Paweł Krzywonosiuk
Ostatnio pojawia się coraz więcej próśb o ponowne zrecenzowanie Soczewki, która dotychczas prowadziła w rankingu najlepszych burgerów we Wrocławiu. Czytelnicy informowali o tym, że pogorszyła się jakoś podawanych tam dań, więc postanowiłem się osobiście wybrać na miejsce i sprawdzić, jak się sprawy mają i co zmieniło się od ostatniego wpisu sprzed roku.
Po wejściu kieruję się na moje ulubione miejsce na górnym poziomie, szybko przeglądam obfitą kartę, która jest jednocześnie podstawką, i podejmuję decyzję. Niespełna dwie minuty po tym, jak usiadłem zjawia się miła pani kelnerka i pyta, czy chcę już złożyć zamówienie.
Decyduję się na krwistego Klasyk Burgera (33 zł) w bułce pszennej z sepią, ale proszę o zamienienie sałaty, której nie jadam, na papryczki jalapeno. Do picia wybieram moją ulubioną lemoniadę jabłkową (11 zł). Pani informuje mnie, że czas oczekiwania to około 15 minut, poświęcam więc ten czas na przeglądnięcie karty, otrzymując w międzyczasie moją lemoniadę. W menu zaszło kilka zmian graficznych, ale schemat pozostał ten sam. Pojawiły się również stałe nowości, dodano bodajże cztery nowe pozycje wołu (i nie tylko) w bułce.
W Soczewce każdy może znaleźć coś dla siebie, ponieważ podawane tu burgery są nie tylko z wołowiny, ale także z jagnięciny, drobiowe, a nawet wegańskie. Takiej różnorodności nie doświadczymy w wielu lokalach i jest to zdecydowanie na plus. Oczywiście nie samymi burgerami Soczewka stoi. Do wyboru jest spora ilość przystawek, steków, sałatek, deserów, a nawet zestawów dla najmłodszych. W karcie znajdziemy również wiele różnych napojów – zarówno z alkoholem, jak i bez. Ciekawą propozycją jest możliwość przetestowania do 9 różnych rodzajów whisky z całego świata.
Wczytując się w kartę, nawet nie zauważyłem, że minęło równo 14 minut, a przy moim stoliku pojawiła się pani, niosąc moje zamówienie. Styl podania burgera się nie zmienił – wciąż w środek burgera wbijany jest ostry nóż, a frytki z trzema krążkami cebulowymi podawane są w metalowym koszyczku obok, wraz z sosem w ładnym szklanym garnuszku.
Zawsze rozpoczynam od krążków, które uwielbiam, a receptura tych z Soczewki jest genialna. Niestety, napotykam tutaj na pierwsze rozczarowanie. Krążki nie zostały obtoczone tak jak zazwyczaj i panierka bardzo łatwo się rozwaliła, utrudniając trzymanie cebuli. Chwilę potem dochodzi kolejne zdziwienie. Zawsze chwaliłem sobie soczewkowy sos, który jest robiony na miejscu. Wiem też, że kucharze często próbują ulepszać recepturę i tym razem faktycznie sos był inny – moim zdaniem gorszy. Lekki, ziołowy sos pomidorowy został zmieniony na bardzo intensywny, o konsystencji zimnego keczupu, a smak zmienił się na gorszy. Wciąż oczywiście był lepszy od każdego gotowego sosu, ale jednak tutaj Soczewka poszła o jeden krok za daleko w modyfikacjach.
Stwierdziłem, że jednak w końcu czas zbadać głównego aktora dzisiejszego spektaklu, czyli burgera. Sposób podania, a więc zawinięcie z jednej strony w specjalny papier jest genialnie prosty i genialnie skuteczny. Eliminuje on problem sosu na spodniach, nie wyleci nam też żaden kawałek mięsa, czy składników. A tych w burgerze nie skąpią. Porcja jest ogromna i z pewnością zaspokoi każdego głodomora. Dzisiejszy dzień spędziłem w podróży, nie mając zupełnie czasu na jedzenie od rana, więc do Soczewki przyszedłem głodny jak wilk, a porcja zapełniła mnie jak trzy posiłki.
