Od lat w Berlinie funkcjonuje słynna na cały streetfoodowy świat budka Mustafa Gemuse Kebab. Wielu właśnie to miejsce uznaje za wzór i najlepszy kebab w Europie, a ustawiające się codziennie kolejki sięgają kilkudziesięciu metrów, w których w oczekiwaniu na zamówienie trzeba odczekać od kilkunastu minut do nawet godziny. Skoro więc udało się w Berlinie, dlaczego nie spróbować przenieść tak banalnego wydawałoby się pomysłu na grunt polski, a konkretniej wrocławski. Tak własnie pomyśleli młodzi ludzie, którzy w drugiej połowie 2016 roku wystartowali na ulicy Dubois z barem o jakże zaskakującej nazwie Gemuse Kebab.
Pomysł ten sam, ale kolejek jakby nie widać. Pisałem Wam już jakiś czas temu, że ostatnimi czasy staram się minimalizować ryzyko wpadki i odpuszczam większość tego typu miejsc, które już na pierwszy rzut oka nakazują zastanowić się nad jakością przygotowywanych na miejscu posiłków. Czasami coś jednak mnie podkusi i wdepnę. No więc wdepnąłem na szybkie jedzenie, w końcu berlińskie wzorce zobowiązują, a jedzenie urywa co nieco.
Wewnątrz niewielkiego pomieszczenia jest pusto, po wejściu niemal wpadam na ustawione jak w zieleniaku warzywa, w końcu Gemuse Kebab, wiadomo. Mięso z kurczaka leniwie piecze się na ruszcie, warzywa skwierczą na grillu, a tablica nad barem wskazuje trzy pozycje do wyboru – durum, doner i vege. Dwie pierwsze opcje w cenie 15 zł, wegetariańska trzy złote taniej. Zamawiam durum w tortilli, bo nie przepadam za napychaniem się bułką, uiszczam opłatę i czekam kilka minut.
Wynoszę swoje wcale niemałe zawiniątko na zewnątrz, żeby złapać jeszcze ostatnie promienie światła, odpakowuję i zabieram się do jedzenia. Do sprawnie zawiniętej tortilli trafił oczywiście ścięty dopiero co kurczak, sałata z miętą, ser puma, czyli po prostu feta, grillowane warzywa oraz kilka kropel cytryny. Co do składu, to właściwie jota w jotę z tym berlińskim. Gorzej jest tylko ze smakiem, a właściwie to jego brakiem. Gdzie się podział kurczak, gdzie jego smak, aromat – tego nie wie nikt, wyparował. Mięso ginie w potwornych ilościach sałaty, ale i grillowanych warzyw, choć grillowane to one może były dwie godziny wcześniej. Później już tylko dusiły się na wolnym ogniu. Brakuje w tym wszystkim świeżości, przez co gubi się także smak, nie mówiąc o poszczególnych składnikach. Na pierwszy plan wybijają się rozmiękłe ziemniaki i cukinia, natomiast kompletnie ginie mająca na celu załagodzenie całości feta, o cytrynie nie mówiąc.
Lubię kiedy Polacy inspirują się gastronomią innych krajów, wprowadzają na nasz rynek coś nowego, zaskakującego, czasami porywającego, a w innym wypadku po prostu smacznego. W Gemuse Kebab nie zauważam nic, co mogłoby mnie zainteresować tym miejscem na dłużej. Jeśli ta wersja kebabu miałaby rywalizować z budkami otwieranymi przez Turków czy Egipcjan, musiałaby bić aromatami, zaskakiwać smakiem i orzeźwiać. Tortilla z Gemuse Kebab zamula, składniki wewnątrz tworzą jedną wielką przegrillowaną na śmierć ciapę, z której nie da się wyłowić wielu pozytywów. Berlińska odsłona warzywnego kebabu ma jedną wielką przewagę – kolejka cały czas stoi, przemiał jest ogromny. Jedyne co stoi na Dubois to korek obok lokalu i warzywa na grillu.
Gemuse Kebab
Dubois 8/10
Dobrze napisane