Jak to mówi mój znajomy – Sołtysowice to już nie Wrocław. Faktem jest, że dojechanie do tego położonego w północnej części Wrocławia osiedla do najłatwiejszych nie należy, czego główną przyczyną jest konieczność przejechania przez niemal zawsze zamknięte przejazdy kolejowe. Jednak za tym przejazdem znajduje się restauracja bijąca rekordy popularności w tej części Wrocławia. Pobite Gary to multifood, gdzie dania w większości znajdują się w bemarach, ale podczas poprzednich wizyt przekonałem się, że nie stanowi to wielkiego problemu, bo smak zdecydowanie wybija się na czoło.
Do Pobitych Garów ruszyliśmy ze znajomymi w niedzielę, zaraz po otwarciu, po lekko imprezowej sobocie. Kilka minut po trzynastej do kasy ustawiła się już spora kolejka, więc swoje odczekaliśmy. Zamówiliśmy, zapłaciliśmy i ruszyliśmy na zewnątrz, gdzie znajdował się jedyny wolny stolik.
W Pobitych Garach menu zmienia się codziennie, a do wyboru mamy zupę oraz około ośmiu dań głównych, do których dodatkowo można dobrać zarówno ryż, ziemniaki, jak i kaszę oraz surówki. Wybór jest spory, a co najważniejsze – dania przygotowywane są właściwie cały czas, nie leżą w bemarach po kilka godzin, jak to ma miejsce w wielu multifoodach w centrum miasta.
Na początek żurek (5 zł). Absolutnie fenomenalny, choć nieco za mało gęsty. Za to na wędzonce, ze słuszną ilością kiełbasy i jajka. Lekko kwaśny, a przy tym niezwykle aromatyczny i stawiający na nogi. Po każdej ilości alkoholu poprzedniego wieczora. Tu nie ma przypadku, ktoś kto go przygotował ma dobry smak.
Słuszna porcja nadziewanego boczniakami kurczaka kosztowała całe 15 zł. Tutaj nikt nie szczędzi na składnikach, a soczysta pierś z kurczaka została dodatkowo nawilżona pomidorową caponatą, a z wnętrza wybijał się smak świeżych, delikatnie uduszonych grzybów. Do tego wszystkiego ogrom surówki z białej kapusty. Świeżutkiej, nie zleżałej, a chrupiącej i lekko słodkiej.
Na koniec odlot totalny, w dodatku w rozmiarach nie do zjedzenia dla jednej osoby. Duszone z papryką policzki wołowe były niezwykle przyjemne. Miękkie, rozpadające się na włókna, a zarazem z wyraźnie zaznaczonymi elementami tłuszczyku. No i do tego ten charakterny, nie będący jedynie tłem sos. Surówka z marchewki oraz kasza stanowiły tylko uzupełnienie, inaczej być nie mogło.
Jeszcze raz odwiedziłem Pobite Gary, i jeszcze raz wyszedłem objedzony, a przede wszystkim zadowolony z jakości podawanego tam jedzenia. Na pierwszy rzut oka widać, że serwowane dania nie są przypadkowe. Każde po kolei jest przemyślane i dopracowane, pomimo tego, że to w sumie niepozorna knajpka. Niepozorna, ale smaczna, a ceny zachęcają do częstszych powrotów.