To nie będzie miła relacja. Niestety, nie lubię takich, ale uważam, że muszę być uczciwy w stosunku do. To będzie bardziej tekst mogący służyć za poradnik pod tytułem – jak nie prowadzić restauracji.
Tajemniczy Ogród to kolejna już restauracja mieszcząca się w podziemiach Teatru Lalek. Pamiętam, że także poprzednie wcielenie tego miejsca – Restauracja Teatralna – posiadała więcej wad, aniżeli zalet. Miejsce pechowe, choć na pierwszy rzut oka niby nieco baśniowe – jak to w teatrze dla dzieci, sądząc po zastawie na stołach – na pozór eleganckie.
Początki nie były złe. Pan kelner pojawił się przy nas szybko, zaproponował podanie krzesełka dla dziecka i przyniósł karty menu – doprawdy ciekawe. Właściwie teatralne. Problemy zaczęły się po chwili. Najpierw krzesełko dla dziecka okazało się nie mieć pasów do przypięcia młodego Kazika, więc ten czym prędzej z niego zleciał, dołem. Nic to – pewnie przypadek, pomyśleliśmy.
Z każdą chwilą wydawało się jednak, że może być tylko gorzej. Po przyjęciu zamówienia na napoje, czekaliśmy na kilka dobrych minut, na espresso i cappucino. Kiedy już otrzymaliśmy kawę, zamówiliśmy od razu deskę mięs sosus vide na przystawkę (14 zł), ale na ich podanie czekaliśmy około 15 minut. Aha, w lokalu byliśmy sami.
Jeśli Tajemniczy Ogród ma ambicje być restauracją serwującą nowoczesne dania kuchni europejskiej, jak można wyczytać na internetowej stronie, to przystawka za najnowszymi trendami specjalnie nie podąża. Deska wędlin, raczej tylko w teorii przygotowanych metodą sous-vide, przypomina bardziej wesela z połowy lat 90-tych. Do tego jeszcze dwie stopki wódki i można się bawić. Suche kawałki bagietki z mrożonki, kilka plasterków fikuśnie pozawijanej i bezsmakowej wędliny, i te winogrona z rodzynkami, kaparami i pomidorem z wyciętym wzorkiem. Naprawdę?!
Zamawiamy zupy i w tym momencie też przytrafia się nam niespodzianka. Cebulowa, na którą mieliśmy ochotę, niestety wyszła. W takim razie decydujemy się na grzybową pod ciastem francuskim i krem z pomidorów z tymiankiem, obie w cenie 10 zł. Co ciekawe, kelner przyjął zamówienie na zupy, po czym zniknął, nie pozwalając nam na domówienie dań głównych. Może stwierdził, że najemy się nimi na tyle, że odpuścimy?
Właściwie to nie wiem jak opisać to, co trafiło na nasz stolik. Krem z pomidorów z tymiankiem to zblendowana pulpa z puszki, może z minimalnym dodatkiem ziół, ale na tyle minimalnym, że właściwie ciężko je wyczuć. A, jeszcze kleks śmietanki, Ramy do gotowania, bo przynajmniej się nie warzy.
Hitem jest jednak zupa grzybowa pod ciastem francuskim. Owo ciasto stanowi jakąś połowę objętości całego dania, a przebicie się przezeń nie należy do najłatwiejszych zadań. Smak – jaki smak? Bulion z grzybami. Bez przypraw, bez smaku, bez charakteru. Ot, na odwal, niby po francusku, a właściwie to nie wiadomo po jakiemu.
Zupy zjedliśmy, a właściwie skosztowaliśmy. Naczynia czekały i czekały na stole, a zainteresowanie kelnera zmalało do zera. Ba, najlepsze było przed nami. Otóż po zamówieniu zup zabrano nam karty, które trafiły do zbłąkanych klientów, którzy w jakiś sposób dotarli do tego tajemniczego ogrodu. Kiedy lekko zirytowany ruszyłem w stronę kelnera z zapytaniem czy chciałby może podać nam karty i przyjąć zamówienie, okazało się, że musimy trochę poczekać, bo na sali nie ma więcej kart. Przetłumaczę – dwa stoliki zajęte, brakuje menu. Tym samym przyczyniliśmy się do tego, że goście ze stolika pozostali z jedną kartą, my podzieliliśmy się drugą. To nie żart.
Wybieramy – kaczkę pieczoną z kluskami na parze i czerwoną kapustą (34 zł) oraz ravioli z oberżyną (25 zł), choć zamiast tego drugiego miałem ochotę na doradę, ale nie dojechała.
Czas mijał i mijał, a my czekaliśmy. W końcu jest i on, wysłaniec z kuchni w pełnej krasie, z dwoma przesyłkami skierowanymi w stronę naszego stołu.
Kaczka nie powala, ale i tak stanowi najsilniejszy punkt wieczoru. Prezentacja pozostawia sporo do życzenia, ale samo mięso – soczyste, łatwo odrywające się od kości. Po pierwszych gryzach orientujemy się jednak, że coś tu nie gra. W miejsce klusków na parze dostajemy dwie suche mini bułeczki (?!).
