Naleśniki, któż ich nie lubi? We Wrocławiu można zjeść przyzwoite naleśniki, choćby te w FC Naleśniki czy French Connection, ale żaden z tych lokali nie sprawia, że po wyjściu marzy się o natychmiastowym powrocie. W grudniu 2015 na wrocławskim Rynku, w miejsce Cinnabon, powstała naleśnikarnia Madame. Na pierwszy rzut oka to miejsce aspirujące do zostania wrocławskim Manekinem, choć łatwo nie będzie i to nie tylko ze względu na to, że po pierwszych tygodniach działalności przed wejściem nie ustawiają się kolejki.
Dwupoziomowy lokal został zagospodarowany w bardzo przestronny sposób, każdy stolik ma dookoła sporo przestrzeni. Wnętrze to połączenie białych elementów z surowymi, ceglastymi ścianami, co – patrząc na obecne trendy – specjalnie dziwić nie może.
Oferta Madame skupia się głównie na dwóch rodzajach naleśników – wytrawnych galettes oraz słodkich crepes. Poza nimi w menu znajdują się również pancakes oraz sałatki i przystawki w postaci różnych past podawanych z pieczywem.
Od samego początku spore minusy zbiera obsługa. Po pierwsze – naliczyliśmy w sumie pięć osób, z których przynajmniej dwie krzątały się bez sensu, a jedna podpierała bar, niezbyt przyjemnie wgapiając się w klientów siedzących na górnym poziomie. Druga sprawa to efektywność. Pan kelner po zebraniu od nas zamówienia na napoje sam zabrał się do ich przygotowywania, a że były to głównie napoje ciepłe, to na możliwość złożenia zamówienia na naleśniki przyszło nam czekać ponad dziesięć minut, podczas gdy dwie inne osoby z obsługi stały bezczynnie za barem. Kiedy już z kolei składaliśmy zamówienia, kelner nie do końca potrafił powiedzieć nam czy istnieje możliwość wymiany składników w poszczególnych pozycjach, a także w jaki sposób podawane są dodatki. Rozumiem dużą rotację pracowników w gastronomii, ale nie rozumiem wypuszczania do klienta nieprzygotowanej obsługi. Na początku działalności, naprawdę?
Na szczęście czas oczekiwania w sporej mierze wynagrodził nam pewne początkowe nieprzyjemności. Naleśniki trafiły w nasze ręce w niespełna dziesięć minut, ekspresowo.
Na pierwszy ogień idzie salmon (20 zł), a więc wybór mojej żony. Klasyka do bólu, czyli serek philadelphia, rukola, wędzony łosoś, dymka i odrobina cytryny. Ciasto cienkie, sprężyste, natomiast zestawienie składników dosyć poprawne, choć ze zbyt dużą ilością rukoli oraz z nieco za płaskim smakiem. Przydałoby się tu jakieś bardziej wyraziste przełamanie.
Mój naleśnik meksykański na cieście gryczanym (23 zł) w pierwszej chwili wydaje się być trochę za suchy, ale sytuację ratuje sos czosnkowy, który domówiliśmy w międzyczasie. Dobrą, chyba najlepszą robotę wykonuje tu spora ilość chili oraz kolendry. Mięso standardowe, mielone, w sosie pomidorowym z cebulą. Meksyku za wiele to może tu nie było, przydałby się może i nieco większy kop ostrości, ale ogólnie było poprawnie. Nie odpowiada mi tylko sposób składania naleśników, ponieważ zjedzenie ich bez konieczności zbierania później połowy farszu z talerza, graniczy z cudem.
Znajoma zdecydowała się na opcje słodką, a jej malina (15 zł), podana na grubszym cieście, z dodatkiem musu malinowego i czekoladowych trufli nikogo specjalnie nie zauroczyła. Słodko-kwaśny mus niby ok, do tego kilka czekoladowych trufli i tyle.
Byliśmy, zjedliśmy, zapomnieliśmy po kilu minutach. Nie było efektu wow, nie było efektu przyjemnego zaskoczenia. Wszystko do bólu przewidywalne, bez charakteru. No i obsługa, która sprawia, że wracać raczej nie będziemy.
Madame
Rynek 22
A ja w dalszym ciągu liczę, że do Wrocławia zawita Manekin.
Odwiedziłam w końcu Madame i muszę stwierdzić, że po raz kolejny moje gusta kulinarne zupełnie nie pokryły się z Twoimi 😉 Zdecydowałam się na naleśnika sezonowego z dynią, bekonem i żółtym serem (nazwy niestety nie pamiętam), do tego sos barbecue (WOW). Naleśnik był przyjemny, ciasto świetne, farsz naprawdę dobry. Jedyne co bym zmieniła w tej konkretnej kompozycji – dodałabym czegoś ostrzejszego, żeby przełamać dynię. Może kolendra albo nawet jalapeno.
A sposób składania naleśnika dość oryginalny, ale nie sprawił mi trudności w jedzeniu 🙂 Obsługa najwyraźniej wzięła sobie do serca Twoje uwagi, bo gdy tylko usiadłyśmy z koleżanką przy stoliku, podszedł do nas kelner z menu, a w trakcie jedzenia pytał, czy wszystko w porządku 🙂
No to jeśli obsługa działa ok, to tylko się cieszyć:)