20 C
Wrocław
poniedziałek, 16 czerwca, 2025

Wrocławscy Ulicożercy – relacja (październik ’15)

Piotr Gładczak

Kolejna już odsłona festiwalu food trucków Wrocławscy Ulicożercy nie wzbudza takiego zainteresowania Wrocławian, jak początkowe edycje. Prawdziwy szał miał miejsce podczas premiery Ulicożerców dokładnie rok wcześniej, kiedy kolejki po burgery, pizzę czy kanapki ciągnęły się na kilkadziesiąt osób, a czas oczekiwania osiągał nawet półtorej godziny. Mimo że minął zaledwie rok, food truckowe zloty w stolicy Dolnego Śląska zatrzymały się w rozwoju. Liczba gości zmniejszyła się kilkukrotnie, aut również nie ma tylu co na początku, a czeka się także jakby krócej. Jedynie miejsce pozostało to samo, i kilka aut.

IMG_0426 IMG_0448

Zresztą, miejsce jest niezmiennie świetnie pasujące do tego  typu imprez. Klimat Browaru Mieszczańskiego robi swoje, kameralna atmosfera sprawia, że całość mieści się na niewielkim obszarze, który można obejść w kilka minut, spotykając przy okazji mnóstwo znajomych. Tym razem udało nam się odwiedzić Browar zarówno pierwszego, jak i drugiego dnia, aczkolwiek ze względu na pierwsze tegoroczne naprawdę zimne dni, nie spędziliśmy tyle czasu, ile planowaliśmy.

Pierwsze kroki skierowaliśmy do wnętrza Browaru, żeby uzbroić się w premierowe piwo z wrocławskiego Browaru Profesja – Marynarza. Jedno z najlepszych American India Pale Ale, jakie miałem okazję pić w ostatnim czasie. Mocno aromatyczne i odpowiednio goryczkowe.

IMG_0425

Do piwa najlepiej zjeść coś porządną kanapkę z mięsem, a jeśli porządną, to zdecydowanie w warszawskim food trucku 4 Kółka i Bułka.

IMG_0428 IMG_0429 IMG_0431 IMG_0432

Niezmiennie zadziwia mnie brak kolejek do auta dwóch przemiłych panów. Spowodowane jest to zapewne faktem używania oryginalnych części wołowiny, jako wkładu do kanapek. Ozory, poliki i ogony mogą co niektórych odrzucać, ale na pewno nie nas. Na dobry początek wybieramy kanapkę Musztarda po obiedzie, z peklowaną wołowiną, liśćmi musztardowca i sosem musztardowym.

Totalny odlot, świetna chrupiąca bułka i genialne mięso. Delikatna, marynowana, a następnie gotowana wołowina zyskiwała na wyrazistości dzięki obecnej w każdym momencie musztardzie. Kanapka posmakowała także naszemu synowi. Na tyle, że łatwość z jaką 14-miesięczny Kazik pochłaniał wołowinę, zainteresowała właścicieli food trucka, którzy przygotowali dla młodego porcję polików wołowych. Jak przystało na młodego mięsożercę, delikatne poliki zniknęły w brzuchu Kazika w kilka chwil.

IMG_0434 IMG_0435

Po takim prezencie poczuliśmy się zobowiązani, więc zamówiliśmy jeszcze jedną pozycję z menu – Złap byka za ogon. Jedno jest pewne – ta dwójka sterująca projektem 4 Kółka i Bułka ma pojęcie o tym co robi.

IMG_0457 IMG_0458

Nie jest to żaden nudny burger, to najprawdziwsza, swojska, charakterna kanapka, w której ogon wołowy jest tak lekki, że rozpływa się w ustach. Ale nie nijaki, wręcz przeciwnie. Niesamowicie wyrazisty, a do tego nie ginie pośród innych składników, bo jest ich zwyczajnie… niewiele. Mięso gra tutaj pierwszoplanową rolę, sprawiając, że te kanapki chce się jeść jedna po drugiej. Jeśli ktoś boi się nazw ozór, ogon czy poliki, czym prędzej musi spróbować specjałów od chłopaków z tego food trucka.

