Jakiś czas temu postanowiłem przetestować wszystkie wrocławskie multifoody, które w pewnym momencie osiągnęły sporą popularność w mieście, zarówno wśród studentów, jak i osób chcących zjeść coś innego niż standardowy fastfood. Jednak gastronomia w stolicy Dolnego Śląska przeszła w ciągu ostatnich 3 lat tak ogromną ewolucję, że bary z jedzeniem na wagę zostały daleko w tyle. Na pisanie o jakości jedzenia serwowanego w STP szkoda mi czasu, nieco lepiej jest w Bazylii, Marche czy Cynamonie, ale to dalej bliżej dolnych poziomów, niż wyższych.
Z tym większym zdziwieniem przyjąłem informację, że na ulicy Wita Stwosza, w miejsce restauracji Piramida, powstaje Fit Buffet, czyli… multifood. Może nie całkowicie w miejsce Piramidy, a częściowo. Obecnie lokal podzielony jest na połowę. W jednej znajduje się bufet, w drugiej pomniejszona Piramida. Całość wygląda mocno kuriozalnie, obie części nie są od siebie oddzielone, przez co kontrast świeżych, grafitowo-drewnianych wnętrz multifoodu z brązowymi, zużytymi meblami Piramidy, jest ogromny.
Jak można wyczytać na fanpage’u baru, zjemy tu „zdrowo, smacznie i różnorodnie”. Powody moich odwiedzin w tym miejscu były dwa. Po pierwsze – oczywiście relacja, po drugie – rozwiązanie zagadki nazwy tego miejsca. Fit Buffet wskazywałby, że dania będą… fit.
Zachęca na pewno cena – 2,20 zł za 100 gram dowolnego jedzenia może sprawić, że studenci z pobliskiego Uniwersytetu mogą porzucić droższą Bazylię. Poza tym – wszystko jest takie, jak w innych multifoodach. Kociołek z zupą, długi bar, przy którym nakłada się wybrane przez siebie dania z bemarów, a na końcu sąd ostateczny – waga i kasa.
Wybór przyzwoity, choć mniejszy od tego w innych multifoodach, ale to akurat chyba dobrze świadczy, bo dania krócej leżą w bemarach. Wybieram kilka dań w niewielkich ilościach, żeby móc spróbować więcej, nalewam zupę i podchodzę do kasy, przy której następuje pozytywne zaskoczenie. Za całość płacę 10,84 zł, czyli studenci nie powinni być zawiedzeni.
Na początek zupa ogórkowa, niezabielona, kwaśna, aczkolwiek nie jestem przekonany, że ugotowana na mięsnym wywarze. Sądząc po osadzie na miseczce, obstawiam kostki rosołowe.
Z pozostałych rzeczy na czoło wysuwa się pulpecik w sosie pomidorowym. Naprawdę smaczny, miękki i dobrze doprawiony. Zjadliwe jest też udko. Dobrze wypieczone, soczyste, ale zleżałe. Kompletnym nieporozumieniem okazał się kotlecik z filetem z kurczaka, warzywami oraz serem. Czy ktoś uważa, że to danie fit? Twardy i suchy jak podeszwa, bez przypraw.
Marchewkę z groszkiem uwielbiam od dzieciństwa, ale nie znoszę gdy ktoś masakruje ją kilogramami mąki. Zagęszczona w ten sposób wcale nie jest smaczna, i ta też nie była. No i na koniec klasyka – pierogi ruskie. Chyba każdy z nas uwielbia świeżo ulepione, wyjęte prosto z wody i polane świeżo usmażoną cebulką, gotowane pierogi. Te z Fit Buffetu są ich totalnym przeciwieństwem. Twarde, wysuszone i utaplane w litrach tłuszczu, w dodatku oblepione zimną cebulką.
Kto wpadł na ten szatański pomysł otwarcia takiej słabizny w tak dobrej lokalizacji, kto?! Przy wzrastającym z miesiąca na miesiąc poziomie wrocławskiej gastronomii, dla takich tworów jak Fit Buffet nie ma miejsca. I rozumiem, że to bar nastawiony pod konkretną klientelę, ale na boga – nie wciskajcie biednym studentom suchych pierogów, bo zwyczajnie nie wypada.
P.S.
Mała marketingowa podpowiedź dla właścicieli – jeśli nad wejściem dalej będzie wisiała nazwa Piramida, to potencjalni klienci na pewno nie znajdą Fit Buffetu.
Fit Buffet
Wita Stwosza 12
Zdziwiła mnie taka negatywna opinia, ponieważ kiedy pierwszy raz tam przyszłam byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Wszystko świeżutkie, przepyszne i tanie. A furrorę to jak dla mnie robi świeżo robiony sok z pietruszki jabłka i limonki – cudo! Jedyne, do czego mogę się przyczepić to kotlet, bo jest mierny, ale reszta naprawde wymiata! Osobiście polecam 😉
Ale świeże te dania, które leżą w bemarach godzinę, dwie, a może i trzy?
No i nadszedł czas, że ten „Fit Buffet” zajął cały lokal dawnej Piramidy – tym samym restauracja Piramida przestałą istnieć…Trochę szkoda, choć rzeczywiście pod koniec istnienia ich potrawy były już gorsze i porcje mniejsze, niż na początku działalności. Ciekawe, czy nowa, typowa „Piramida” pojawi się znów gdzieś w mieście
Nie ma szans, to już nie te czasy:)