Piknik w środku zimy jesieni? Czemu nie, zwłaszcza w tak dobrej formie, jaką proponuje lubiane przeze mnie bistro Folgujemy. Pamiętam, że początkowym zamysłem właścicieli było stworzenie czegoś na zasadzie menu piknikowego na wynos. Kilka fajnych przekąsek, koszyk i spacer do nieodległego parku. Tak miało być, przynajmniej tak obiło mi się o uszy, a życie, jak to życie, zweryfikowało wszystko. Skończyło się jednak dobrze, bo Folgujemy to odświeżające miejsce na wrocławskiej mapie restauracji lepszych i gorszych. Idea pikniku jednak nie umarła. Mało tego, pikniki w dalszym ciągu znajdują się w karcie, tyle, że na ten moment wszystko je się jednak na miejscu. Chyba, że podobnie jak ja macie w sobie trochę lenia i wieczorem nie zawsze znajdujecie siłę na ustawianie się przy garach. Wtedy składający się z kilku pozycji piknik od Folgujemy możecie zamówić poprzez Wooopit. Ta opcja zdecydowanie przypadła mi i mojej żonie do gustu, dzięki czemu tuż po położeniu dzieci do spania, mogliśmy cieszyć swoje oczy i podniebienia przystawkami podwiezionymi przez kuriera w rekordowym czasie. Początkowo dowóz został zaplanowany na 19.42, ale jak się okazało, już ponad 35 minut wcześniej wyruszył do mnie samochód z paczką, a na miejsce dotarł po kilku minutach.
Duży zestaw piknikowy (48 zł) składa się z dziewięciu różnych pozycji, które docierają w kartonowych pudełkach. Jedne w dowozie spisują się lepiej, inne gorzej, ale ogólnie cieszy brak banału, różnorodność i przyzwoita jakość. Zabawy jest co niemiara, piknik wydaje się być fajnym pomysłem na luźny wieczór z żoną lub znajomymi. Nie ma nic lepszego, niż wspólne radowanie się posiłkiem i ta opcja daje taką możliwość.
Zaczynając od najlżejszych pozycji, hummus – w tym wypadku z pieczonego buraka – sprawdza się zawsze w piknikowych klimatach. Tu ktoś skrobnie, tam podje, a jeszcze inny posmaruje chleb. Ciekawy, delikatnie słodki i mocno kremowy, tak lubię. Pieczywo przydało się także do mięciutkiej, a przy tym soczystej wędliny oraz sera z Gór Sowich, do którego pasował słodkawy chutney. Tortilla to klasyk wszelkich domówek, więc i jej nie mogło zabraknąć, tym razem w zestawieniu z długo pieczonym żebrem. Taka przekąska w sam raz na dwa gryzy. Konkretniejsze za to były dwie kanapki z ciekawym orzechowym kurczakiem, a wyłożony obok chrupiący boczek wyglądał tak, jak smakował – świetnie. Krążki cebulowe w panierce i z majonezem mango na pewno lepsze są na świeżo, ale i tak zniknęły ze stołu w kilka sekund, zaskakując intensywną słodyczą. W tym samym kierunku smakowym wyruszyły frytki z batatów z charakternym sosem tatarskim. Może też delikatnie miękkie, ale nie zabrakło chętnych rąk, aby po nie sięgać.
Folgujemy raz jeszcze mi zaimponowało, bo sam pomysł z piknikiem uważam za strzał w dziesiątkę. Pewnie na miejscu smakuje jeszcze lepiej, ale to zestawienie jak najbardziej do mnie trafia. Jest coś lżejszego, jest coś wege, jest też coś fastfoodowego. To dobra okazja do integracji przy stole i wspólnego posiłku, kiedy mamy totalnego lenia i nic nam się nie chce wieczorem.
Hmm, co prawda nie jadłam tam zestawów piknikowych, natomiast w zeszłym roku wybraliśmy się na Restaurant week do Folgujemy i w zasadzie nawet nie do końca poprawnie było. Przystawka była średnia, ale odpuszczam, bo nie przepadam za porem, więc może przez to, opinia reszty towarzystwa była taka, że przystawka OK. Kolejny był makaron, który ledwo zjedliśmy, bo głównie miało się wrażenie, że je się czosnek, czosnek, czosnek – o ponad pół roku, nie pamiętam dokładnie co to był za makaron, natomiast doskonale pamiętam smak czosnku 😉 . Na deser był sernik, przeciętny. Może na piknik z przekąskami można polecić, nie mówię, że nie, ale na konkretny posiłek niekoniecznie. Zdecydowanie w tym roku Restaurant week był bardziej zadowalający – w Alyki i Chwila moment ?