Co tu dużo pisać – śmiało mogę powiedzieć, że obleciałem już wszystkie wrocławskie bary mleczne, które pozostały na rynku. Pewnie niedługo na blogu pojawi się jakiś subiektywny ranking tych przybytków, ale póki co, ostatni z nich – Jacek i Agatka, usytuowany równo pomiędzy Halą Targową i Galerią Dominikańską. Nazwa nie jest przypadkowa, tytułowi Jacek i Agatka to bohaterowie pierwszej PRL-owskiej dobranocki, która ukazała się na czarno-białych odbiornikach już w 1962 roku.
Jak zawsze przy okazji tego typu relacji pragnę zaznaczyć co bardziej ortodoksyjnym wyznawcom jedynie słusznego jedzenia w najdroższych restauracjach, że moje opisy barów mlecznych zawierają duży dystans do samego miejsca. Mój sentyment i zainteresowanie słusznie minioną epoką sprawiają, że nie potrafię obojętnie przejść obok takich barów
Wnętrze banalne do granic, kraciaste, nieco przybrudzone obrusy, co jakoś niespecjalnie przeszkadza obsłudze, a otwierające się co i rusz drzwi wejściowe powodują przeciąg, który idealnie wywiewa z lokalu wszelkie zapachowe niedoskonałości. Przekrój klienteli oczywiście pełen, od gimnazjalistów, przez studentów i pracowników korporacji z niższych szczebli, po emerytów znających każde danie na pamięć.
Obszerność menu wysyła informację, że na kuchni mało kto może sobie odpocząć. Dań jest dużo, w większości typowo barowych, sporo mącznych, choć coś dla siebie powinien znaleźć take miłośnik klasycznych mięsnych dań.
Zamawianie jest banalnie proste – podchodzimy do baru z bemarami, zamawiamy, płacimy i szukamy wolnego stolika. Większość dań trafia na talerz wprost z bemarów, jedynie pierogi gotują się na bieżąco.
Na dzień dobry klasyk barów mlecznych – zupa pomidorowa (1,85 zł), a właściwie to kompletnie niedoprawiony wywar, wodnisto-koncentratowy, z dodatkiem tartej pietruszki i marchewki, które w zupie pomidorowej spotkałem pierwszy raz. Paradoksalnie, ta marchewka jako jedyna stanowi przełamanie smakowe.
Zaskakująco dobrze jak na pierogi za 4,50 zł wypadają ruskie. Pieprzne, z charakterem, ze sporą ilością twarogu. Jedynie ciasto mogłoby być cieńsze, ale to i tak górna połówka rankingu pierogów ruskich we wrocławskich barach mlecznych. Tylko ilość skwarków i cebulki, które zbyt smakowicie nie wyglądają, nieco mnie przeraża.
Zgodnie z przewidywaniami krokiet z brokułami (2 zł) jest suchy, bo i swoje już odczekał. Miałem ochotę na wersję z kapustą, ale akurat dla mnie zabrakło porcji.
Jeśli chodzi o zamawianie dań mięsnych w barach mlecznych, mam od zawsze spore obawy. Tym razem dałem jednak szansę kotletowi mielonemu (4,70 zł), a rzeczywistość okazała się łaskawa. Sporej wielkości dobrze doprawiony kotlet nie został przesuszony, zachował wilgotność wewnątrz i chrupkość z zewnątrz, a i cebulki do niego nie pożałowano. Po przykrych przygodach z barem Wiking, to bardzo miła odmiana. Do tego kopytka (2,65 zł), przesmażone na patelni, ale cudnie delikatne i tak domowe, jak tylko mogą być. No i surówka z białej kapusty (0,45 zł) – świeżutka, chrupiąca i lekko słodka.
16,15 zł za cały ten zestaw. Nierówny, owszem, ale jednak nie dramatyczny, typowo barowy, spokojnie do zjedzenia. Może to nie smak Misia, ale w swojej kategorii Jacek i Agatka to całkiem przyzwoite miejsce na szybki i niedrogi obiad, głównie dla studentów.
Jacek i Agatka
O kurczę, a ja całe życie gotuję pomidorówkę na wywarze z marchewki, selera i pietruszki 😉 Wręcz uwielbiam taki spory kawałek słodkiej marchewki pływający w zupie.
Choć najczęściej bywam w Misiu, to jednak Jacek i Agatka stanowią miłą odmianę – po 5 latach studiów menu misiowe znam na pamięć i czasami człowiek chce jednak czegoś innego. Myślę, że ranking barów to będzie fajna sprawa.
Ja też gotuję na wywarze, ale w tej obok makaronu pływa starta marchewka i pietruszka, a tego nie praktykuję:)
Zwykle przez ten nierówny poziom wolałem pójść do Misia czy hali targowej, ale naleśniki były tam takieeee dobre. Długo tam nie byłem niestety, więc nie wiem czy się nie zmieniły.
Dwukrotnie jadłam w Jacku i Agatce pierogi i za każdym razem były niewiarygodnie słone, kompletna porażka. Inne dania jakie próbowałam np. devolay były w porządku (choć nie był to devolay tak naprawdę ale całkiem smaczne mięsko).
chyba najgorsze mozliwe miejsce na posilek we Wrocławiu. bylem z 5 razy i za kazdym razem żałowałem. razz nawet dostalem zepsute mięso!
jeśli chodzi o bary mleczne, to polecam odwiedzić „U Billa” – bar przy końcu Kościuszki, mają tam świetne pierogi i niskie ceny 🙂 pozdrawiam 🙂
„Bar Domowy ” Wrocław Leśnica ul Średzka. Najlepsze pierogi ruskie we Wrocławiu 🙂 polecam.
najlepszy chlodnik we Wroclawiu;)
No cóż – i ten bar znika.
23.05.2018 to ostatni dzień działalności…
http://www.gazetawroclawska.pl/wiadomosci/a/koniec-baru-jacek-i-agatka-nalesniki-za-zlotowke-na-pozegnanie,13192296/