IMG_0439 IMG_0437 IMG_0438 IMG_0440 IMG_0441 IMG_0443

Kolejny przystanek – La Chica Sandwicheria. Food truck z kanapkami niczym z filmu Szef. Wybieramy pozycję Cubano Piccante, choć cena 22 zł od początku wydaje się nieco zawyżona. Pulled pork, jalapeno, ser, majonez, odpowiednio przysmażony bekon i musztarda, to ciekawe zestawienie. Na pierwszy rzut oka bułka sprawia wrażenie zbyt puszystej, ale soczyste, odpowiednio „namoczone” sosami mięso wprowadza dobry balans, dzięki czemu je się z przyjemnością. Kanapka smakuje naprawdę nieźle, a jedynym zgrzytem jest nieroztopiony plasterek sera.

IMG_0451 IMG_0455

Zazwyczaj podczas zlotów staram się jeść jedynie w nieznanych mi wcześniej autach. Tym razem food trucków było jednak na tyle niewiele, że obraliśmy kierunek na Bratwursty, aby przypomnieć sobie jeszcze raz smak smażonego sera z wurstem w bułce. Niezmiennie zaskakuje mnie świetny smak tego zestawu. Wzbogacony jeszcze o mocno wypieczony boczek i papryczki jalapeno pozostaje w moim TOP3 ulubionych streetfoodowych potraw.

IMG_0460 IMG_0461

Pierwszego dnia zamówiłem jeszcze pierogi z auta Zjedz Pieroga. Pół porcji gotowanych ruskich i pół drwala, w sumie za 10 zł. Kolejka -brak. Czas oczekiwania – ponad 30 minut. Do pewnego momentu byliśmy cierpliwi, ale kiedy okazało się, że pomimo dwóch przypomnień, obsługująca nas pani zapomniała o przygotowaniu zamówienia, poprosiliśmy o zwrot gotówki. Wolę zjeść pierogi gdzie indziej.

IMG_0504 IMG_0503 IMG_0505

W niedziel, od razu na wejściu, przystanęliśmy przy dobrze nam znanym samochodzie serwującym dania tex-mex. Panczo, które w sobotę zwinęło się już w okolicach godziny 16, teraz pracowało na pełnych obrotach od samego początku.

Poszliśmy w klasykę – burrito z wołowiną i burrito z kurczakiem. Obie pozycje niezłe, choć dalej upieram się, że zmniejszyłbym ilość ryżu pakowanego do środka. Świetną robotę robi bardzo wyrazisty, lekko kwaskowaty sos chimichurri, stanowiący idealną przeciwwagę dla delikatnej ostrości jalapeno. Ekipa z Panczo tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że idzie w bardzo dobrą stronę.

IMG_0502

Niestety trafiliśmy także na pozycje nieprzystające poziomem do festiwalu kulinarnego. Makaron Aglio Olio Pepperoncino z Quchnia M okazał się kiepskim żartem. Suchy, pozbawiony smaku i odpowiedniej ostrości makaron. Za takie przyjemności podziękujemy.

IMG_0506 IMG_0508

Niezmiennie, tłumy kręciły się wokół food trucka osiem misek, którego ekipa, poza klasyczną bułą maślaną z pulled pork, przygotowała na Wrocławskich Ulicożerców dwie nowości. Mieliśmy okazję spróbować buły Pekin, z długo pieczona kaczką, która była dość swobodnym nawiązaniem do wspomnianej już wcześniej buły z pulled pork, jedynie ze szlachetniejszym mięsem.

Gorzej wypadła natomiast buła z glazurowany boczkiem. Wyglądała zjawiskowo, nie ma co do tego wątpliwości, natomiast w smaku dominowała słodycz, dla której zabrakło przełamania. Pomysł dobry, wykonanie nienajlepsze, ale mimo to – brawa za odwagę i próbę eksperymentowania.

IMG_0511

Weekend zakończyliśmy tradycyjnym serkiem smażonym od Bratwurstów. To się nigdy nie znudzi.

Paweł Krzywonosiuk

Kolejna edycja Wrocławskich Ulicożerców już za nami. Pojawiło się kilka nowych, obiecujących aut, byli też starzy i lubiani stali bywalcy. Niektóre z nich od razu zdobyły serca uczestników festiwalu jedzenia. Niektóre, przynajmniej z tego co udało mi się zaobserwować, nie wzbudziły większego entuzjazmu. Osobiście żałuję, że mogłem być w Browarze Mieszczańskim wyłącznie w sobotę, ponieważ w niedzielę zmogła mnie choroba, ale i tak udało mi się spróbować kilka rzeczy.