Wracając jednak do burgera, muszę zaznaczyć, że kucharze w Soczewce są mistrzami w swoim fachu. Nieczęsto zdarza się, że faktycznie dostaniemy prawdziwie krwiste mięso. Tu, jak widać, mięsko jest przyjemnie różowe przy bokach i czerwonawe w środku. Przebija się również wyraźny smak sosu na bazie whisky z lekko wyczuwalnymi nutami mięty. Ideału dopełnia wyproszona przeze mnie papryczka jalapeno, która dodaje charakteru całemu burgerowi.
Bułka spełnia także ważną rolę i to nie tylko estetyczną, bo dzielnie wchłania sos, nie rozlatując się przy tym, ale trzymając jeden kształt do samego końca, co bardzo ułatwia jedzenie. Burger skończony, więc biorę łyk lemoniady, która jest bardzo nietypowa, bo prócz soku jabłkowego jest tam również pomarańcza, grejpfrut, czy miód, które razem tworzą niezwykle smaczne i intrygujące połączenie.
Chcę się zabrać do frytek, lecz z nich rezygnuję. Są smaczne, ale czegoś mi w nich brakuje. Wydają mi jakby za krótko trzymane w oleju, przez co nie są zbyt chrupkie i ciężko je jeść. W połączeniu z sosem, którego smak nie przypadł mi do gustu, nie tworzą dobrego duetu, a ja i tak jestem już całkiem najedzony ogromną porcją burgera, proszę więc o rachunek i wychodzę.
Podsumowując, Soczewka przeszła niemałą ewolucję. Widać wyraźnie, że właściciele z kucharzami wciąż pracują nad rozwojem i nie osiadają na laurach. Nowe pozycje, w tym sezonowe, a także niezwykle wysoki poziom samego burgera wciąż sprawia, że jest to priorytetowe miejsce do odwiedzenia dla tej kategorii jedzeniowej. Soczewce jednak tuż pod nosem wyrasta lokal sprawdzonej konkurencji, czyli Pasibus i sam zastanawiam się, gdzie wybiorę się, gdy najdzie mnie ochota na burgera. Zawartość portfela przemawia za tym drugim miejscem, bo niestety ceny w Soczewce są wysokie. Wiem, że za jakość trzeba płacić, ale Pasibus, utrzymując prawie podobnie wysoki poziom, serwuje nam burgery w niższej o 50% cenie, a to już dużo. Nie można jednak powiedzieć, że Soczewka znacząco obniżyła poziom. Zmiany są, w niektórych dziedzinach niekoniecznie na lepsze.
Jeśli chodzi o klimat, sposób podania + krążki cebulowe = Soczewka błyszczy
Sam Burger jest ok. Może dał bym mu więcej punktów ale po festiwalu smaków, jakie zgotowały mi zloty Food Trucków, nie jestem w stanie dać mu większej noty niż mocne 7+.
Głównym minusem Soczewki są jednak ceny. Nie chodzi mi o to, że jest ekstremalnie drogo. Raczej o to, że konkurencja potrafi dać smaczniejsze burgery za mniejszą cenę. Za zdecydowanie mniejszą.
Więc?
Dla lubiących klimat i pragnących zjeść ciekawy posiłek w jakimś jeszcze ciekawszym towarzystwie: polecam Soczewkę.
Gdy zależy nam na „mega wyżerce” polecam jednak starego, dobrego, sprawdzonego Pasibusa.
No chyba, że komuś już to się znudziło i szuka nowych doznań. Bo we Wrocławiu jest jeszcze kilka smacznych perełek 🙂
Zapraszam do siebie na jednak mocno nieżywieniowy klimat: http://redmind.pl/
Dwie wizyty w soczewce, jedna zapoznawcza, druga, by przepędzić pierwsze, nienajlepsze wrażenie (wychodząc za pierwszym razem wszystko, nawet materiałowa torba,było przesiąknięte nieprzyjemnym zapachem 'smażeniny’), za drugim razem podobnie + niestety krążki cebulowe były totalną porażką;
Soczewka. nigdy więcej.
Dużym plusem miejsca jest jego lokalizacja(ścisłe centrum) i przemysłowe wnętrze, które paradoksalnie ma swoisty przytulny klimat.
W Soczewce byłem raz i nie mam najlepszych wspomnień – burgery nie dość że na siłe udziwnione, to jeszcze bardzo średnie w smaku, krążki cebulowe fatalne. A do tego wysoka cena.
Z tego co widzę na stronie, ceny są już jak w Pasibusie. Będzie kolejna recenzja?
Ołłł yeeee, ale to pyszne, mmmmasakrycznie dobre!