby świadomość kolejnych pokoleń znajdowała się na innym poziomie, aniżeli tego obecnego.
CZERPAĆ RADOŚĆ Z PISANIA
Czyli robić to z takim entuzjazmem, jak dotychczas. Każdy kolejny tekst sprawia mi ogromną satysfakcję, choć jasne, że bywają dni, kiedy po prostu nie mam siły pisać. Pomysłów nie brakuje, bo tematy mam rozpisane na przynajmniej dwa kolejne lata. Gorzej z realizacją niektórych, bo już w samym 2018 roku zdarzyło mi się kilka razy usnąć o trzeciej w nocy nad klawiaturą w połowie tekstu. Podnieca mnie możliwość badania nowych obszarów, tematów dotyczących historii wrocławskiej gastronomii, zgłębiania wiedzy na temat jakości i pochodzenia poszczególnych produktów, zdobywania informacji o poszczególnych restauracjach, Szefach Kuchni czy właścicielach. Dopóki mnie to bawi, dopóty ten blog ma sens.
To jest ten dzień, kiedy możecie trochę ponarzekać. Zapraszam więc – piszcie co Wam się nie podoba na WPK.
Potok myśli po kieliszku wina:)
Blog fajny, czytam od dawna.
Ale skoro zapraszasz do narzekania i cechy ojczyźniane zobowiązują to …
Masz przedziwną definicję hejtu, ale masz do tego prawo, nie będę cię przekonywał.
Nie wiem co się zmieniło, nie potrafię tego uchwycić, wiem jednak, że czytam blog od dawna i kiedyś lepiej mi się czytało. Lepiej w sensie miałem więcej przyjemności z czytanki.
PS Wina było 1,5 kieliszka.
PPS A co tam jedno spełnij ze 3 marzenia z tej czwórki.
Dzięki za komentarz. Te po winie cenię najbardziej:)
Co do hejtu, to o czym dokładnie piszesz?
W maju zeszłego roku popełniłeś artykuł o hejcie.
Załączyłeś mnóstwo cytatów to co mnie uderzyło to fakt, że w porywach połowę bym zakwalifikował jako hejt. Poza tym była neutralna krytyka a ze dwie, trzy wypowiedzi były nawet sympatyczne (lata świetlne od hejtu).
Ale jak pisałem definicja hejtu jest płynna i masz prawo do swojej, ja mam zupełnie inną.