Do tej pory sądziłem, że okolice Pasażu Grunwaldzkiego zdominowane są przez kiepskiej jakości fastfoodowe, nastawione na studencką kieszeń, bary, ewentualnie nieco ambitniejsze, aczkolwiek także fastowe projekty typu U Gruzina. Jakież było moje zdziwienie, kiedy odkryłem Skrytka Vintage Cafe Bar.
Sama nazwa dużo mówi o tym miejscu. Ukryte gdzieś pomiędzy posterunkiem policji i tandetnymi sklepami, nieco na uboczu, na początku cichej ulicy Grunwaldzkiej. Ciężko tu trafić, mimo że dosłownie dwie ulice dalej panuje ogromny ruch, zarówno ludzki jak i samochodowy.
Skrytka Vintage Cafe Bar to przede wszystkim kawiarnia, oferująca jednak także dania obiadowe, a z samego rana również śniadania. W środku jest przyjemnie, nieco oldskulowo, ale z klasą. Wszystko ma swoje miejsce, wystrój wygląda na przemyślany, aczkolwiek z założenia raczej nie nastawiony na studentów. Pasują mi zwłaszcza połączenia elementów ceglanych z drewnem.
Dosłownie jakbyśmy przenieśli się wrocławskich do kawiarenek sprzed kilkudziesięciu lat. A kto opisuje je najlepiej? Oczywiście Marek Krajewski, nasz najpopularniejszy pisarz, którego książki uwielbiam niezmiennie od wielu lat. Właśnie autora m.in. Dżumy w Breslau spotkałem pewnego słonecznego popołudnia w Skrytce. Skoro bywają tu takie osobistości, musi być dobrze, pomyślałem.
Osobliwego, domowego klimatu nadaje także pan właściciel. Wiecznie uśmiechnięty, a przy tym niezwykle uprzejmy i zagadujący, z dużą pasją opowiada na temat swojego baru. Tak, już po pierwszej wizycie tutaj można stwierdzić, że atmosfera w Skrytce skłania do powrotów.
Zanim jednak wróciłem, zjadłem pierwszy raz. Codziennie w menu znajduje się zestaw dnia oraz tradycyjne, stałe menu. Przy pierwszej wizycie trafiłem akurat na barszcz ukraiński, który uwielbiam, a jako danie główne wybrałem Penne Arrabiata.
To był barszcz ukraiński (8 zł) mający pod sobą wszystkie inne. Z ziemniakiem, sporą ilością koperku, cudownie słodkimi burakami, no i lekko zabielony śmietaną. Ugotowany na mięsnym wywarze, aromatyczny, pełny w smaku. Po prostu, barszcz kompletny.
Makaron (18 zł) okazał się taką trochę studencką wersją Penne all’Arrabbiata. Prezentacja nie zwalała z nóg, ale sam makaron był ugotowany w punkt, a sos nieprzesadnie pikantny z wychodzącymi na przód pomidorami oraz czosnkiem. Wiadomo, nie było to danie idealne, ale naprawdę smaczne.
Przy drugim podejściu zdałem się w 100% na gust właściciela, zamawiając zestaw dnia. Na początek zupa pomidorowa z ryżem (8 zł), prawdziwie babcina, ze świeżych pomidorów, zabielona śmietaną. Niesamowicie delikatna, ale prawdziwie pomidorowa. Można było w niej poczuć prawdziwą, szczerą, domową kuchnię. Tak, to było to.
Zupełnie nowym doświadczeniem były pierogi z kapustą i twarogiem (15 zł). Jak szybko wytłumaczył obsługujący mnie pan, pochodzą z podkarpacia, a te w Skrytce wykonano zgodnie z przepisem babci. Po pierwsze – ciasto. Wyborne, mięciutkie i sprężyste, a przy tym doskonale trzymające farsz w środku. Po drugie – wkład. Lekki twaróg świetnie łagodził i uzupełniał wyrazistą, słodko-kwaśną kapustę. Ciekawe przeżycie, przyjemne odstępstwo od standardowych ruskich.
Takich miejsc jak najwięcej. Z klimatem, świetną kawą i domowym jedzeniem. Tak niewiele, a tak wiele. Skrytka Vintage Cafe Bar to potwierdzenie, że nie potrzeba wymyślnego marketingu, hipsterskiego wystroju i skomplikowanych dań, aby odnieść sukces. Wręcz przeciwnie, prostota i prawda wygrywają, oby jak najdłużej.
Skrytka Vintage Cafe Bar
ul. Grunwaldzka 12
Witaj, od kilku tygodni podczytuję Twój blog, z coraz większym zainteresowaniem. W najbliższych latach z doskoku planuję bywać we Wrocławiu. Szukam fajnych miejsc do zjedzenia najchętniej na linii ratusz-dworzec pkp-um. Już jestem zauroczona wrocławską gastronomią ( jestem z Warszawy). Może by tak napisać jakiś krótki poradnik dla chwilowych turystów gdzie dobrze zjeść? Ja na razie stołuję się w abradable, który jest jakieś 5min drogi od dworca.
Dobra myśl, coś będziemy mysleć o takim wpisie:)
Abradable to raczej ciemniejsza strona tej gastronomii. Więcej dobrego znajdziesz w niektórych knajpkach pod wiaduktem na Bogusławskiego.
„(…)sos nieprzesadnie pikantny z wychodzącymi na przód pomidorami oraz czosnkiem” i mówimy tu o sosie Arrabiata, czyli wściekle ostrym? Czy na pewno po tym stwierdzeniu powinna się znaleźć taka ocena?
Trzeba przeczytać całą relację, żeby zrozumieć, że jedzenie, czasami nieco słabsze, smakuje dobrze w przyjaznym miejscu.