Często zdarza mi się narzekać, że we Wrocławiu nie ma gdzie zjeść śniadań. Oczywiście to pewna przesada, ponieważ kilka ciekawych miejsc dałoby się wymienić – Dinette, Petits Fours, hala monko czy w kontakcie. Wydaje się jednak, że w ostatnich 2-3 latach rynek śniadań w stolicy Dolnego Śląska przyhamował. Czy nowy lokal na Nadodrzu jest w stanie zmienić ten stan rzeczy?
Wiele osób może uznać, że moje narzekania są przesadzone, a rynek śniadaniowy wcale nie należy do najsłabszych odnóg gastro we Wrocławiu. Może i tak, ale należę do grupy jedzącej poranne posiłki w restauracjach kilka razy w tygodniu. Przy takiej częstotliwości zwyczajnie zestaw knajpek, w których można bywać, zawęża się dość mocno. Dlatego ucieszyła mnie informacja o otwarciu w maju kawiarni Soul in the bowl na Nadodrzu.
MIEJSCE
Nie jest to najbardziej oczywista lokalizacja na świecie, choć samo Nadodrze kulinarnie kojarzy się pozytywnie. Śrutowa to jedna z bocznych uliczek odchodzących od Drobnera, a sama kawiarnia otworzyła się w nowej plombie jednego z budynków umiejscowionych pomiędzy historyczną zabudową. Ciężko powiedzieć, że Soul id the bowl mieści się przy głównym szlaku komunikacyjnym, bo ten jak już, przemieszcza się kilkadziesiąt metrów dalej, na Rydygiera.
Wrażenie robi samo wnętrze. Pozytywne wrażenie ma się rozumieć, bo choć miejsca może i nie ma tu dużo, to zorganizowano je z rozmachem. Pięć stolików, wszystko utrzymane w dość stonowanej stylistyce, kilkanaście lamp na suficie i kontuar z drewnianymi elementami. Na pewno jest tu instagramowy potencjał, choć jeśli mogę coś doradzić, przydałoby się chyba lepsze światło w środku.
MENU
No dobra, ale co Ty tu robisz – powiecie po pierwszym zerknięciu w menu. Rzeczywiście wszelkiego rodzaju bowle, owsianki i granole ciężko zaliczyć do miana śniadań pierwszego wyboru w moim przypadku. Co nie zmienia faktu, że moje myślenie o jedzeniu dzieli się w kategoriach dobrego i złego. Nie zdrowszego lub mniej. Poza standardowym menu z wymienionymi właśnie daniami, w karcie znajdziecie również bajgle, a dodatkowym atutem jest sezonowa wkładka, gdzie znajdują się kolejne pozycje w podobnym klimacie
JEDZENIE
Na początek kawa, mieszany sok grejpfrutowo-pomarańczowy oraz mój ulubiony różany Fenitmans. Co jemy? Pierwszy strzał to bajgiel z pastą jajeczną, suszonymi pomidorami, awokado i niewymienioną w menu rukolą, o którą na szczęście spytałem i udało mi się z niej zrezygnować. To tak w ramach mojego wojny anty rukolowej. Bajgiel (17 zł) jak mniemam z Dinette. Z ziarnami, mój ulubiony, więc duży plus. Sama pasta lekko sucha, więc przydałoby się jej trochę więcej smarowania. Majonezu znaczy się, co by nie było tak zdrowo. Co by jednak nie mówić, przyzwoita pozycja.
Moje serce zdobywa Malinowe Love (27 zł), czyli smoothie z bananowo-malinową bazą oraz ułożonymi na górze bananami, borówkami, ananasem i malinami. Wszystko tu w sumie dobrze gra – jest orzeźwiające, mega owocowe, coś chrupie, a przy tym nie jest za słodkie, czego się obawiałem. Tak, mówię to ja, miłośnik smażonego sera. Malinowy plusik! Fruit granola bowl (24 zł) niewiele różni się wyglądem, za to podana jest w innej formie. Otóż do wyboru mamy kilka rodzajów mlek – my wybieramy owsiane, którym zalewa się ułożone sprawnie w miseczce dodatki. Ponownie jest owocowo, kolorowo, ale profil dania należy do tych bardziej płynnych.
Na koniec jeszcze raz coś mega owocowego. Naleśniki z serkiem i truskawkami (22 zł) oraz kolejną porcją owocowych dobroci na górze. Jest melon, jest konfitura, truskawki, maliny i borówki. Pochwalić można za świeżość, ilość dodatków oraz wizualną stronę. Narzekanie nie jest wskazane. W końcu kto nie lubi naleśników z owocami.
PODSUMOWANIE
Jak wypada Soul in the bowl? Jak dla mnie to pozytywne zaskoczenie. Miejsce jest spójne – nie masz tu obok bowli jakiegoś sztucznego rozszerzania menu o frankfurterki i szakszukę. Lubię takie miejsca z charakterem, wyraziste i przede wszystkim smaczne. Owszem, żadenego z tych bowli nie możemy zaliczyć do grona odkrywczych, ale czy w ogóle takie muszą być? Jeśli robi się dobrze swoje proste rzeczy, to wielka sztuka i cnota. Ode mnie spora okejka. Kibicuję im z całych sił. Szkoda tylko, że nie udało się jeszcze zorganizować ogródka, bo przydałby się bardzo. Powodzenia!
Soul in the bowl
ul. Śrutowa 10 a