Ósma część mojego cyklu wędruje mocno po Polsce, bo poza wrocławskim rodzynkiem, znalazły się w niej projekty z Warszawy, Katowic i Poznania. W sumie dużo dobrego jedzenia, więc nie przedłużamy – bawcie się!
Poprzednie wpisy z cyklu Objawienia kulinarne:
Aleksander Baron to postać absolutnie nietuzinkowa, znana m.in. z mocno pojechanej – w pozytywnym tego słowa znaczeniu, restauracji Solec 44. Kiedy ktoś taki zabiera się za streetfood, można spodziewać się fajerwerków, o ile w przypadku przygotowywanych przez Baron – The Family kiełbas użycie stwierdzenia o fajerwerkach nie będzie delikatnym nadużyciem. Jeśli już, to tylko delikatnym, bo baronowe kiełbasy są ekscytujące i jakże inne od tych dostępnych w szerokiej sprzedaży. O ile nuty piernikowe nie należą do moich najbardziej ulubionych, tak kiełbasa piernikowa nie tylko zaskakuje, co po prostu jest pyszna, podobnie zresztą jak czarna z czarnym czosnkiem. Obie mięsiste, pełne smaku, podane w najprostszy sposób z możliwych – ze zgrillowaną bułką, ostrą musztardą i piklami. Trafiłem na te kiełbasy podczas imprezy na Partynicach – Winiarze i Przyjaciele, i to była najlepsza rzecz, jaką tam jadłem. Ba! To był jeden z najlepszych streetfoodów w ostatnim czasie.
W moim przekonaniu, to najsmaczniejsze otwarcie restauracyjne w tym roku. CRAFT wjechał na wrocławski rynek w ciszy, na spokojnie, bez wielkich akcji promocyjnych, za to z absolutnie dopracowaną, techniczną i jakościową kuchnią. Szef Kuchni Szymon Sierant przejął CRAFT po norwesko-krakowskich wojażach i w każdym z jego dań widać świadczący o ogromnej wiedzy i umiejętnościach kunszt. Menu zmienia się sezonowo, ceny nikogo nie powinny przerażać, natomiast wnętrza zachwycają nowoczesnym sznytem, pięknie kontrastującym z widokiem na zabytki Ostrowa Tumskiego. Idźcie do Craftu i cieszcie się nowoczesną kuchnią w najlepszym wydaniu.
To tylko głupi kebab, powiecie. To ja z wielką chęcią przyjmuje ten głupi kebab. Poznańska Kura Warzyw zawitała do stolicy Dolnego Śląska podczas jednego ze zlotów foodtruckowych, robiąc natychmiastową furorę. Koncepcja bułki jak żywa przypomina tę z berlińskiego Mustafy, a całość składa się na niesamowicie dopracowaną całość, zestawioną z kilkunastu składników. Główną rolę gra oczywiście przygotowywane samodzielnie, odpowiednio doprawione mięso, ale i chrupiąca bułka sprawia, że chce się ją połknąć od razu, a zestawienie świeżych i frytowanych warzyw z łagodzącym smaki serkiem, rozbija bank. Kuro Warzyw, przybądź na stałe do Wrocławia!
Niezmiennie od lat kocham klimat Śląska i śląskich tradycji, a Żurownia jest dla mnie ich kwintesencją. Wchodzisz do restauracji, jak do domu, i od drzwi czujesz się jak w domu. Możesz usiąść w salonie lub pokoju gościnnym, ale w każdym miejscu słychać dochodzący z kuchni gwar oraz niepodrabialne zapachy. Koniecznie musicie skusić się tu na specjał zakładu, a więc żur. Pozwolę sobie zacytować swój tekst:
jest tak cudownie kwaśny, przygotowany z własnego zakwasu, nie za gęsty, konkretny, że łza się kręci w oku. Pyszny, absolutnie. Do tego tak rozkosznie proste i pociągające smażone ziemniaki z cebulką
I tak właśnie jest, a to przecież nie wszystko, bo głupio byłoby nie skosztować choćby połączenia klusek śląskich i roaldy, a więc tajemniczych kulebeli. Żurownia niewątpliwie będzie obowiązkowym punktem na mapie Waszych wojaży po Śląsku, jeśli tylko lubicie tę specyficzną atmosferę.
Trochę daleko od śląskich tradycji znajduje się moje drugie katowickie odkrycie – pizzeria Vera Napoli. Tutaj swojsko już nie jest, za to elegancko jak najbardziej. Piękne wnętrze, bardzo dobra obsługa, no i napoletana na poziomie najlepszych placków w Polsce.
W Vera Napoli powstaje klasyczna napoletana ze świetnie wypieczonym, delikatnie tylko puszystym ciastem, w którego brzegach skrywa się potwierdzająca fach katowickich pizzaiolo glutenowa siateczka.
Niewątpliwie znają się tu na swojej robocie, a do tego czują smaki i pracują na dobry produkcie. Tak niewiele, a tak wiele. Brawo! Jeśli ktoś Was spyta – gdzie zjeść pizzę w Katowicach, odpowiedzcie – w Vera Napoli.
aaa
Spodobał Ci się mój tekst? Polajkuj go, udostępnij, a po więcej zapraszam na Instagram oraz fanpage.
Używajcie naszego wspólnego, wrocławskiego hasztagu #wroclawskiejedzenie