Trzy tygodnie minęły od ostatniego wrocławskiego zlotu food trucków do Festiwalu Mood4Food, który w dniach 30-31 maja odbył się na terenach przed Halą Stulecia. W stolicy Dolnego Śląska zjawiło się około 30 wystawców, zarówno z Wrocławia, jak i Warszawy oraz Katowic. Pogoda sprzyjała, lokalizacja także, więc w sobotę, od razu po przyjściu ruszyliśmy popróbować jedzenia. Pojawiliśmy się pod Halą chwilę po 14, kiedy akurat lekko kropiło, więc i kolejki do poszczególnych aut były niewielkie.
Jak wcześniej sobie obiecałem, pierwsze kroki skierowałem do Carnitas Food Truck, przybyszów ze stolicy.
Uśmiechnięta, przyjazna ekipa, składająca się z dwóch panów, z których jeden zajmuje się przyjmowaniem zamówień, drugi odpowiada z kolei na przygotowywanie dań. Menu jest skrócone na maksimum i składa się z tacos w jednej wersji oraz burrito z wołowiną i wieprzowiną. Moją uwagę zwróciły zwłaszcza sosy, w tym dwa z habanero.
Przy pierwszym podejściu proszę o burrito z wołowiną za 20 zł, z dodatkiem najostrzejszego sosu, a więc chili-habanero. Płacę, otrzymuję numerek i czekam jakieś 10 minut.
Porcja naprawdę ogromna, szczelnie napakowana farszem tortilla, która przed podaniem trafiła jeszcze na chwilę na grill. W środku sporo dobrze doprawionego mięsa z ryżem, fasolą i cebulą. Tortilla chrupiąca, a całość całkiem fajnie się komponowała. Czego zabrakło? Zapowiadanej ostrości. Miało mnie spalić, a okazało się, że panowie zapomnieli dodać ostrego sosu. Mogłaby być piątka, jest czwórka, która nie stanowiła przeszkody, żeby podejść do Carnitas raz jeszcze później, żeby sprawdzić tacos.
Na talerzyku otrzymaliśmy trzy taco, wszystkie z mięsem wieprzowym, ale z różnymi dodatkami. Najbardziej smakowała mi wersja z rzodkiewką i kolendrą. Tortilla mocno kukurydziana, wyrazista, natomiast mięso doskonałe, mięciutkie i soczyste, rozpadające się przy każdym gryzie. Czego zabrakło? Tym razem kolendry, która jednak w tej kuchni odgrywa większą, niż śladową, rolę, jak w przypadku tych tacos. Ogólnie jednak duży plus, zwłaszcza, że przy naszym drugim zamówieniu otrzymaliśmy salsę z habanero, i faktycznie dobrze popiekła.
Od trucka Carnitas najbliżej było nam do Bratwurstów, więc czym prędzej podeszliśmy na smażony ser w bułce.
O tej kanapce napisałem już chyba wszystko, zresztą także całkiem niedawno w tym miejscu. Świetna bułka, doskonale ciągnący ser i nadający charakteru sos tatarski. Zdecydowanie moja ulubiona streetfoodowa kanapka. A, pamiętajcie żeby dobrać jalapeno dla pokręcenia smaku.
Po lekkich ostrościach ruszyliśmy w stronę stoiska, na którym dostępne były Soki z domu Rembowskich. Orzeźwiające, słodkie i mocno owocowe soki nakręciły nasze apetyty na kolejną część podjadania.
Problemem zlotu przy Hali Stulecia była zbyt mała różnorodność. Dominowały stanowiska z burgerami, a największym odstępstwem od standardów można uznać chyba wspomniane wyżej Carnitas. Podczas Wrocławskich Ulicożerców postawiłem sobie za zadanie nie zjeść żadnego burgera, co bez problemu mi się udało. Tym razem ciężko było pominąć tę pozycję, więc kolejnym krokiem okazał się Byczy Burger. Zdecydowanie postanowiliśmy być lokalnymi patriotami i jeść wrocławskie specjały.
Nie zastanawiając się specjalnie długo, wybieramy Byczego Hot, a więc najbardziej konkretną naszym zdaniem pozycję w menu.
Chłopaki z Byczego potwierdzili, że robią jedne z najlepszych burgerów we Wrocławiu. Byczy Hot, czyli sałata, jalapeno, nachos, cebula, salsa pomidorowa i majonez. Mięso wysmażone na różowo, dobrze doprawione, no i smaczne dodatki. Chrupiące chipsy, dodająca kolorytu papryczka jalapeno i neutralizujący ostrość majonez. Do tego pyszna, puszysta, ale nierozpadająca się bułka. Jest dobrze.