Minimalne nadzieje wiązałem z ravioli nadzianym bakłażanem, tutaj dostojnie nazywanym oberżyną. Jakież było moje dziwienie, kiedy ravioli cudownie przeistoczyło się w culurgiones. Oj, panie kucharzu, chyba nie słuchało się uważnie w szkole.
Ale co tam, nie myli się ten, który nic nie robi. Niestety, człowiek na kuchni robi o wiele za dużo. Moje ravioli – tfu, culurgiones na wierzchu dzierżyły na sobie sporą ilość teoretycznie pomidorowego sosu. Ale, ale, to nie był tylko sos pomidorowy. Po pierwszej próbie okazało się, że to przecież znany już mi… krem z pomidorów z tymiankiem. Wpadlibyście na to? Ja nie, dlatego tylko skosztowałem i odstawiłem. Ciasto przyzwoite, za to farsz to jakaś abstrakcja. Mdły, bo jaki ma być, skoro się go nie doprawia.
Aha, po rachunek zgłosiłem się sam, bo kelner zapomniał, że ktoś siedzi na sali. Na drugiej pojawiła większa, zorganizowana grupa, więc oni byli priorytetem… Podsumowanie jest zbędne, wybaczcie. Jeśli dotarliście do tego momentu, to dziękuję. Wnioski można wyciągnąć samemu.
Tajemniczy Ogród
Pl. Teatralny 4
Nazwa restauracji trafia w sedno- Miejsce pełnie niemiłych tajemnic. Zdecydowanie odradzam jakiejkolwiek współpracy z tym miejscem, a w szczególności z jego właścicielem. Na moje i męża nieszczęście w zeszłym tygodniu mieliśmy nieprzyjemność zorganizowania wesela w Tajemniczym Ogrodzie i nasz wielki dzień zamienił się w koszmar.
Jak tylko podpisaliśmy umowę i wpłaciliśmy zaliczkę pojawiały się coraz to nowsze przeszkody poczynając od braku kontaktu z managerem, wymazanej rezerwacji z kalendarza, braku naszej umowy, dezorientacji i utrudnionym kontakcie z właścicielem.
Dopiero po naszej interwencji oraz informacji, że przekażemy sprawę kancelarii prawnej, łaskawie skontaktował się z nami właściciel, przepraszając za zaistniałą sytuację, obarczył całą winą niepracującego już managera i zadeklarował się, że osobiście dopilnuje, że impreza odbędzie się zgodnie z podpisaną umową, tak abyśmy byli zadowoleni. Jednak od tego czasu kontakt z tym Panem był nadal utrudniony, a na spotkania z nami przychodził spóźniony. Ponadto na tydzień przed planowanym weselem przypadkowo dowiedzieliśmy się, że restauracja już nie istnieje, natomiast wszystkie zarezerwowane imprezy, w tym nasza, miały zostać zorganizowane. Dzień przed weselem umówieni byliśmy w restauracji, aby poukładać winietki, a także dopiąć detale. Stoły miały być już wtedy odpowiednio przygotowane, zgodnie z zapisem w umowie tj. ubrane w białe obrusy, a na każdym stole poustawiane bukiety i świece. Niestety kiedy dotarliśmy na miejsce okazało się, że stoły są, ale „gołe”, co uniemożliwiło dalszą interakcję. Umówiliśmy się więc w dnu ślubu w godzinach porannych i jak można było się domyślić również i wtedy nic nie zostało zrobione. Dopiero gdy pojawiliśmy się w restauracji, właściciel z uśmiechem na twarzy rozpoczął rozkładać pogniecione obrusy. Niestety czas bardzo się kurczył, dlatego nie byliśmy w stanie dopilnować szczegółów.
Z duszą na ramieniu i z wielką niepewnością przywieźliśmy naszych gości do restauracji i to co tam zastaliśmy wołało o pomstę do nieba. Brudne podłogi, pogniecione i brudne obrusy, brak obiecanych bukietów i świec na stołach to tylko wierzchołek góry lodowej. Otrzymaliśmy dania niezgodne z zamówieniem, które wyglądały jakby były zakupione w tanim supermarkecie, a ich smak i wielkość pozostawiały wiele do życzenia. Brak obsługi (nie licząc jednego, biednego, zabłąkanego nastolatka) przyczynił się do tego, że nasi goście biegali po sali z wazami, talerzami, sztućcami. O każdą rzecz musieliśmy się dopraszać. Dopiero po naszej interwencji otrzymaliśmy po parę kawałków ciasta i kawę, a po kolejnych prośbach, po długim wyczekiwaniu, otrzymaliśmy powyginane łyżeczki i mleko (prawdopodobnie chwilę temu zakupione). Herbatę, o której była mowa w umowie nie uświadczyliśmy. I takich wpadek mogłabym przytoczyć jeszcze więcej, ale wolałabym o tej farsie szybko zapomnieć. Niestety, smutne jest to, że w trakcie naszej imprezy właściciel podpisywał umowę z kolejną parą ” szczęśliwców”. Polecam doczytać nazwę firmy oraz imię i nazwisko właściciela, ponieważ z naszym informacji wynika , że otwierają kolejny lokal pod inną nazwą firmy. Obawiamy się, że świadczone usługi będą na podobnym lub gorszym poziomie. Krótko mówiąc właściciel restauracji to oszust, kombinator i złodziej.