Do wizyty w Bernardzie namawiało mnie od dłuższego czasu sporo osób, ale zdecydowanie było mi nie po drodze. A to problemem było zaparkowanie na Rynku, a to przy wejściu stała skuteczne odstraszająca kolejka, a czasami po prostu miałem ochotę na zjedzenie czegoś na szybko. W końcu jednak udało mi się wdepnąć do czeskiej restauracji na Rynku dwukrotnie – raz na lunch, raz na smażony ser, który chodził za mną od dawna.
Do wejścia za pierwszym razem zachęciła mnie wystawiona przed lokalem informacja o lunchu dnia. Samo wnętrze Bernarda trochę przytłacza ciemnościami, choć to pewnie zaplanowany zabieg, wprowadzający nieco elementu piwiarnianego, bo w końcu to nie tylko restauracja, ale właśnie i piwiarnia. Serwująca oryginalne czeskie piwo Bernard, którego obecności ciężko nie zauważyć w środku.
Ogromne wrażenie robi obsługa. Przemiła, a przede wszystkim kompetentna i doskonale zorganizowana. Niewielka kolejka tworząca się przy drzwiach wejściowych zostaje natychmiast rozładowana przez kierownika sali, a kelnerki w ekspresowym tempie usadzają kolejnych gości przy stolikach.
Jak już wspomniałem, decyduję się na lunch dnia za 33 zł, a więc zupę jarzynową oraz polędwicę z dorsza w sosie koperkowym.
Na początek dostaję wodę z logo Bernarda, a następnie w moje ręce trafia miseczka zupy jarzynowej. To właściwie taka pomidorowa ze sporą ilością warzyw sezonowych oraz dodatkiem koperku. Smakiem zbliża się do włoskiej Minestrone. Smacznie, owszem, ale oczekiwałem jednak nieco więcej.
Pierwsza myśl – co do cholery? Powiedzieć, że prezentacja dania głównego pozostawia wiele do życzenia, to jakby nic nie powiedzieć. Na szczęście polędwiczka z dorsza w sosie koperkowym, z dzikim ryżem oraz surówką z buraków, wędzonych śliwek i orzechów włoskich wynagrodziła złe pierwsze wrażenie. Ryba jest miękka, soczysta, bez problemu rozpada się na płatki. Idealnie dopełnia ją aksamitny sos z wyraźnym koperkowym aromatem oraz delikatny ryż i słodka, momentami chrupiąca surówka. Danie bardzo dobrze skomponowane pod względem smakowym, gorzej z układem na talerzu.
Lunch może i nie wzbudził ogromnego zachwytu, natomiast został wykonany poprawnie, zwłaszcza w sferze smakowej.
Drugi raz przyszedłem do Bernarda z jasnym zamierzeniem – zjeść smażony ser. Początkowo w tym celu wybrałem się do nowo otwartej Ceskiej na Świdnickiej, ale tłumy walące do nowego miejsca zniechęciły mnie w sekundzie. Skoro więc ser, skierowałem swoje kroki nieco dalej.
Na początek jednak zupa dnia – krem borowikowy. Absolutnie genialny, gęsty, aromatyczny, podany z czosnkowymi grzankami i świeżo skrojoną natką. Jem powoli, żeby dłużej rozkoszować się tym wyrazistym smakiem lasu.
Po tak dobrym wstępie lecę dalej. Po około 20 minutach zjawia się główny bohater dnia – smażony ser (31 zł). Nie tam żadna mrożonka. Porządny kawał lejącego się, solidnie opanierowanego i lekko słonego sera, który w zestawieniu ze świetnym, kwaskowym sosem tatarskim wypada lepiej niż dobrze. Niemal wszystko tu gra, smakuje jak u naszych południowych sąsiadów. Niemal, bo jednak frytki są do wymiany. Za grube i zbyt nasiąknięte tłuszczem. Ser to jednak wrocławska czołówka.
Poznałem restaurację Bernard trochę z drugiej strony. Nie skosztowałem jej popisowych dań z karty, a znajduje się tam kilka perełek, jak choćby duszony w piwie gulasz wołowy, golonka, poliki cielęce czy polędwiczki drobiowe w sosie serowym. Na pewno wrócę, aby skosztować kilka innych pozycji. Udało mi się jednak zjeść świetny smażony ser, genialną zupę oraz lunch – nie bez błędów – ale jednak na poziomie.
Bernard to na pewno miejsce wyróżniające się doskonałą obsługą, konkretnym charakterem i smacznym jedzeniem. Warto odwiedzić, nawet jeśli przy wejściu czeka kilka innych osób.
Restauracja Bernard
Rynek 35
nigdy nie byłam tam w porze lunchu i prezentacja rzeczywiście dość słaba.
ale i tak Bernard to dla mnie czołówka wrocławskich restauracji. jedzenie pyszne, obsługa świetna, czas czekania na potrawy krótki, a ceny niewysokie zważywszy na jakość podanych potraw. kucharze po mistrzowsku tworzą oryginalne połączenia smakowe, a ich sosy i wszelkie wyroby mączne jak kluski, czy pierożki są po prostu najlepsze we Wrocławiu. no i nie można przejść obojętnie obok policzków cielęcych – to chyba najbardziej miękkie mięso jakie kiedykolwiek jadłam.
Bernard to restauracja na poziomie, byłam zachwycona.
Dania naprawdę pyszne, wręcz imponujące.
Zapraszam do mojej recenzji:
https://mojamalakuchnia.wordpress.com/co-i-gdzie-pysznego-jadlam/wroclaw-bernard/
Pozdrawiam!