Zaraz obok Byczego Burgera ustawiła się przyczepa ZZTop, wzorowana chyba na tej z Zapiekanek Tradycyjnych.
Jako miłośnik klasyki, proszę o tradycyjną zapiekankę, z małym udziwnieniem, bo z jalapeno. Płacę 7,50 zł i czekam około 5 minut.
Po odebraniu zamówienia polewam jedną część sosem chili, który stoi na ladzie w towarzystwie ketchupu. Niestety, zapiekanka jest za sucha, ser nie do końca roztopiony, a pieczarki bez wyrazu. Do klasyki z początku lat 90-tych dzielą tę zapiekankę lata świetlne.
Pierwszego dnia skończyliśmy jedzenie na tylu pozycjach, żeby drugiego dnia pojawić się pod Halą Stulecia około południa. W niedzielę kolejki były już większe, we znaki dawał się upał, a swoje zrobiły także targi staroci, które ściągnęły dodatkowych klientów.
Od razu, na pierwszy strzał podszedłem do 66 American Burger. O dziwo, przy ich aucie nie było nikogo, co podczas zlotów często się nie zdarza.
Zamawiam Texas za 16 zł, proszę o średnie wysmażenie mięsa, i czekam. Od razu rzuciła mi się w oczy bułka, która przy przekrajaniu mocno się kruszyła. Jak się miało okazać, to ona stanowiła najsłabszy punkt zestawu.
Teksas, czyli sałata, sos BBQ,czerwona cebula i jalapeno, mój ulubiony zestaw. Burger smaczny, mięso wysmażone zgodnie z zaleceniami, a papryczki przyjemnie rozgrzały. Niestety, bułka była totalnym nieporozumieniem. Puszysta, sypiąca się, nie była w stanie utrzymać wszystkich składników do końca. Smak na plus, ale bułka uniemożliwiła normalną konsumpcję. Na usprawiedliwienie, chłopaki z 66 American Burger dali znać wieczorem na FB, że pierwszy raz otrzymali takie bułki, przez co skończyli sprzedawać szybciej, niż zamierzali.
W trakcie oczekiwania na burgera od 66 American Burger podszedłem do stojącego obok Taho Cafe na lemoniadę. Pięć złotych za mocno cytrynowy, orzeźwiający napój to dobra cena.
Po burgerze i lemoniadzie przyszła pora na coś mniejszego. Wybór padł na Króla Frytek, a więc food trucka debiutującego na rynku tą imprezą.
Po chłopakach widać było debiutancką tremę i jeszcze lekkie nieogarnięcie. Porcja frytek dostępna w jednym rozmiarze za 6 zł. Do tego kilka sosów do wyboru, ale odpuściłem sobie, widząc gotowce dostępne na każdym Orlenie. Same frytki przyzwoite, puszyste, grube i chrupiące. Do poprawy na pewno szybkość działania.
Niedzielne popołudnie miałem dość obłożone przeróżnymi planami, więc kiedy kolejki w porze obiadowej zaczęły się powiększać, postanowiłem powoli uciekać do domu. Ostatnią stacją były Cztery Jelenie Grill Bar, kuszące swoim burgerem z dzika i jelenia. Pamiętając ich pysznego burgera z baraniny, tym razem zdecydowałem się na tego z mięsem jelenia. Cena – 19,50 zł, a więc bardzo przystępna.
Zespół Czterech Jeleni działał w dość prowizorycznych warunkach pod namiotem, smażąc mięso na jednym grillu, a na drugim opiekając bułki. Jedna osoba przyjmowała zamówienia, druga smażyła, a trzecia składała burgera w całość. Przy zamawianiu otrzymałem możliwość wyboru zarówno stopnia wysmażenia, jak i dodatków oraz sosu.
Jakby to powiedzieć – z dużej chmury mały deszcz. Pamiętam moje zachwyty nad ich baraniną. Drugie podejście, festiwalowe, okazało się małą klapą. Mięso miało być średnio wysmażone, a było wiórem. Niestety, osoba, która obsługiwała grill co chwilę przyciskała mięso łopatką, chcąc pewnie przyśpieszyć cały proces, przez co totalnie pozbawiła je soków. Zresztą cały burger był suchy, bułka napompowana, a tą ilość sałaty można by rozdzielić na kilka kanapek.
Wydaje się, że ekipa Czterech Jeleni nie do końca odnalazła się w warunkach przyrządzania potraw pod chmurką. W lokalu jest pysznie, na festiwalu było co najwyżej średnio.
