Bary mleczne to jeden z pozytywnych elementów pozostałych po słusznie minionej epoce. Takie miejsca jak legendarny już Bar Miś, czy nieco mniej sławna Mewa, to stały punkt odwiedzin kolejnych pokoleń studentów, ale nie tylko. Bo w Misiu jadają wszyscy – studenci, biznesmeni, emeryci i pracownicy korporacji. Niewysokie ceny to pierwszy wyznacznik popularności tych miejsc, ale zaraz za nimi idzie przyzwoita jakość. No a do wszystkiego dochodzi jeszcze niepowtarzalny klimat historii murów danego baru.
W ostatnich dwóch latach na nowo obudził się trend otwierania niewielkich barów – na wzór mlecznych – osiedlowych z domowym, niedrogim jedzeniem. Jednym z najlepszych przykładów jest m.in. Bar Domowe Obiady z Sępa Szarzyńskiego. Natomiast jakiś czas temu trafiłem na informację, że na ulicy Gajowej, tuż obok mojego ulubionego sklepu z piwami rzemieślniczymi, otworzył się Bar Maślanka. Jako, że dość często bywam tam właśnie w celu uzupełnienia piwnych zapasów, postanowiłem sprawdzić nowe miejsce.
Na pierwszy rzut oka wygląda bardzo dobrze. Rzucająca się w oczy witryna, ładny design oraz modne ostatnio w gastronomii, drewniano-białe wnętrze. Wystrój naprawdę sprawia pozytywne wrażenie, z kolei z jedzeniem aż tak różowo nie jest.
Poszczególne pozycje w menu nie zaskakują, bo i nie mogą. Klasyka w pełni. Pierogi, filet drobiowy, schabowy, naleśniki, mielony, itd. Podczas dwóch wizyt miałem okazję skosztować kilku potraw, niestety większość z nich, poza pierogami, trafia na talerz wprost z bemarów.
Początek nie mógł być inny – pół porcji pierogów ruskich i pół z mięsem. Odpowiednie było ciasto – nie za grube, sprężyste i miękkie. Minimalnie za suche, ale dobrze doprawione i smaczne okazały się pierogi z mięsem. Mocna pozycja w menu. Nieco gorzej wypadły ruskie, zbyt ziemniaczane i z za małą ilościa pieprzu i soli.
Żurek mógłby być nieco bardziej gęsty, ale ciężko mu zarzucić jakieś uchybienia smakowe. Wyrazisty, z dużą ilością majeranku, kiełbasy, a do tego z delikatnym chrzanowym dodatkiem. Zdecydowanie na plus.
Kompletną klapą zakończyły się próby z naleśnikiem, ale nie mogło być inaczej, skoro wcześniej spędził dłuższy czas w oczekiwaniu na klienta. Naleśnik z serem, polany truskawkowym sosem, cechował się tak gumiastą strukturą, że odłożyłem po dwóch gryzach. Zepsuć naleśniki to wielka sztuka.
O ile pierwsza wizyta, pomimo pewnych wpadek, zamknęła się w sumie pozytywnymi odczuciami, tak podczas drugiej o pozytywach ciężko wspominać.
Barszcz ukraiński nie przypominał jednego z moich ulubionych domowych dań z żadnej strony. Bardziej pasowałaby tutaj nazwa kapuśniak, bo właśnie kapusta odegrała główną rolę, z kolei buraków zabrakło, o wyrazistym wywarze nie wspominając. Odstawiłem, bo zupa była fatalna.
Filet z kurczaka z ziemniakami oraz marchewką z groszkiem to barowy standard, który może smakować, jeśli tylko znajdzie się na talerzu zaraz po zdjęciu z patelni. Niestety, w tym wypadku otrzymałem chłodnego kotleta i zimne ziemniaki, a ciepło zachowała jedynie marchewka. Jak smakuje zimny kotlet, wiadomo. Bez rewelacji.
Bar Maślanka nie nawiązuje do najlepszych wzorców barów mlecznych, ale usprawiedliwiając trochę to miejsce, spowodowane jest to także mniejszą ilością klientów, niż chociażby w Misiu. Tam zejście dań jest tak duże, że właściwie wszystko ląduje na talerzu świeże. W przypadku Maślanki zbyt dużo przygotowanych potraw marnuje się w bemarach, na czym cierpi oczywiście smak. Cieszy fakt powstawania takich miejsc, ale zdecydowanie do poprawy jest jakość serwowanych dań.
Bar Maślanka
ul. Gajowa 33 A
W barze Maślanka zamówiłam flaki i oczywiście podano mi je. Mam 62 lata, ale nigdy nie widziałam i nie jadłam flaków z ziemniakami i kawałkami boczku wędzonego . Myślę , że to były jakieś zlewki, gdy zapytałam Pani czy to jakaś nowa receptura to Pani zadała mi pytanie czy mi smakuje. Jak zlewki mogą smakować jak na dodatek działa wyobraźnia. Żenada. Nawet nie usłyszałam słowa przepraszam.