Pierwsze ciepłe dni sprawiły, że wraz ze znajomymi ruszyliśmy na obleganą przez wrocławian Wyspę Słodową. Wyspę z niezmiennie pozytywnym klimatem, otwartą i żyjącą, choć i tak dalej uważam, że niewykorzystaną w 100% przez miasto, bo to miejsce już niemal legendarne i z wielkimi możliwościami. Ustawienie na wodzie trzech barek z koncernowymi piwami to jednak trochę za mało.
Piekące słońce i zimne piwo mają to do siebie, że szybko doprowadzają do sytuacji, w której mój żołądek domaga się czegoś bardziej konkretnego. Czegoś, czego w obrębie samej Wyspy Słodowej nie ma. Całe szczęście, że na pobliskim Nadodrzu gastronomicznych miejscówek jest co niemiara. W Tacos Locos przestraszyliśmy się 40-minutowego oczekiwania, ruszyliśmy dalej, aż w końcu dotarliśmy do Bistro Narożnik, czyli miejsca, które darzę wielką sympatią.
Otwarte drzwi i okna sprawiają, że wchodząc do Narożnika na chwilę przenosimy się gdzieś na południe Europy. Kilka osób ochładza się odpowiednimi napojami przez lokalem, inni zajadają w środku tutejsze specjały, a jeszcze inni po prostu rozkoszują się pozytywną atmosferą tego miejsca i panującym tu luzem.
Wnętrze to stylizacja wzorowana nieco na dość zaskakująca mieszankę brytyjskiego pubu i hiszpańskiego baru z tapasami. Prostota i atmosfera siesty biją na każdym kroku, piwo rzemieślnicze z wrocławskich browarów leje cię właściwie bez przerwy, a z kuchni wychodzą co i rusz zamawiane potrawy.
Z dość obszernego menu, składającego się głównie z typowo barowych dań, wybieramy fish&chips (17 zł), kanapkę z serem smażonym (17 zł) oraz tortillę z serem, oliwkami i suszonymi pomidorami (13 zł), a także piwo. W tym wypadku akurat Barda z Browaru Profesja i jedno z czeskich piw dla znajomego, który nie przepada za nadmiernie chmielonymi trunkami.
Zdecydowanie najsłabiej wypada tortilla, a właściwie swego rodzaju wariacja na temat quesadilli z serem, suszonymi pomidorami i oliwkami. Zabrakło tu wyrazistości i jakiegoś przełamania dla w sumie mdłych składników. Na szczęście im dalej w las, tym było lepiej.
Fish&chips to podana na papierze ryba z frytkami, w delikatnej i chrupiącej panierce. Pomimo smażenia w głębokim tłuszczu dorsz nie jest wysuszony – wręcz przeciwnie – soczysty, jędrny i rozpadający się na płatki, a przede wszystkim nie ocieka olejem. Do zestawu dołączone są grube, mięsiste frytki, które jak mało co pasują do piwa. Niewiele knajpek we Wrocławiu porywa się na podawanie fish&chips, tym bardziej ciężko trafić na tak dobrze przygotowany wyspiarski specjał, jak w Narożniku.
Na koniec kanapka ze smażonym serem, choć bliższa prawdzie byłaby nazwa – smażony ser z kanapką, bo to właśnie on gra tutaj pierwsze skrzypce. Dwa spore kawałki panierowanego, ciągnącego się sera, zostały zamknięte w zgrillowanej bagietce z dodatkiem sosu tatarskiego, pomidora i ogórka. Odlot, to chyba właściwe słowo w tej sytuacji. Podczas mojej poprzedniej wizyty w Narożniku ta opcja podawana była z masłem orzechowym, ale zgodnie z przewidywaniami, nieco cięższy, a przy tym bardziej pikantny sos tatarski sprawdza się doskonale. Zdecydowanie moja ulubiona narożnikowa kanapka od zawsze.
To moja kolejna wizyta w Narożniku i kolejny raz wychodzę z uśmiechem na ustach. Zdecydowanie mam jakąś słabość do tego miejsca, trafia do mnie koncepcja połączenia bistro z lokalem, do którego można przyjść na piwo, posiedzieć, zjeść i wczuć się w niepowtarzalny klimat Nadodrza.
Bistro Narożnik
Rydygiera 30