Festiwal Food Trucków Mood4Food ma potencjał, głównie ze względu na doskonałą lokalizację. Zastrzeżenia mogę mieć do ilości aut serwujących burgery, co nie jest jedynie moim narzekaniem, a głosem wielu klientów. Kolejna, sierpniowa edycja powinna być już lepsza.
Brakowało dobrego piwka , szczególnie browarów regionalnych.
Bo tych pomyjów lech czy co tam było pić się nie da .
Miałam ochotę na tę zapiekankę z ZZTop… A teraz to nie wiem czy będę chciała. 🙂
Zgadzam się z opinią co do jelenia. Również byłem w niedziele i mam identyczne odczucia. Burger niestety był suchy jak drewno w lasach greckich w lipcu i sierpniu. Pani „grillowa” tak mocno przyciskała mięso na grillu, że „soki” nie miały prawa się ostać. Szkoda, bo sam patent w tworzeniu burgera wraz z nieźle brzmiącymi sosami wydawały się naprawdę interesujące.
Zdecydowanie brakowało piwek rzemieślniczych. Byliśmy bardzo zawiedzeni tym faktem.
Dodatkowo, chciałam polecić Byczy Blue od Byczy Burger! Poezja dla kubków smakowych. 🙂
Spróbowaliśmy również pan.puhów – z wieprzowiną, trawa cytrynowa i chyba miętą. Jak dla mnie bardzo smaczne, ale farsz nieco za bardzo zbity.
U Krowanatrawie zjedliśmy pulled porka, kanapka broniła się tylko dość wyrazistym sosem chrzanowym, poza tym mięso i bułka były dość suche. Smaczne, ale gdyby nie sos byłaby nie do zjedzenia.
U KillGrill Burger&Sandwich Bar skusiliśmy się na burgera Madera. Dla mnie był idealny, ale mój towarzysz nie podzielał mojej opini. Stwierdził, że burger jak to burger. Bardzo poprawny, bez fajerwerków.
A na koniec zjedliśmy gofra z kajmakiem, bananem i orzeszkami u gofreak. Największa strata pieniędzy. 🙁 (14z!!!)
pozdrawiamy i do zobaczenia na kolenym festiwalu!
Skusiliśmy sie na zapiekankę w ZZ TOP i po 10 min oczekiwania dostaliśmy ja zimna ( o jakieś 3-4 min za krótko trzymana w piekarniku )
Ja jadłem tacosy w niedzielę i mieli sos Naga Jolokia, który na serio palił strasznie. Za to duży plus. Szkoda, że mało kolendry dodają w standardzie. Nie pomyślałem, żeby poprosić o trochę ekstra.
Ja już nie miałem ani czasu, ani miejsca na kolejne taco, ale jolokia mnie mocno korciła:)
Faktycznie wszystko można nam zarzucić tj. warunki biwakowe, niektóre kotlety mogły być przesuszone przez ilość złożonych jednocześnie zamówień ( byliśmy pierwszy raz na tak dużej imprezie plenerowej), ilość sałaty jest u nas standardowa iż nasi Klienci wymagają od nas zdrowego jedzenia, może Pan nie jest świadomy ale nim zafascynowaliśmy się Slow Foodem i burgerami prowadziliśmy przez dwa lata własną piekarnię Cztery Kłosy której wyroby słyną na całą dzielnicę ze względu na jakość produktów tj. chleb żytni 100 % na własnym zakwasie oraz nasze bułki pszenne na drożdżach, które serwujemy w burgerach dla tego stwierdzenie, że bułka była napompowana trafia nas w samo serce gdyż nie mamy pojęcia na jakiej podstawie wysnuł Pan takie wnioski. Pozdrawiamy Cztery Jelenie
Witam,
napompowana, czyli pulchna, przez co trochę za sucha w zestawieniu z suchym mięsem. To, że zaznaczyłem o warunkach działania na imprezie, to w celu waszej obrony. Wiecie, że nie jest moim celem krytyka dla krytyki, bo w poprzednim wpisie mocno was chwaliłem. Zwyczajnie chciałem zaznaczyć, że tym razem nie było idealnie.
To do kolejnego lepszego razu 😉 Pozdrawiamy Cztery Jelenie
Potwierdzam wersję chłopaków z American 66- ostatnimi czasy parkują obok mojej pracy więc często się tam stołuję. Przeważnie bułki są jak najbardziej OK- nigdy nie zdarzyła mi się zbyt krucha. Moim zdaniem jedne z bardziej udanych burgerów we Wrocławiu choć nazwać je najlepszymi to trochę przesada.