Po ostatniej wizycie na lunchu w Buddha Lounge naszła mnie ochota na jeszcze jedne odwiedziny w tym miejscu. Indyjsko-tajska restauracja stała się kolejnym celem naszego rodzinnego, niedzielnego obiadu. Samo połączenie indyjsko-tajskie jest nieco dziwne, lekko koniunkturalne, ale w menu przeważają jednak dania z tej pierwszej kuchni.
Popołudniowa wrześniowa pogoda pozwoliła nam na zajęcie miejsc na zewnętrznym ogródku z wygodnymi kanapami. Wnętrze, jak to zawsze w Buddha Lounge, jest ciemne, trochę depresyjne, a z drugiej strony dyskotekowe z kolorowymi lampami.
Pierwsza rzecz, która mocno irytuje to obszerne menu. Kilka dobrych stron wypisanych małym druczkiem dań. Po kilku minutach przebiliśmy się przez przystawki, dania z kurczaka, baraniny i tajskie specjały, wybierając swoje pozycje.
Muszę pochwalić obsługę. Pani kelnerka z dużą wiedzą odpowiadała na nasze kolejne pytania odnośnie dań, doradzała, a przy okazji nie była nachalna. Jedzenie zresztą też trafiało do nas dość szybko.
Rozpoczynamy od zupy Tom Yum Kai (15 zł) na mocno aromatycznym bulionie z dużą ilością kurczaka. Jest świetnie zbalansowana, przechyla się w stronę ostrej, ale dobrze uzupełniona nutami kwaśnymi i słodkimi.
Była zupa, znalazło się też miejsce dla innej przystawki, którą były samosy z baraniną, zielonym groszkiem i ziemniakami (16 zł). Prawdziwe bogactwo smaków. Mocno przebija się baranina, doskonale tonuje ją garam masala, a swoje dorzuca także miętowy sos. Ciekawe połączenie, smak mocno hinduski.
Lamb Tikka Butter Masala (35 zł), a więc kolejne zmagania z baraniną. Wielowymiarowy, kremowy, bogaty w smaki sos pomidorowy to bardzo wysoka półka. Szkoda tylko, że zepsuta przez twarde mięso.
Jeszcze raz baranina – Lamb Madras (35 zł), czyli baranina w bardzo ostrym sosie curry. Dla odmiany, tutaj kawałki mięsa niemal rozpływały się w ustach, a ostrość faktycznie dawała się we znaki, ale tak właśnie miało być. Ponownie czuć niesamowity ogrom przypraw i aromatów, które sprawiają, że kubki smakowe po prostu wariują ze szczęścia.
Moja siostra od jakiegoś czasu nie jada mięsa, choć nie ma w tym tej całej wegetariańskiej filozofii. Po prostu, nie i już. Skusiła się na warzywa w sosie curry (28 zł). Niemiłą niespodzianką w tym wypadku jest cena. Niewiele niższa od tej przy daniach mięsnych. Połączenie tradycyjnych warzyw nie jest może zbyt odkrywcze, ale danie wykonano bardzo poprawnie, a porcja ryżu była zwyczajnie nie do przejedzenia.
Ja poszedłem nieco na przekór i jako jedyny zamówiłem opcje tajską. Pad Thai (35 zł) z kurczakiem jest niedopracowany. Przez potężną ostrość pochodzącą z suszonego chili przebija się słodki smak, porcja pokrojonego w paski kurczaka jest słuszna, ale czegoś tu brakuje. Kurczak jest, orzechy są, makaron dobrze przygotowany. Tylko gdzie odświeżająca dymka, no i co na talerzu robią te ogórki?
Buddha Lounge tym razem nie daje tyle radości, co zazwyczaj. Jedne potrawy smakują świetnie, drugie słabiej. Nie ma znaczących wpadek, ale trafiamy na sporo niedociągnięć. Aromaty doskonałe, porcje spore, a ceny chyba jednak kilka złotych za wysokie. Aha, mała uwaga do właścicieli – pietruszka to nie kolendra.
Ale z cenami serio trochę ich poniosło.
Za tą cenę niestety nie powala. Wrocławskie indyjskie restauracje należą chyba do najdroższych w Polsce. Zwłaszcza ceny placków, czyli głównie mąki i wody, zwalają z nóg.
Polecam zastapic „smak mocno hinduski” indyjskim, bowiem hinduski odnosi sie do wyznania, a tutaj chodzi o kuchnie indyjska. Pozdrawiam:)
Szanowni Państwo,
uważam, że właściciel jest sympatycznym, fajnym człowiekiem, dość często można go tam spotkać. Obsługa jest przemiła i kompetentna, jedzenie smaczne a ceny jak na Rynek Wrocławski, w sam raz. Proszę sobie sprawdzić ceny w innych lokalach w okolicach Rynku i większość jest właśnie z podobnej półki a nawet i droższe. Piwnica Świdnicka , moim zdaniem nie serwuje nic ponadprzeciętnego, a ceny są bardzo wysokie. Miejsca takie mogę wymieniać bez końca. A menu wcale nie jest zbyt długie, dlatego nie zgadzam się z opinią autora artykułu. Pewnie krótsze menu ułatwiło by pracę kucharzom, ale ja jako klientka, jestem zadowolona z tej różnorodności.
W odniesieniu do wypowiedzi Pani Doroty Król… Proszę Pani, jeśli zakupiła Pani bilety na imprezę sylwestrową trzy tygodnie przed imprezą w liczbie 8, to nie sądzę by była to aż tak wysoka kwota żeby właściciel mógł „obracać ” Pani funduszami. Nie rozumiem również Pani stwierdzenia , iż właściciel chciał od Pani ” czasowo wyłudzić” pieniądze? Zwrócił, je prawda? Zatem nie rozumiem Pani oskarżenia. Niezależnie od tego rozumiem Pani rozżalenie i jest mi przykro,że znalazła się Pani w tak niekomfortowej sytuacji tuż przed samym Sylwestrem. Domniemam, iż właściciel miał swoje powody, a Pani przyjemnie spędziła tego Sylwestra:)
Pisze Pani również:
„Nie polecam robić żadnych rezerwacji w tym lokalu z powodu iż możecie Państwo liczyć, że właściciel na 2-3 dni przed planowaną imprezą odwoła ją bez podania przyczyny.”- Czy ma Pani inne przykłady które można odnieść do tej wypowiedzi czy bazuje Pani na historii z biletami sylwestrowymi? Jeśli nie ma Pani innych przykładów, proszę nie wysyłać fałszywych i ogólnych oskarżeń. Bezpodstawne plotki są bowiem plagą która zalewa internet i działa na mnie jak płachta na byka.
Lokal godny polecenia, prawdziwy indyjski smak:) Często korzystam z usług tej restauracji i jest ona jedną z moich ulubionych na liście we Wrocławiu.
Z poważaniem
Agnieszka