Bary specjalizujące się w przyrządzaniu frytek nie są domeną Wrocławia. W większości miejsc, w których są one serwowane, występują zazwyczaj jako dodatek, a nie jako osobne, firmowe danie. Jakiś czas temu w samym centrum miasta powstała Fryciarnia Amsterdam. Jej właściciel założył ją w stolicy Dolnego Śląska na fali sukcesu, jaki jego pierwszy lokal odniósł w Legnicy. Miałem okazję być już pierwszego dnia na otwarciu fryciarni, i wtedy zostałem pozytywnie zaskoczony jakością smażonych krojonych ziemniaków. Całość przygotowywana jest na miejscu, do wyboru mamy kilka sosów, nieźle.
Niestety, tak było kilka miesięcy temu. Ostatnio ponownie udałem się ze znajomymi do Amsterdamu, żeby sprawdzić czy frytki dalej są smaczne i chrupiące, ale wrażenia były zgoła odmienne.
Lokal usytuowany przy ul. Więziennej, w otoczeniu włoskich knajpek, jest niewielki, z możliwością zamówienia frytek także przez okienko, bez konieczności wchodzenia do środka. Wybieramy jednak opcję zamawiania w środku baru. Menu oferuje nam frytki, zapiekanki, sałatki oraz tosty, ale tego dnia przyszliśmy smakować tych pierwszych. Zamawiamy po dużej porcji, która kosztuje 9 zł. Mniejsza to koszt 7 zł, plus sos za 1 zł.
Frytki krojone są na miejscu oraz smażone już po zamówieniu, więc nie ma mowy o odsmażanych czy nieświeżych porcjach. Czekamy kilka chwil i możemy odebrać zamówienie. Do frytek zamówiliśmy dość tradycyjne sosy, czyli majonezowy, ketchup oraz ostry, które podawane są w plastikowych kubełkach znanych z pizzerii. Według obsługi są to sosy przygotowywane na miejscu. Dziwnym trafem są nalewane z dużych pojemników kupnych sosów, dostępnych w większości podłych dworcowych barów.
Porcja frytek jest spora i wygląda zachęcająco. Co ciekawe, frytki nie są wcześniej solone, a na stoliku nie znajdujemy solniczki, o którą trzeba się upomnieć.
Frytki faktycznie wyglądają domowo, ale po pierwszym gryzie każdy z obecnych ma jakieś ale. Szybko dochodzimy do tego, dlaczego tak się stało. Smażone ziemniaczki tak naprawdę nie są zbyt mocno wysmażone. Frytki w większości są miękkie i nasiąknięte olejem. Nie chrupią smakowicie, jak podczas mojej pierwszej wizyty w tym miejscu. Niestety, albo ktoś czegoś nie dopilnował i za krótko smażył frytki, albo – co gorsza – takie standardy wprowadzono w Amsterdamie.
Jest jeszcze jedna wada, która mocno przeszkadza, jeśli ktoś lubi jeść bez sztućców. W torebce z frytkami jest za dużo malutkich kawałków, wręcz odpadów, które ciężko jakkolwiek uchwycić.
O sosach także ciężko powiedzieć coś pozytywnego. Smakują do bólu standardowo, ostry ostrym wcale nie jest, ketchup kupny, no i majonezowy, czyli taki jak dodawany do hot-dogów na stacjach benzynowych.
Fryciarnia Amsterdam obniżyła loty po całkiem obiecującym początku i, prawdę mówiąc, ciężko mi sobie wyobrazić, aby to miejsce na stałe wypełniło lukę na fryciarnianej pustyni, jaką jest Wrocław.
Fryciarnia Amsterdam
ul. Więzienna 5 c
facebook.com/fryciarnia.wroclaw
[…] w ich serwowaniu nie ma za wiele. We Wrocławiu natknąłem się dopiero na jedną, czyli Fryciarnię Amsterdam. Teraz z kolei odkryłem drugą, przy ul. Jedności Narodowej, w totalnie niespodziewanym […]