Wspominałem Wam już o tym, że zostałem głównym wrocławskim ambasadorem festiwalu kulinarnego RESTAURANT WEEK, dzięki czemu mam okazję przedpremierowo testować menu przygotowane przez wybrane restauracje. Wcześniej odwiedziłem już Kaczkę Dziwaczkę, Orient Palace, a w ostatnich dniach kolejne dwie – La Folie oraz Mama Manousch. Jak było, czy smakowało, dowiecie się za chwilę.
Na początek przypomnienie samej idei festiwalu:
Festiwal stanowi doskonałą okazję do poznania najlepszych restauracji zarówno dla ich stałych bywalców, jak i osób dopiero rozpoczynających swoją przygodę z gastronomią w formie fine dining. Szef kuchni każdego z biorących udział w RESTAURANT WEEK miejsc przygotuje specjalne trzydaniowe doświadczenie restauracyjne, składające się z przystawki, dania głównego i deseru w cenie 39 zł, prezentując przy tym swoje umiejętności oraz wizję autorskiej kuchni. Będą to dania opracowane specjalnie z okazji RW, nieznajdujące się w standardowym menu, w dużej mierze oparte na lokalnych produktach.
Rezerwacji stolików możecie dokonywać na stronie restaurantweek.pl
Najpierw, wraz z Natalią z Małej Cukierenki wybraliśmy się sprawdzić menu w restauracji La Folie na Placu Solnym. Zdradzając nieco zakończenie tej opowieści, oboje wyszliśmy niezwykle zadowoleni zarówno z poziomu jedzenia, jak i bardzo gustownego wystroju lokalu oraz przyjaźnie nastawionej obsługi.
Pozytywne doświadczenia ze smakiem rozpoczęły się już od przystawki, rozpisanej w menu jako Troć / sos soubise / martini / kolendra / pigwa / morela / limonka / chabry. Ryba ma zwartą strukturę, a zarazem jest delikatna, natomiast jej subtelnie słony smak cudnie współgra tu z kwaskiem pochodzącym od limonki i pieprznością kolendry, a jednocześnie jest podbity przez słodki mus z moreli.
Policzki wołowe / burak / dynia / czerwona cebula / kiełki groszku / gruszka / miód / anyż to pozycja tyleż ogromna, co smaczna. Wołowina przygotowana bez zarzutów, mięciutka, rozrywająca się na włókna, ale o sile tej potrawy stanowią szczegóły, jak choćby słodka gruszka z lekką nutką anyżu, lekko winna cebulka czy imponująca palonym aromatem dynia.
Jeśli miałbym coś poprawić, to w deserze, w którym główną rolę gra świetne brownie czekoladowe, podkręciłbym słodkie parfait burakowe jakimś kwaśnym składnikiem. Ogólnie jednak, menu przygotowane na festiwal Restaurant Week przez Dawida Ankowskiego poziomem zbliża się do tych najlepszych w tej edycji propozycji. Ciekawe połączenia smakowe, w sumie klasyczne, ale przygotowane z pomysłem składniki i przyjemna atmosfera – to wszystko sprawia, że goście La Folie powinni z uśmiechem opuścić restaurację.
Kilka dni później, już samodzielnie, zawitałem do znanej mi już restauracji Mama Manousch. Szef kuchni Filip Grajeta przygotował menu bez kompromisów, z pełną różnorodnością składników, a zarazem dopracowane i tworzące logiczną całość.
Na przystawkę pojawia się rilletes z kaczki/ gruszka/ mini brioche/ konfitura z agrestu/ prażona kasza gryczana/ orzechy włoskie/ oliwa truflowa/ puder grzybowy/ rukola. Rilletes to pochodzące z Francji smarowidło, coś pomiędzy smalcem i pasztetem, pieczone przez kilka godzin w obecności tłuszczu, w tym wypadku z kaczki. Nie jest to może najbardziej dietetyczne danie na świecie, ale to w wykonaniu Szefa Kuchni Mama Manousch nie sprawia wrażenia tłustego. Rilletes jest delikatne, oczywiście z odpowiednią warstwą tłuszczu, a do tego przyjemnie łączy się z nieco kwaśnym agrestem i słodką gruszką. Ta pozycja to także ciekawa gra nie tylko smaków, ale i tekstur.
Absolutnym hitem okazuje się danie główne – Biodrówka jagnięca/ mus z dyni/ aronia/ grasica cielęca/ czarna soczewica/ borowik stepowy/ śliwka. Odważne, ale właściwie skończone, bez jakichkolwiek wpadek. Nie wiem dlaczego, ale widząc w menu biodrówkę, spodziewałem się dość ciężkiego, topornego kawałka mięsa. Nic bardziej mylnego – jagnięcina została przygotowana wzorowo. Jest różowa, rozpada się w ustach i sama w sobie jest atrakcją dla miłośników dobrych smaków. Tyle że to nie koniec, bo ozdobą jest w tym wypadku mus z dyni z lekko kokosowym posmakiem, a na drugoplanową gwiazdę wybija się puszysta grasica w leciutkiej panierce. Nie chciałbym tu nic zmienić, poza tym, że całość tak szybko zniknęła z talerza.
Na koniec jeszcze deser przywołujący na myśl tradycyjną polską szarlotkę, z kruszonką i pysznym musem jabłkowym, tyle że w wersji jeszcze podkręconej angielskim kremem waniliowym.
Testuję festiwalowe menu RESTAURANT WEEK od pierwszej edycji i z pełną świadomością mogę stwierdzić, śledząc rozwój tego wydarzenia we Wrocławiu, że każda kolejna odsłona przynosi wzrost poziomu. Z niewielkiej imprezy, obejmującej na początku kilkanaście – niekoniecznie najlepszych restauracji – RW przeistacza się w obowiązkowy punkt w kalendarzu każdego, kto lubi poznawać nowe smaki, dobrze jeść i wpływać na rozwój wrocławskiej sceny gastronomicznej. Mało tego, to wydarzenie, w którym udział chcą brać najlepsi. Trzymajcie tak dalej – właściciele, Szefowe Kuchni, organizatorzy i goście!