Śródmieście to rejon Wrocławia, w którym spędzam zdecydowaną większość dnia, dlatego też dość mocno obserwuję okolice pod kątem gastronomii. Staram się, aby nie umknęło mi żadne nowe miejsce i właśnie przejeżdżając ulicą Jedności Narodowej natrafiłem na otwarty stosunkowo niedawno bar Palce Lizać, znajdujący się dokładnie naprzeciwko A nuż widelec.
Zerknąłem szybko na tablecie cóż to za przybytek, popatrzyłem na witrynę i właściwie wiedziałem wszystko. Pomieszanie z poplątaniem – gyros, pizza, makarony, a na dokładkę kurczak z rożna. W tym momencie mogę tylko uderzyć się w pierś, że jednak wszedłem. Mało tego – pomimo pewnych perturbacji podczas pierwszej wizyty, zjadłem tu także drugi raz.
Jest czysto, to fakt. Ale czy zauważacie na powyższym zdjęciu pewną nieprawidłowość? Kurczak z rożna znajduje się w karcie, ale w piecu jakoś pusto, podobnie jak na opiekaczu do gyrosa. Cicho wszędzie, głucho wszędzie.
Maksymalnie pół godziny wolnego czasu sprawia, że jednak wchodzę, aby sprawdzić do miejsce, no i po prostu coś przekąsić pomiędzy obowiązkami w pracy. Skoro nie widzę ani gyrosa, ani kurczaka, zerkam w menu w stronę kremu z pomidorów (10 zł) oraz zapiekanego penne z kurczakiem (16 zł).
Na twarzy pani kelnerki widać lekkie zakłopotanie, pomimo że poza mną zajęty jest jeszcze tylko jeden stolik. Zamówienie złożone, trafia na kuchnię, z której z badawczym wzrokiem wyłania się kucharz, prawdopodobnie właściciel lokalu. Czekam.
Niezwykle wyszukany krem z pomidorów z puszki doprawiony suszonymi ziołami i przyozdobiony kilkoma grzankami. Doprawdy szałowe danie, podczas przygotowywania którego chyba zepsuł się blender, ponieważ jego połowę stanowiły całe pomidory. Dziękuję, za takimi wynalazkami nie przepadam.
Cóż, jednorazowa wpadka – pomyślałem, a już za chwilę dotarło do mnie moje danie główne.
Zapiekane penne z kurczakiem, mozzarellą, pieczarkami i brokułami. Szkoda tylko, że bez brokułów. Trzeba być mocno roztrzepanym, żeby zapomnieć dodać jednego z czterech składników. Aha, teoretycznie pięciu, ale od razu poprosiłem o niedodawanie kukurydzy, która nijak nie pasuje do tego dania.
Makaron miękki, że aż pływa, mnóstwo śmietany i mozzarelli oraz ze cztery kawałki kurczaka. Walory smakowe rodem z przydrożnego baru. Łaskawa pani kelnerka odjęła od mojego rachunku dwa złote za brokuły, których nie było. Wow.
W tym momencie tego tekstu spokojnie możecie wpisać w komentarzach, że chyba ze mną coś nie tak. Po około dwóch tygodniach przybyłem do Palce Lizać ponownie, żeby nie było, że relacja obejmie jedynie jedną krótką wizytę.
Kurczak na grillu się nie pojawił, był natomiast drób na szpicu, więc mój wybór padł na zestaw gyros (15 zł).
Gyros drobiowy z frytkami i surówką właściwie taki sam, jak w 90% podobnych miejsc. Mięso – o dziwo – soczyste, mocno doprawione, wyraziste i polane lekko czosnkowym, jogurtowym sosem. Frytki, wiadomo, cienkie z mrożonki. W sumie i tak fastfood okazał się najlepszym wyborem, choć wielkość porcji jakoś specjalnie na kolana nie powala.
Nadzieja na kolejne miejsce z przyzwoitym jedzeniem w okolicach mojej pracy umarła bardzo szybko. Z wizyt w tym miejscu już się wyleczyłem, wolę zjeść domowy obiad w podobnej cenie po drugiej tronie ulicy. Sukcesów nie wróżę. Czy naprawdę nie lepiej skupić się jedynie na zjadliwym gyrosie, a nie bawić się w dania, o przygotowaniu których nie ma się pojęcia?
Palce Lizać
Jedności Narodowej 110
facebook.com/palcelizacjednosci
Jadłem tam tylko pizzę i jest przyzwoita. I piwka zimnego da się napić. Nie jest to wytworny lokal, ale schludny i spokojny, od czasu do czasu lubię wstąpić.