Dość szybki sukces Zupy spowodował, że jej właściciele poszli za ciosem, otwierając bistro LAS. LAS miał uzupełniać ZUPĘ i poszerzać ofertę, przez co trafiać do większego grona potencjalnych gości. I rzeczywiście, w Lesie zjemy zarówno zupy, jak i wartość dodaną, a więc zmieniające się co jakiś czas menu, z zaznaczeniem, że dopiero od godziny 12.00.
Lokal mieści się w cichej, urokliwej uliczce Igielnej, tuż przy ważnym trakcie kierującym do Rynku przez ulicę Więzienną. Niegdyś znajdowała się tu kawiarenka internetowa (młodzieży, znacie to pojęcie?), obecnie w dwupoziomowym bistro trafiam na kilka stolików, przestronny bar oraz dobrze widoczne tablice z menu, zarówno tym zawierającym zupy, jak i dania obiadowe.
Obsługa w pierwszej chwili wydaje się być trochę zamotana, momentami nie do końca ogarnia swoje zadania, ale o dziwo ciężko przyczepić się do czasu oczekiwania, bo potrawy pojawiają się przede mną na stoliku w zaledwie kilka minut po złożeniu zamówienia.
Do LAS-u trafiłem dwukrotnie, w obu przypadkach w okolicach 15, a więc okresie kulminacyjnym pory obiadowej, ale wielkich tłumów nie zastałem. O wolny stolik nie ma się co martwić.
Gęsta zupa szczawiowa (8 zł) trafia w moje gusta swoim charakterystycznym, kwaskowatym, bardzo wyrazistym posmakiem. Jest solidnie napakowana warzywami oraz odpowiednio zagęszczona. Z kolei zupa fasolowa (8 zł) z rozmarynem została tak zdominowana przed ten ostatni, że na dłuższą metę staje się nieznośna w smaku i niemalże niezjadliwa. Charakterystyczny sosnowy aromat zabił całą resztę.
Dobre wrażenie sprawiają słodkawe placuszki marchewkowo-cukiniowe (15 zł). Może i nie są porywająco chrupiące, ale i tak przyjemnie odświeżające, pomimo smażenia bardzo lekkie, a przy tym słodko-słone, bardziej wielowymiarowe od tradycyjnych placków ziemniaczanych. Przy tym wszystkim sos dyniowo-porowy wydaje się być zbyt słodki. Przydałby się jakiś mocniej przełamujący smak placków.
Do tego momentu nie było tragedii. Było średnio, momentami bez wyczucia smakowego, ale to co przytrafiło się przy piersi z kurczaka w marynacie Jacka Danielsa (18 zł) sprawiło, że wracać tu raczej nie będę. Na pierwszy ogień idą ziemniaki, w menu oznaczone jako talarki. W rzeczywistości to odgrzewane, upieczone wcześniej i zeschnięte na wiór kawałki pieczonych ziemniaków. Jeszcze gorzej ma się sprawa z marynatą w formie chutney’u o posmaku nie Whiskey, a niedokładnie odparowanego octu balsamicznego. Fatalne, naprawdę fatalne danie, pokazujące, że ktoś w tym miejscu może mieć ciągoty do chodzenia na skróty.
LAS niestety zawiódł. Liczyłem nie na fajerwerki, ale uczciwe, podobnej jakości do zup, dania w przyzwoitej cenie. Ten ostatni argument akurat jest faktem. Ceny faktycznie pozwalają na wejście na obiad bez konieczności wydawania fortuny, ale jedzenie jest zbyt nierówne, aby mogło w pełni usatysfakcjonować.
LAS
Igielna 14
Mam podobne odczucia,niestety. Ja czekałam bardzo długo na zamówione dania. Byłam w grupie pięcioosobowej, a każdemu podano dania w innym czasie. Obsługa bardzo zamotana,miałam wrażenie,że gubi się w chaosie. Co do zupy nie mam zastrzeżeń natomiast drugie dania pozostawiły wiele do życzenia. Nie wróciłam nigdy więcej.
Mnie w zupie śmieszy kategoria „semi-wege” heheheh. Czekam na opcje semi-kosher
Eee tam, Las jest spoko. Byłem trzykrotnie i pomimo tego że menu się nie zdążyło zmienić to mi się podobało. Od czasu zamknięcia francuskiej knajpki na Kotlarskiej Las to moje ulubione miejsce.
Byłam tam raz – nie wrócę 🙁 było bardzo brudno, nie tylko na stolikach. „Czyste” sztućce były obklejone resztkami jedzenia. Szkoda, bo zupa była dobra…
Byłem tam kilkukrotnie i wszystkie zamawiane dania były pyszne.
Szczególnie upodobałem sobie żeberka oraz craftowe piwka: )