Z lekkim opóźnieniem wynikającym z problemów technicznych, w połowie stycznia w końcu wystartował Pasibus. Właściwie to kolejna odsłona Pasibusa. Po dwóch food truckach i Przystanku Pasibus, tym razem przyszła pora na najpoważniejszy projekt właścicieli uznanej już we Wrocławiu streetfoodowej marki. Stacja Pasibus to nowy lokal na ulicy Świdnickiej. Ulicy ożywającej po kilkuletnim marazmie, m.in. dzięki takim pomysłom jak Pasibus, które ponownie przyciągają mieszkańców stolicy Dolnego Śląska na niegdyś najbardziej reprezentacyjną arterię miasta.
Wrażenie robi przemyślany od A do Z industrialny wystrój lokalu. Pomimo przeważającego czarnego koloru nie jest za ciemno. Za dnia, kiedy do środka wpada dzienne światło, to świetne miejsce na szybki obiad. Za to wieczorem Pasibus przeistacza się w klimatyczny bar, w którym można dobrze zjeść, a do tego napić się przeróżnych trunków. Za barem znajduje się cała gama mocniejszych alkoholi oraz piw rzemieślniczych z wrocławskiego Browaru Stu Mostów i Profesji.
Na alkoholowe wizyty w Pasibusie przyjdzie jeszcze czas, tymczasem dwukrotnie wybrałem się na Świdnicką na obiad. Zrezygnowałem z klasycznego burgera, bo doskonale znam jego jakość, a menu w Stacji Pasibus uległo znacznemu rozszerzeniu w stosunku do foodtrucków. Karta stanowi przekrój przez całe spektrum kanapek. Obok burgerów pojawiły się także tak zwane szarpańce, a więc trzy opcje szarpanej wołowiny lub wieprzowiny do wyboru w bułce. Do tego smażony ser w dwóch postaciach, a także Tacki Pasibrzucha, w których sami decydujemy o ich składzie.
Na dzień dobry zamawiam małego szarpaka z pulled beef (15 zł), a także kulki serowe sztuk cztery (8 zł). Płacę przy barze, a w zamian otrzymuję bzyczek, który ma za zadanie poinformować mnie niebawem o gotowym do odbioru zamówieniu. To gadżet znany bardziej z nadmorskich smażalni, ale jak się okazuje, dobrze sprawdzający się także we wrocławskich warunkach.
Mimo sporego tłumku, jaki przybył do Pasibusa, odbieram swoje tacki po maksymalnie dziesięciu minutach i zajmuję miejsce przy jednej z lad przytwierdzonych do witryny.
Szarpak to szarpana, długo duszona wołowina zamknięta w nowej, nieznanej dotąd w Pasibusie bułce razem z ogórkiem kiszonym, cebulą, sosem BBQ oraz sałatą lodową. Cieszy mnie niewielka ilość tej ostatniej, jeszcze bardziej widok mokrego mięsa. Wołowina rozpada się na włókna, jest świetna, właściwie to pożeram ją wzrokiem jeszcze przed pierwszym gryzem. Delikatna, a zarazem wyrazista. Nieco zbyt słodki sos przykrywa na szczęście ogórek kiszony, a całość dokładnie trzyma mięciutka wewnątrz i z odpowiednio chrupiącą skórką bułka. Na tę kanapkę będę wracać częściej, to nie podlega dyskusji.
Kulki serowe to przekąska bardziej do piwa niż na obiad. Tylko szkoda, że akurat o piwie mogłem jedynie pomarzyć, bo przyjechałem autem. Cztery przyjemnie chrupiące kulki, zwarty, leciutko ciągnący się ser i majonezowy sos. Klasyka gatunku. Pochwalam taką klasykę.
Druga wizyta nie mogła obejść się bez smażonego sera, w tym wypadku zamkniętego pomiędzy dwoma częściami bułki z sezamem. Syr w bułce (16 zł) to potężna dawka kalorii. Panierowany ser, plastry wysmażonego, chrupiącego bekonu, tatarska omacka i sałata lodowa, a więc wszystko czego potrzebuje taki miłośnik smażonego sera jak ja. Ser nie leje się, ale jest wystarczająco ciągnący, a do tego ma ostry, mocny smak, dzięki czemu odgrywa tu pierwszoplanową rolę, a reszta składników stanowi jedynie uzupełnienie.
Osobny temat stanowią frytki (5 zł). Grubo ciachane, mocno doprawione, dla niektórych zbyt miękkie. Osobiście uważam, że to jedne z lepszych frytek w tym mieście, wybaczam nawet ten brak chrupkości. Przede wszystkim jednak nie są nijakie, a stanowią pełnowartościowy, wnoszący nowe smaki dodatek.
Na koniec jeszcze zupa, a dokładniej krem z pomidorów (11 zł). Może nie powala, ale kupuje mnie dobrze zbalansowaną ostrością. Nie pali, ale intensywnie rozgrzewa, a w smaku przechyla się bardziej w stronę słodkości. W sumie to po rpsotu dobrze pasuje do całego konceptu Pasibusa. Jest dość ostro, jest coś do pochrupania za sprawą nachosów, a do tego nieźle syci.
Stosunkowo niedawno pisałem, że we Wrocławiu brakuje nam miejsc z kanapkami w różnych odsłonach, niekoniecznie burgerowni, których w pewnym momencie namnożyło się za dużo. Pasibus trafił idealnie, w dodatku lokalizacja zapewnia odpowiedni dopływ klientów, zarówno po południu, jak i wieczorem. To kolejne po Shrimp House miejsce wpisujące się w streetfoodowy koncept, ale podniesiony na wyższy niż w food trucku poziom.
Stacja Pasibus
Świdnicka 11
A jak ser w bułce wypada na tle tego z Bratwurstów?
Tego z Bratwurstów nie pobije nikt:)
[…] Stacja Pasibus, czyli streetfood przeniesiony na wyższy poziom […]