Zacząłem od wypatrzonego o wiele wcześniej na Facebooku food trucka o miłej nazwie La Chica Sandwicheria. Chłopaki serwują kanapki w stylu kubańskim, co jest chyba totalną nowością na rynku jedzenia z samochodów. Dowiedziałem się, że był to ich właściwy debiut we Wrocławiu, chociaż serwowali już kiedyś jedzenie na Dworcu Świebodzkim jakiś czas temu. Potraktowali to jednak jako całkiem przypadkowy epizod. Na Ulicożerców przyjechali pierwszy raz i mam szczerą nadzieję, że pojawią się także i kolejnym razem.

IMG_3637 IMG_3643

Z racji tego, że miałem chore gardło decyduję się na totalną klasykę, czyli kanapkę Cubano Classic z szarpaną wieprzowinką, serem, szynką, piklami, musztardą i majonezem. Bardzo żałuję, że nie mogłem wziąć ich bestsellera, czyli pikantnej wersji powyższej kanapki, ale obiecałem sobie, że następnym razem na pewno mi się uda. Poinformowano mnie, że czas oczekiwania to około siedem minut, więc wykorzystałem go na zdobycie kilku informacji. Otóż chłopaki wszystko, włącznie z mięsem, samodzielnie przygotowują od podstaw (jedynie bułki sprowadzają ze specjalnej piekarni), a sztuki przyrządzania kanapek nauczyli się podczas pracy na słonecznej Florydzie, gdzie właśnie kubańscy imigranci byli prekursorami podobnego jedzenia. Krótka rozmowa mija naprawdę miło i w końcu otrzymuję moje wyczekiwane jedzonko. Jest ładnie zapakowane w papier, a dodatkowo w prosty pojemniczek, co jest, moim zdaniem, świetnym pomysłem.

Cubano Classic to coś w stylu bardzo dużej ciabatty z fantastycznym nadzieniem. Bardzo dobra bułka, zgrabnie trzyma mięso, którego ilość jest naprawdę zaskakująca. Napisałbym nawet, że pulled pork, mimo bardzo przyzwoitego smaku, kompletnie zdominowała smak i nie pozwolił poczuć nic innego. Tylko czasami czułem delikatne przebłyski smaku pikli czy szynki. Kanapka była zdecydowanie smakowita, tylko na przyszłość dawałbym nieco mniej mięsa, ewentualnie więcej sosów. Jedyne zastrzeżenie mam do ceny. Rozumiem, że za jakość się płaci, ale 22 zł to naprawdę sporo i myślę, że wiele osób mogło zniechęcić się ceną.

IMG_3674

Po tak obfitym pierwszym daniu, za bardzo nie miałem ochoty jeść nic więcej. Skierowałem się więc do Taho Cafe na gorącą lemoniadę, ponieważ pogoda nie rozpieszczała mojej gorączki i było mi po prostu zimno. Lemoniada okazała się naprawdę genialna w swej prostocie i niesamowicie smaczna. Rozgrzewający imbir, słodki miód, świeżo wyciskana cytryna, a to wszystko zalane wrzątkiem od razu umiliło mi poruszanie się po Browarze. Cena – 7 zł. Warto, polecam.

Chwilę potem poszliśmy ze znajomymi na klasykę Ulicożerców, więc tybetańskie pierożki od Momo Smak. Kolejka spora, więc chwilę trzeba musieliśmy odczekać na swoje zamówienie, mimo że załoga uwijała się jak w ukropie. Zamówiliśmy pierożki z kurczakiem i poinformowano nas, że czas oczekiwania to około 10 minut. Pojawiły się pewne wątpliwości, czy rzeczywiście tyle, bo ostatnim razem, przy zamówieniu, dziesięć minut wydłużyło się do ponad dwudziestu. Na szczęście tym razem nie było tego problemu.

