Zostaliśmy we weekend zaproszeni na działkę do rodziny na tradycyjnego grylla. Takiego polskiego, wiecie, śląska, do tego boczek zawijany z Biedry, karkówka wysuszona do granic możliwości, a całość podlana piaścikiem wrocławskim, mimo że z Wrocławiem nie ma już nic wspólnego. Już jakiś czas temu powiedziałem, że tego typu rodzinne grillowanie mało mnie interesuje, bo zazwyczaj kończy się tym, że stoję przy tym piecu w 35 stopniowym upale, przewracając kiełbachy, których i tak nie jem. Dlatego też tym razem, uprzedzając fakty, postanowiłem o jedzenie dla nas zadbać osobiście.
Przed wyjazdem na Sołtysowice odpaliłem aplikację Wooopit, z której dobrodziejstw korzystam drugi miesiąc, przepatrzyłem dostępne opcje w tym regionie – ku mojemu zdziwieniu, w przeciwieństwie do Zakrzowa, dowozi tu mnóstwo knajpek – i zdecydowałem się ostatecznie na Thali, które odkryłem niemal równo rok wcześniej, zachwycając się smakami potraw przygotowywanych w tym niewielkim barze na Curie-Skłodowskiej. Faktem przemawiającym za Wooopit w takiej sytuacji jest możliwość planowania konkretnej godziny dowozu oraz śledzenia trasy przejazdu kuriera. Dzięki temu, ze względu na podobną odległość, mogliśmy wyruszyć na Sołtysowice w jednym momencie co człowiek wiozący nasze zamówienie na skuterze. Byliśmy kilka minut szybciej, ale zanim się rozpakowaliśmy, paczuszka z Thali wylądowała w naszych rękach.
Samosy (10 zł) mogłyby spędzić w tłuszczu jeszcze z 20 sekund więcej, ale i tak odnoszę wrażenie, że ich smak w porównaniu z pierwszą wizytą na miejscu uległ poprawie na plus. Przekonuje mnie tekstura farszu, ze sporymi kawałkami ziemniaków, mnóstwem kolendry i słodkim groszkiem oraz kolendrą w ogromnych ilościach. Mango lassi (9 zł) idzie zdecydowanie w stronę słodkości, ale nieprzesadzonej, wprowadza element orzeźwienia i umożliwia oczyszczenie kubków smakowych przed kolejnymi daniami.
W słodycz kieruje się także butter chicken (29 zł) i ta słodycz jest wielkim atutem maślanego kurczaka z Thali. Wychodzi na przód, owszem, ale nie dominuje nadmiernie, danie imponuje kremową konsystencją, przyjemnie ziołowym, lekkim aromatem i kurczakiem tak delikatnym, jak tylko można sobie wyobrazić. Butter chicken przyjechał w zestawie z chlebkiem naan, który – trzeba przyznać jasno – nie znosi najlepiej dowozu i traci swoją chrupkość. Natomiast z ryżem sparowaliśmy bardziej zadziorne balti chicken (29 zł). Tutaj prym wiedzie orzeźwiający, cytrusowy i delikatnie ostry imbir, a wytrawną podbudowę zapewniają mielone orzechy nerkowca. Balti nie jest jednowymiarowe, dostarcza ciekawych wrażeń, a smak oscyluje pomiędzy ostrością, słodyczą i goryczą.
Zgodnie z moimi przewidywaniami, dania kuchni indyjskiej ze względu na swoją konsystencję, bardzo dobrze sprawdzają się w dowozie, nie tracą zbyt wiele, dlatego też jeśli musicie koniecznie zamówić coś na dowóz, zalecam rozejrzeć się za tym rodzajem kuchni. Thali robi to dobrze, ciekawie gra przyprawami, smakami, teksturą i wypada pozytywnie na tle wrocławskiej konkurencji. Jak dla mnie – w dalszym ciągu czołówka w stolicy Dolnego Śląska.
Faktycznie kazdy naan na wynos jest delikatnie mowiac sredni. Wiesz juz poze co sie stalo z buddha? Nie mogę dostac sie na swoje fb, dlatego pierwszą dziesiatke w komentarzach utrzymam tutaj 😉
Nie mam pojęcia, ale prawdą jest, że tam raczej nigdy nie było tłumów a na samych lunchach daleko nie zajedziesz.
A nie uwazasz ze przyczynila sie do tego mango mama?
Może w minimalnym stopniu, ale to raczej kwestia lokalizacji, słabego oznaczenia.
Zaprosili Cię na grilla, a ty zamówiłeś sobie tam jedzenie na dowóz? Na następnego chyba prędko Cię nie zaproszą 😉
Rzucilabym pierwsza kamieniem, ale zdarzalo mi sie przynoscic pizze z ananasem na grilla. Kto wybaczyl ananasa i mandarynki (!) na pizzy ~ wybaczyl rowniez nietypowy prowiant. Czesto zdarza mi sie przynosic wlasne jedzenie na grilla. Ostatnio przynieslismy 4 kaszanki w kapuscie kiszonej ~ do zrobienia na miejscu, wszyscy palaszowali az im sie uszy trzesly.
Nie widzę w tym nic dziwnego. Zazwyczaj przynosiłem własne jedzeniem do ugrillowania, teraz nie chciało mi się stać rpzy grillu, więc poszliśmy na łatwiznę.
Jestę kulinarnym smakoszę, nie zjem kiełby z Biedry bo mi język uschnie