Minął już ponad miesiąc od otwarcia restauracji w Polsce po siedmiomiesięcznej przerwie. Jakie wnioski można wyciągnąć po tym okresie? Ruszamy!
- Korony już z nami nie ma.
- A przynajmniej nikt się jej nie boi.
- Średnia waga klienta restauracji wzrosła w ostatnich miesiącach siedzenia w domu o kilka kilogramów
- 50% zajętych stolików w restauracjach od samego początku było fikcją.
- I wcale się nie dziwię.
- W pierwszym tygodniu w restauracjach był tłumy.
- Po miesiącu aż takich tłumów już raczej nie ma.
- Zgodnie z przewidywaniami najlepsi nie narzekają na brak klientów.
- Ci słabi dalej są słabi.
- Ceny poszły w górę.
- Bo nie mogły nie pójść.
- Klienci narzekają na wzrost cen.
- Właściciele próbują tłumaczyć skąd te podwyżki się biorą.
- Nie ma szans na wspólne zrozumienie.
- Klienci w dalszym ciągu myślą, że podwyżki wynikają z chęci odbicia się po siedmiu miesiącach działalności.
- Nie rozumieją jednak, że nie da się odrobić tych miesięcy.
- Ceny produktów szybują z miesiąca na miesiąc i gdybym miał prorokować, to kwoty za dania w menu jeszcze podskoczą w najbliższym czasie.
- Bawi mnie czytanie o podwyżkach rzędu 30-50%, po czym po sprawdzeniu okazuje się, że cena dania skoczyła z 32 na 36 zł.
- Zdecydowanie wypadałoby udoskonalić edukację dotyczącą ekonomii, inflacji, itd w szkole.
- Właściciele nie mogą znaleźć pracowników.
- Bo ci poszli pracować gdzie indziej.
- I trochę trudno się im dziwić, pamiętając o wielu poprzednich latach w gastronomii.
- Przez to zauważalny jest dość wątpliwy poziom obsługi w wielu restauracjach.
- Z tego wynika także okrojona karta w wielu miejscach, ponieważ nie ma komu przygotowywać tych wszystkich potraw.
- Najlepiej kwestia obsługi wygląda w miejscach, które w pandemii utrzymały zatrudnienie i nie musiały na gwałt szukać nagle całej załogi.
- Zgodnie z przewidywaniami, otwierają się nowe restauracje.
- A kolejne startują niebawem.
- Niektórzy przebąkują już o kolejnych lokalach, bo obroty wróciły do normalności.
- Pytanie czy to jednak nie za szybko.
- Skłonność do wystawiania jedynek w google zdecydowanie wzrosła.
- Po części wynika pewnie z niższej jakości w niektórych miejscach – jedzenia lub obsługi, po części z frustracji wywołanej cenami.
- Klienci nie rozumieją, dlaczego niektóre restauracje zrezygnowały z dowozu.
- Wygłaszają wręcz opinie o tym, że „już więcej im nie pomogą, skoro teraz ich olali”.
- Zapominają jednak, że większość restauracji dowożących jedzenie w pandemii, nigdy nie planowało takiego kroku i teraz po prostu wszystko powróciło do normalnego stanu.
- Gastronomia w ośrodkach turystycznych osiągnęła jeszcze wyższy poziom patologii, aniżeli wcześniej.
- W dalszym ciągu zdarza mi się otrzymywać rachunki niefiskalne w restauracjach.
- Sanepid umorzył decyzje o zamknięciu restauracji działających nielegalnie w pandemii.
- W sensie legalnie.
- W teorii, podczas kolejnego zamknięcia nikt nie powinien zamknąć restauracji.
- Ale zapewne tak nie będzie.
- Długość oczekiwania na dostarczenie jedzenia z dowozem w wielu miejscach uległa wydłużeniu.
- Co nie dziwi, bo nagle trzeba ogarnąć zarówno salę restauracyjną, jak i dowozy.
- Zgodnie z przewidywaniami, sporo osób pozostało już przy modelu zamawiania jedzenia z dowozem i niespecjalnie chce wychodzić do restauracji.
- Niektórzy już szykują się na
czwartą, piątą,ósmą falę. - Ja z kolei cieszę się normalnością, której tak bardzo nam brakowało.
A jakie Wy macie wnioski?
Spodobał Ci się mój wpis? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage. Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie
Total 59 Votes
26
33
Punkt 36 – mnie to nie dziwi. Póżniej fiskalizuje się tylko część i podatek do zapłaty mniejszy albo około zera. Normalna praktyka.
Do sadu trzeba isc z bandytami