IMG_3667

IMG_3668

Przed nami wylądowało dziesięć pierożków z nadzieniem z kurczaka. Nadzieje były spore, bo znajomi bardzo chwalili ten food truck. Nadzienie, składające się z kurczaka i marchewki, niestety zostało tak zdominowane przez smak marchwi, że czuło się wyłącznie ją. Na dodatek ciasto okazało się trochę zbyt twarde, jakby za krótko trzymane na parze. Sos sojowy, który można sobie wziąć do pierożków, był praktycznie niewyczuwalny. Niestety, pierożki zawiodły.

Trzeba było jednak sobie czymś poprawić nastrój. Wiązałem spore nadzieje z tajemniczym wozem, którego wcześniej jeszcze nie widziałem, czyli Balkan Burger. Akurat lubię ten rodzaj kuchni, więc od razu byłem bardzo pozytywnie nastawiony. Okazało się, że nie wystartowali od 12:00, jak było w zapowiedzi, ale dopiero przed 14 można było u nich zjeść, co lekko nas rozczarowało. Od razu zrobiła się do nich ogromna kolejka, wydawała się nawet większa niż do legendarnych niemal ośmiu misek. Zmniejszała się o wiele wolniej niż przy Momo Smak, co mój żołądek skomentował niezadowolonym burknięciem. Żeby w ogóle złożyć zamówienie trzeba mieć talon, o czym ludzie chyba nie byli wcześniej uprzedzeni. Talon otrzymuje się przy kasie, gdyż za zamówienie trzeba zapłacić z góry. Wraz ze znajomymi zamawiamy klasyk, czyli Pljeskavicę i ustawiamy się w długim ogonku.

IMG_3670 IMG_3672

Podchodząc do grilla, możemy wybrać sobie, czy chcemy mocniej czy słabiej wysmażone mięsko, które jest dużym i płaskim kotletem z siekanego mięsa. Obok grillują się też bułki, które z wyglądu przypominają grecką pitę. Wybieram mniej wypieczone mięsko, a po chwili pan wkłada je w bułkę i oddaje do foodtrucka, gdzie można wybrać dodatki. Standardowo podawana jest z cebulą, ogórkiem, ajvarem, sosem tzatziki, kapustą i sałatą. Ja wybieram wersję bez tych dwóch ostatnich i z pikantnym ajvarem. Siadamy na ławeczce obok i zaczynamy próbowanie tej nowości prosto z Serbii. Mimo że nie jest wybitnym dziełem kulinarnym, to uważam, że proste, ale smaczne połączenie składników jest dobre i śmiało można jeść je zamiast klasycznych burgerów. Ostry ajvar nie okazał się piekielny, ale faktycznie można było wyczuć jego obecność.

Na sam koniec organizm domagał się słodkiego, więc wybraliśmy się do Churros&More na hiszpańskie Churros. Jest to specjalne ciasto, wyciskane tu przy pomocy specjalnej maszyny wprost do gorącego tłuszczu. Znajomi zamawiają dużą porcję na dwójkę, ja proszę o wersję degustacyjną za 5 zł. Jestem wielkim zwolennikiem wprowadzenia wersji degustacyjnych na takich festiwalach i mam nadzieję, że kolejne auta zdecydują się na taki krok.

IMG_3644 IMG_3677

Czekamy chwilę i dostajemy nasze posypane cukrem pudrem i oblane sporą ilością czekolady Churros. Smak hiszpańskich, chrupiących paluszków nie jest porażający, ale już z sosami komponują się świetnie. Są naprawdę słodkie, więc idealnie pasują dla wszystkich głodomorów.

 

Total 4 Votes
3

Napisz w jaki sposób możemy poprawić ten wpis

+ = Verify Human or Spambot ?

Komentarze

komentarze

Podobne artykuły

3 KOMENTARZE

  1. Kto z czytelników bloga próbował Schabczaka od Prywaciarzy ? Moim zdaniem jedna z mocniejszych pozycji na zlocie :). Pozdrawiam

  2. Ja próbowałam 1. dnia makaronu z kurczakiem z Quchni M, i, choć nieco imho za tłusty, smakował mi bardziej niż kurczakowy Pad Thai od Ośmiu Misek próbowany dnia następnego.
    Jestem ciekawa jak ten foodtruck się rozwinie (bo uwielbiam makarony) i nie przekreślałabym ich już na starcie 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Polub nas na

103,169FaniLubię
42,400ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
100ObserwującyObserwuj
1,420SubskrybującySubskrybuj
Agencja Wrocławska

Ostatnie artykuły